|
Niedźwiadek objadający drzewko poziomkowe - symbol Madrytu (Puerta del Sol) |
Stolica
Hiszpanii, licząca obecnie ok. 3,2 mln. mieszkańców, to miasto jak
na tamtejsze stosunki raczej młode. Najstarsze wzmianki na jego
temat pochodzą z X w. i dotyczą pogranicznej, muzułmańskiej
twierdzy. Kilkakrotnie przechodziła ona z rąk do rąk i ostatecznie
dopiero w XI w. opanowali ją trwale chrześcijanie. W XII w.
rozwinęła się wokół zamku osada miejska, przez cały okres
średniowiecza nie odgrywała jednak większej roli. Prawdziwa
kariera Madrytu rozpoczęła się dopiero w drugiej połowie XVI w.,
gdy w 1561 r. król Filip II Habsburg przeniósł tam stolicę
zjednoczonego przed pół wiekiem kraju. On sam rezydował wprawdzie
we wzniesionym kilkadziesiąt kilometrów na północ pałacu-klasztorze w
Eskurialu, ale miasto zachowało już stołeczny charakter.
Ta
względna „młodość” Madrytu oznacza, że większość zabytków
pochodzi z epoki baroku (Madryt habsburski) albo oświecenia (Madryt
burboński). Sporo też budowli i pomników XIX- oraz XX-wiecznych.
Jest to jednak przede wszystkim miasto żywe, pełne ludzi młodych
albo przynajmniej cieszących się życiem, hałaśliwe, pełne
muzyki, knajpek, sangrii. Bardzo wiele tu parków oraz fontann,
oferujących cień i ochłodę wśród promieni palącego zwykle
niemiłosiernie słońca. Zimą temperatury potrafią jednak spaść
bardzo nisko, na szczęście nie na długo.
Przybysze
trafiają zazwyczaj na madryckie lotnisko, drugie co do wielkości w
Europie. Niestety, przyznać trzeba, że jest ono raczej kiepsko
oznakowane, tzn. przykładowo trudno znaleźć miejsce, w którym
można odebrać własne bagaże (obecnie nawet tanie linie zmuszają
podróżnych do oddawania bagaży podręcznych do luków). Taka
sytuacja, czyli kłopoty z odnalezieniem bagaży, przydarzyła nam
się po raz pierwszy podczas częstych i licznych podróży. Na lotnisku
madryckim urządzono kilka odrębnych sal odbioru, nigdzie natomiast
nie dało się znaleźć informacji, do której konkretnie sali
odstawiono bagaże z danego lotu. W rezultacie, podobnie jak
mniej więcej połowa współpasażerów, trafiliśmy do sali
niewłaściwej. Na szczęście, obsługa jest przyzwyczajona do
takich sytuacji. Okazało się, że bez większego trudu (nawet bez sprawdzenia biletów!) zezwala na swobodne przejście z części
przeznaczonej dla odlatujących (gdzie nas skierowano, nadal bez
bagaży) do części dla przylatujących (gdzie te bagaże można
odebrać). Trochę się już zaniepokoiliśmy, bo np. na lotniskach
polskich wspomniane dwie części przypominają odrębne fortece,
strzeżone przez jednostronne bramki, automatyczne drzwi oraz
uzbrojonych strażników. I bez długich korowodów, wzywania
szefostwa, tłumaczeń itp., itd. przejść się nie da. A w Madrycie
luz, inne zwyczaje, po prostu Południe! I te walizeczki czekały tam
sobie od ponad pół godziny, zresztą w towarzystwie mnóstwa innych
z tego samego lotu.
Samo
dotarcie do miasta to natomiast zupełna pestka. Na lotnisko
doprowadzono linię metra, wymagany jest tylko specjalny, nieco
droższy bilet na taki przejazd. Najlepiej kupić go w
pakiecie, razem z ogólnym biletem na centralną strefę metra oraz
kolejki miejskie i autobusy. Taki bilet na 5 dni to wydatek ok. 25
euro, ale można potem poruszać się po stolicy do woli. A metro madryckie jest bardzo dobrze rozbudowane i pozwala dotrzeć praktycznie
wszędzie.
