|
Bago, jeden z licznych w mieście posągów Buddy. |
Bago
(występuje również wersja transliteracji: Pegu) to czwarte co do
wielkości miasto w Birmie (ok. 280 tys. mieszkańców), stolica
prowincji o tej samej nazwie. Położone jest ok. dwóch godzin drogi
na północ od Rangunu. Ma za sobą bardzo długą i burzliwą
historię. Wzmiankowane po raz pierwszy w IX w., powstało być może
już kilkaset lat wcześniej. Bywało stolicą państw tworzonych
przez zamieszkujący te okolice i walczący z Birmańczykami lud
Monów, ale okres największej świetności przypadł na drugą
połowę XVI w., gdy swoją siedzibę w zdobytym niedawno Bago
ustanowili właśnie królowie birmańscy. Status ten miasto
zachowało przez niespełna pół wieku. W swoich dziejach bywało
wielokrotnie oblegane i zdobywane, palone i niszczone. Zdarzały się
także trzęsienia ziemi. Z tego powodu właściwie wszystkie
„zabytki” Bago, pałace i świątynie, zostały odbudowane w XX
w. Ponowny rozwój nastąpił pod rządami Brytyjczyków, którzy
uczynili je centrum eksploatacji okolicznych lasów tekowych. Jako
ciekawostkę można podać fakt, że pod obecnymi rządami wojskowymi
miasto było do 1988 r. całkowicie niedostępne dla obcokrajowców.
Do
Bago prowadzi dobra droga z Rangunu, podróż samochodem albo
autobusem zajmuje ok. dwóch godzin. Można wyprawić się tam na
jeden dzień z Rangunu i wrócić, co wydaje się wskazane w razie
planów dalszej podróży na północ. O wiele łatwiej złapać
bowiem połączenia z niedawnej jeszcze stolicy, niż z samego Bago,
położonego na uboczu głównej szosy do Mandalay. Bilety najlepiej
zamówić w hotelu, kupowanie ich na dworcu autobusowym może okazać
się skomplikowane (każda kompania posiada własne biura i kasy,
brakuje informacji w alfabecie łacińskim, same dworce położone są
na obrzeżach miasta). My wybraliśmy inny jeszcze wariant. Otóż
zdecydowaliśmy się na wynajęcie samochodu z kierowcą, a to ze
względu na fakt, iż obiekty turystyczne w Bago rozrzucone są w
różnych częściach osady i nie da się obejść ich pieszo (środek
transportu i tak będzie zatem potrzebny) oraz z powodu dalszej,
planowanej podróży do górskiej świątyni Kyaikto (Złota Skała,
Golden Rock). Leży ona kolejne dwie godziny drogi za Bago i dojazd z
tego miasta może okazać się trudny. Od spotkanych kilka dni
później turystów z Czech dowiedzieliśmy się, że nie udało im
się takowego transportu znaleźć, a za podróż taksówką w obie
strony z Bago do podnóża Golden Rock zażądano 120 USD. W tej
sytuacji Czesi zrezygnowali. Wynajęcie wspomnianego samochodu oraz
kierowcy na dwa dni kosztowało nas w Rangunie (po targach,
oczywiście) 110 USD w biurze podróży. Wliczono w to dwudniową
wycieczkę do Bago i Golden Rock oraz dorzucono bilety na nocny
autobus sypialny z Rangunu do Naypyidaw. Kierowca miał na koniec
podrzucić nas na dworzec autobusowy i odnaleźć właściwe biuro.
Uczynił to zgodnie z umową, nie bacząc na straszliwe korki, tłok
i ogólne zamieszanie na bardzo rozległym dworcu w Rangunie. Nie
muszę dodawać, że zwiedzanie Bago przy pomocy samochodu oraz
znającego okolicę Birmańczyka okazało się znacznie szybsze i
przyjemniejsze niż jakikolwiek inny wariant (no, może lektyka
byłaby przyjemniejsza, ale z pewnością nie szybsza – o tym innym
razem).
|
Pagoda Shwe Maw Daw. |
Obiekty
„zabytkowe” w Bago objęte są wspólnym, obowiązującym
wszystkich obcokrajowców biletem. Kosztował on w końcu 2018 r. 10
tys. kiatów (ok. 6,5 USD). Bilet nabywa się w pierwszym zwiedzanym
obiekcie. Jak już wspomniałem, świątynie i pałace w Bago mają
wprawdzie długą historię, zarówno zapisaną, jak i legendarną,
ale wielokrotnie niszczone w wyniku katastrof dziejowych oraz
naturalnych, pochodzą w obecnej postaci tak naprawdę z drugiej
połowy XX w. Tym niemniej, prezentują się okazale i mogą wywrzeć
wrażenie, zwłaszcza na osobach po raz pierwszy odwiedzających kraj
buddyjski.