Z
obowiązku trzeba zwiedzić najważniejsze zabytki miasta, jak już
wspomniałem, nieszczególnie zresztą stare.
|
Pałac Królewski w Madrycie (widok z tarasów katedry). |
|
Kolejna panna dworska Zbyszka :D |
|
Dwa pasibrzuchy na Plaza Mayor :D |
|
Dawny rynek madrycki. Plaza dela Villa. |
|
Widok ogólny powyższego placu. |
Plaza
Mayor – to serce „Madrytu habsburskiego”. Dawne targowisko,
usytuowane poza granicami średniowiecznego miasta, zamieniono na
przełomie XVI/XVII w. w reprezentacyjny plac miejski, otoczony
urodziwymi, czerwonymi kamieniczkami. Odbywały się tu oficjalne
uroczystości, turnieje rycerskie, przedstawienia teatralne, walki
byków itp. Obecnie zapełniony jest knajpkami, w których miło
przysiąść, przekąsić, wypić zimne piwo albo dobrze schłodzoną
sangrię. Ceny w miarę znośne i nie grożą ruiną portfela.
Muzeum
Prado – duma Madrytu, miejsce eksponowania jednej z najbogatszych
kolekcji malarstwa na świecie. Wystawiono tu wiele znanych dzieł
Rubensa, Velasqueza, Goyi, El Greco, Tycjana, Boscha i innych
mistrzów. Wejściówka dość droga: 24 euro. Można skorzystać z
opcji darmowej, w godzinach 18.00 – 20.00 (od poniedziałku do soboty) i 17.00 - 19.00 (w niedzielę). Ten wariant posiada
jednak dwa minusy. Po pierwsze, ustawiają się wtedy olbrzymie
kolejki i trzeba pojawić się ze sporym wyprzedzeniem, by zdążyć
wejść do środka. Po drugie, te dwie godziny i tak nie wystarczą
na obejrzenie najważniejszych chociażby sal i wizytę należałoby
w zasadzie powtórzyć, może nawet trzy razy. Inna sprawa, to
„wytrzymałość materiału” czyli przeciętnego turysty. Po
kilku godzinach wśród najwyższej klasy arcydzieł mieliśmy dość
i bez przykrości zakończyliśmy zwiedzanie, ciesząc się, że nie
musimy już tam wracać. :D
|
Guernica (zdjęcie zrobione ukradkiem). |
Muzeum
Królowej Zofii – to muzeum sztuki nowoczesnej. Tutaj również
darmowe wejściówki: poniedziałek 19.00 - 21.00, wtorek nieczynne, od środy do soboty 19.00 - 21.00, niedziela 13.30-19.00).
Tym razem polecamy ten
akurat wariant. I tak wszyscy zwiedzający kierują się głównie ku
najbardziej znanemu obrazowi Picassa, czyli
Guernice. Obsługa
też o tym wie i bez problemów wskazuje drogę. Kilkanaście minut
kontemplacji dzieła Mistrza oraz eksponowanych w pobliżu
przygotowawczych szkiców i można wracać na świeże powietrze.
|
Dworzec kolejowy Atocha. |
|
Główny hall starego dworca. |
Dworzec
kolejowy Atocha – kolej dotarła do Madrytu w 1851 r. W latach
1888-1892 zbudowano obecnie istniejący, zabytkowy gmach dworca. Robi
on spore wrażenie, wewnątrz hallu dworcowego urządzono obszerną
palmiarnię. Dworzec nadal działa, obecnie główny ruch przeniósł
się do nowej części.
|
Callos a la madrillena, czyli flaki po madrycku :D |
|
Jedna z restauracji "Muzeum szynki". |
|
Cholera! Co za trudny wybór... |
|
Dobry chrześcijanin ostentacyjnie zajada wieprzowinę :D |
|
Kolejna kulinarna świątynia Madrytu. |
|
Churros pyszne... |
|
Z góry spoglądają gwiazdy... |
|
...a my pałaszujemy...kalorie :D |
|
Hiszpańskie tapas... |
|
...w najróżniejszych wersjach... |
|
...tylko na które się zdecydować? |
|
Wybieramy stek...a jakże...po madrycku :D |
Sam
Madryt jawi się więc raczej jako miasto do leniwego powłóczenia
się, urozmaicanego jak najczęściej kuflem zimnego piwa albo
solidnym kielichem sangrii.
Z typowych potraw madryckich najbardziej
przypadły mi do gustu
callos a la madrillena,
czyli rodzaj gulaszu z flaków. To wprawdzie danie na okres zimowy,
ale co tam, latem ze szklanicą czegoś zimnego też smakuje bardzo
dobrze! Na szybką przekąskę trzeba koniecznie spróbować
hiszpańskiej szynki. Zwyczaj częstego i wręcz ostentacyjnego
jadania wieprzowiny upowszechnił się w Hiszpanii w epoce
inkwizycji. W ten sposób „dobrzy chrześcijanie” okazywali wszem
i wobec, że nie są żadnymi ukrytymi Żydami czy muzułmanami. Ale ponieważ wieprzowina szybko psuje się w wysokiej temperaturze, a lodówek nie
znano, rozwinięto wytwarzanie gatunków mocno zasolonych i
wysuszonych wędlin, odpornych na upały. Jak dla mnie, wyborne.
Całkiem niezłe i w rozsądnej cenie dwuosobowe zestawy (10 euro wliczając
dzban sangrii albo piwa) podają w sieci restauracji Museo
del Jamon, czyli „Muzeum
Szynki” właśnie. Tam można też zaopatrzyć się w te specjały
na wynos. Wybór bardzo duży, ceny również mocno zróżnicowane:
od 20 do 160 euro za kilogram (szynki godne jednak tych kwot :D). Dla miłośników czekolady, cukru i
tłuszczu w jednym coś specjalnego: churros con chocolate.
To smażone w tłuszczu pręciki albo pałeczki z ciasta, podawane z
gęstą, aromatyczną czekoladą na gorąco. Oczywiście, to
kaloryczna bomba atomowa, ale co tam. Smakuje wszystkim. A jak już,
to koniecznie te najlepsze i najsławniejsze. Czyli prosto do
chocolaterii San Gines
(Pasadizo San Gines 5, niedaleko Puerta del Sol). To tradycyjna,
najstarsza w Madrycie knajpka podająca ten przysmak (4 euro). Pewnie
dla uspokojenia sumień klientów (a zwłaszcza klientek :D) ściany
ozdobiono setkami zdjęć sław polityki, filmu, show biznesu czy
sportu, konsumujących
ten przysmak we wspomnianym przybytku. I wszystkie te aktorki,
piosenkarki, modelki, a nawet księżniczki z rodziny królewskiej, jakoś nie przybrały katastrofalnie na wadze po spożyciu rzeczonego
deseru. I dla zwykłych śmiertelników jest więc nadzieja. Trzeba
koniecznie spróbować! A wieczorem najlepiej zasiąść w jakiejś
miłej knajpce i sączyć kolejne kielichy sangrii. Ponieważ to
jednak bardzo przyjemny i popularny sposób spędzania wolnego czasu,
za miejscem w takowej knajpce lepiej rozejrzeć się stosunkowo
wcześnie, tak ok. 18.00. Później znalezienie wolnego stolika na
świeżym powietrzu graniczy z cudem.
|
Eskurial...nekropolia królewska. |
|
Zbyszko podziwia biblioteczne zbiory... |
|
Groby książąt Hiszpanii. |
|
Krypta królewska, zajęta do ostatniego miejsca. I co teraz? Może wprowadzić republikę? :D |
|
Mieszkalna część pałacu. |
Zwolennikom
zwiedzania bardziej intensywnego zaproponować można
wycieczki
podmiejskie. Szczególnie ciekawe wydają się wyprawy do
Toledo
(średniowieczna stolica Hiszpanii, typowe, stare hiszpańskie miasto
z wąskimi, krętymi uliczkami, usytuowane na wysokim brzegu Tagu,
jedna z najwspanialszych katedr gotyckich w Europie), do
Segowii (tu
już trochę dalej, główna atrakcja to imponujący akwedukt
rzymski, wkomponowany obecnie w zabudowę miejską) albo do
Eskurialu
i pobliskiej
Doliny Bohaterów (grób gen. Franco). Każdy z tych
wyjazdów zabierze jeden dzień, można wykupić wycieczkę
zorganizowaną (ceny 25-50 euro), albo wybrać się na własną rękę,
pociągiem lub autobusem. Zdecydowaliśmy się na wypad do Eskurialu
oraz Doliny Bohaterów. Dojazd jest bardzo prosty. Do miasteczka
Eskurial kursują pociągi podmiejskie (ze stacji Atocha, przez
stację Chamartin, mniej więcej co godzinę - bilet powrotny ok. 7
euro). W samym Eskurialu można podejść do klasztoru spacerem (ok.
20 min.), albo podjechać sprzed dworca autobusem miejskim (1 euro).
Autobus przejeżdża wprawdzie tylko obok kompleksu klasztornego (nie
urządzono tam przystanku!) i zatrzymuje się dopiero kilkaset metrów
dalej, na dworcu autobusowym. Ma to jednak tę zaletę, że od razu
wiemy, gdzie usytuowano ten dworzec. A stamtąd odjeżdżają później autobusy
do Doliny Bohaterów.
|
Mauzoleum w Dolinie Bohaterów z zewnątrz. |
|
Grób generała Franco z codziennie składanymi
świeżymi kwiatami. |
|
Archaniołowie strzegący grobu Franco. |
|
Dolina Bohaterów, ogólny widok wykutej w skale podziemnej bazyliki. |
Klasztor
w Eskurialu to gmach zadziwiający, z jednej strony dzieło geniuszu,
z drugiej przykład dewocji, wręcz fanatyzmu religijnego. Budowlę
wzniósł król Filip II w drugiej połowie XVI w. i ustanowił tam
swoją rezydencję, z której w trudzie i znoju rządził imperium
„nad którym słońce nie zachodziło” (jako pierwsze władztwo w historii obejmowało ziemie na całej kuli ziemskiej). Król przesiadywał nad
papierami po kilkanaście godzin dziennie, a i tak zaległości
narastały w zastraszającym tempie. W tymże pałacu-klasztorze w
końcu zmarł, zwiedzającym udostępniono skromnie i surowo
urządzoną sypialnię królewską. Gmach wymurowano z szarego,
ciężkiego kamienia, wydobywanego w pobliskich górach. Plan
klasztoru ma przypominać rusztowanie rożna, na pamiątkę
męczeństwa św. Wawrzyńca. A to dlatego, że właśnie w tradycyjnym dniu
tegoż świętego (zamęczonego w tak okrutny sposób w czasach
rzymskich), czyli 10 sierpnia 1557 r., wojska hiszpańskie odniosły
w bitwie pod Saint Quentin decydujące zwycięstwo, kończące
wieloletnią wojnę z Francją. Działo się to w początkach
panowania Filipa II, który fundacją klasztoru chciał podziękować
Bogu za ten triumf. Potem sam tam zamieszkał, podobnie jak i
niektórzy z jego następców. W podziemnych kryptach znajdują się
grobowce kolejnych władców nowożytnej Hiszpanii. Budowla robi
wrażenie imponujące i przygnębiające zarazem, każdy niech sam
zdecyduje, które z tych uczuć przeważa. Na zwiedzanie (20 euro)
należy przeznaczyć minimum trzy godziny. W środku jest
przynajmniej chłodno. Darmowe wejściówki w godzinach wieczornych, ale to mało dogodna opcja dla przybyszów z Madrytu,
Kontrolowanie
czasu wydaje się o tyle istotne, że o godz. 15.00 ze wspomnianego
dworca autobusowego wyrusza powrotny autobus do Doliny Bohaterów.
To miejsce w górach Guadarrama, które wybrał na swoje mauzoleum
dyktator Hiszpanii, gen. Francisco Franco. Po dziś dzień jest on
postacią bardzo kontrowersyjną, zarówno w kraju, jak i w
historii światowej. Władzę zdobył obalając po krwawej wojnie
domowej Republikę Hiszpańską (anarchistyczną, lewacką i
komunistyczną), wspierany czynnie przez Hitlera i Mussoliniego.
Uniknął jednak wplątania się w II wojnę światową i rządził
aż do śmierci w 1975 r. Zarzuca mu się słusznie liczne zbrodnie
oraz prześladowania przeciwników politycznych. Ma też jednak wielu
zwolenników, twierdzących, że uratował Hiszpanię przed
komunizmem. Wspomniany grobowiec w Dolinie Bohaterów to w istocie
podziemny, bardzo rozległy, wykuty w skale kościół. Robi
olbrzymie wrażenie. Przy budowie pracowali więźniowie polityczni.
To kontrowersyjny „zabytek” i obecne władze hiszpańskie
podchodzą do mauzoleum z pewną ostrożnością. Na zadziwiająco
prostej, surowej i wpuszczonej bezpośrednio w posadzkę płycie
nagrobnej generała leżą jednak zawsze świeże kwiaty. Tak czy
inaczej, miejsce warte jest obejrzenia (9 euro). Wspomniany autobus
pojawia się po mniej więcej dwóch godzinach i nie należy go
przegapić, bo o inny środek transportu trudno. Czasu na zwiedzenie
mauzoleum w zupełności jednak wystarczy. Dobrze też zaopatrzyć
się w wino oraz przekąski, urządzono bowiem przyjemne miejsca
piknikowe na łonie przyrody, z pięknym widokiem na góry. Na
miejscu znajduje się wprawdzie knajpka, ale menu pozostawia wiele do
życzenia. Dania barowe, nie podają sangrii i spragnionemu
przybyszowi pozostaje tylko zimne piwo (dobre i to, prawdę mówiąc).
Już
w drodze powrotnej, na stacji kolejowej w Eskurialu, spóźniliśmy
się kilka minut na pociąg. Początkowo zirytowani, uznaliśmy następnie ten wypadek za opatrznościowy. Z konieczności zajrzeliśmy
do dworcowego baru. W Polsce tego rodzaju przybytki cieszą się
najgorszą sławą, okupowane zwykle przez sieciówki, z paskudnym
jedzeniem, kiepską kawą i niebotycznymi cenami. A tam wszystko
inaczej. Przemiłe chłopaki z obsługi, doskonała sangria,
niewygórowane ceny. Gdy zajęliśmy miejsca przy barze i po krótkiej
rozmowie okazało się, że przyjechaliśmy z Polski, barmani na
wyścigi zaczęli podawać do każdej kolejki (wypiliśmy po trzy)
tradycyjne, hiszpańskie przekąski. I to w takich ilościach, że
planowany obiad w Madrycie stał się już zbędny! A wszystko to
wliczone w cenę. To hiszpański zwyczaj (ale obecny już tylko w
barach dla miejscowych). Gość siadający i pijący przy kontuarze
dostaje gratis przekąskę do każdej kolejki. Nasi sympatyczni
barmani „przesadzili” o tyle, że te skromne w założeniu
tapas zamieniły się w „kopiate” talerze różnych
lokalnych przysmaków. I to o wiele smaczniejszych, niż oferowane w
(turystycznym) centrum Madrytu. Wizytę w Eskurialu oraz w Dolinie
Bohaterów możemy więc z czystym sumieniem polecić!
|
Uczta na dworcu kolejowym w Eskurialu. |
|
Drugi drink i drugi tapas :D nie nadążamy....a do odjazdu pociągu 15 minut.... |