Pagoda
Shwe Maw Daw – wedle legendy ufundowali ją jakoby dwaj bracia,
bogaci kupcy, którym sam Budda (żyjący w VI w. p. n. e.) ofiarować
miał dwa własne włosy. To oczywiście zupełnie nieprawdopodobne i
budowla powstała najpewniej w XIV w. n. e. Zniszczona w XX w.
skutkiem dwukrotnych trzęsień ziemi, odbudowana została w latach
pięćdziesiątych. Nie przeszkadza to wierze, że w głębi stupy
nadal znajdują się zamurowane włosy Buddy, w liczbie od dwóch do
dziewięciu.
|
Rytualne bicie w buddyjskie dzwony :D |
|
Jeden z ołtarzy przy dziedzińcu pagody Shwe Maw Daw. |
Pagoda
Hinthagon – wzniesiona w XVI
w., w dobie świetności miasta. Obecna postać pochodzi z pierwszej
połowy XX w.
|
Jedno z dzieci sprzedawców pamiątek w pagodzie Hinthagon. |
|
Pagoda Hinthagon. |
Pagoda
Kyaik Pun – to cztery,
27-metrowe posągi siedzącego Buddy, zwrócone do siebie plecami.
Pierwotną świątynię wzniesiono w XV w.
|
Wejście do pagody Kyaik Pun. |
|
Pagoda Kyaik Pun. |
|
Zbyszko obmywa wodą figurkę tygrysa, znaku przypisanego urodzonym w poniedziałek. |
|
Buddy dwa: jeden duży, drugi mały :D |
Posąg
Buddy Shwe Tha Lyaung – to, o
dziwo, jedyny oryginalny zabytek w Bago. Olbrzymi posąg leżącego
Buddy (56 m. długości oraz 18 m. wysokości) skutecznie kryje
tajemnicę swego pochodzenia. Odnaleźli go przypadkowo w 1881 r.
Brytyjczycy podczas przebijania linii kolejowej w okolicach Bago.
Przypuszcza się, że rzeźba została zapomniana po upadku i
zniszczeniu miasta w 1757 r. (to jedna z licznych katastrof
dziejowych, które spadały na to miejsce), a następnie pochłonięta
przez dżunglę. Nie udało się ustalić, kto i kiedy posąg
wykonał. Odnowiony i pokryty zadaszeniem, stał się obiektem czci
oraz dumy okolicznych mieszkańców. Uważa się go za drugi co do
wielkości leżący posąg Buddy na świecie (co jednak wydaje się
twierdzeniem przesadnym).
|
Posąg Buddy królujący nad jeziorem w pobliżu pagody Shwe Tha Lyaung. |
|
Odnowiony posąg Buddy odnalezionego w dżungli. |
|
Stopy Buddy z kołem życia przestawiającym kolejne wcielenia Buddy na drodze do Nirwany. |
|
Obrazy przedstawiające historię odnalezienia posągu Buddy w dżungli. |
Pałac
Kambawzathadi –
zrekonstruowany kompleks budynków pałacu króla Bayinnaunga,
panującego w Birmie w XVI w. Główna budowla to wyniosła sala
tronowa władcy. Impulsem do przeprowadzenia rekonstrukcji stało się
odkrycie w latach dziewięćdziesiątych XX w. 179 dość dobrze
zachowanych kolumn tekowych wspierających bliżej nieznaną,
monumentalną budowlę. Optymistycznie uznano ją za pałac
wspomnianego birmańskiego bohatera narodowego, spalony podczas
upadku miasta w 1599 r. (to inna ze wspomnianych katastrof). Kolumny
noszą ślady ognia. Na części z nich zachowały się wyryte w
drewnie alfabetem birmańskim nazwy rożnych prowincji kraju. Opisy
dla turystów twierdzą, że dla uczczenia władcy jego namiestnicy
przysyłali na plac budowy najdorodniejsze pnie drzew tekowych ze
swoich okręgów, prześcigając się wzajemnie ich rozmiarami oraz
jakością. Rzeczywistość może okazać się bardziej prozaiczna.
Nie ma żadnej pewności, że istotnie chodzi o pozostałości
rezydencji króla Bayinnaunga. Równie prawdopodobna wydaje się
wersja, iż chodziło tu o pałac jednego z późniejszych władców
ludu Monów, którzy ponownie władali w Bago w XVII-XVIII w. W takim
wypadku, budowla zostałaby spalona przez samych Birmańczyków, gdy
w 1757 r. na nowo zdobywali miasto. Co więcej, ponieważ nie
zachowały się żadne wiarygodne wizerunki albo opisy oryginalnych
budowli z tego rejonu i epoki, rekonstruktorzy pałacu działali
wyłącznie w oparciu o własną wyobraźnię. Tym niemniej, cały
skansen to malownicze i dość spokojne miejsce, otoczone rozległym
parkiem, w którym można odpocząć od dość tłumnie odwiedzanych
świątyń.
|
Przed salą tronową pałacu Kambawzathadi. |
|
Zbyszko miłośnik militariów :D |
|
W sali tronowej. |
|
Podczas spaceru po parku. |
Czy
wobec tak szeroko zakrojonej i w dodatku „radosnej” działalności
rekonstruktorskiej lokalnych władz warto w ogóle do Bago jechać?
Owszem, warto. Budowle, chociaż nieautentyczne i odbudowane lub po
prostu wzniesione w XX w., wywierają jednak pewne wrażenie. A
przede wszystkim, pozostaje jeszcze jedna, największa i tym razem
prawdziwie autentyczna atrakcja Bago. śniadanie mnichów w
klasztorze Kha
Khat Waing Kyaung.
Zorganizowane wycieczki biur podróży z niewiadomych powodów zwykle
omijają to miejsce (i całe szczęście), o istnieniu klasztoru oraz
możliwości obserwowania posiłku mnichów dowiedzieliśmy się
dopiero w Rangunie, podczas wynajmowaniu samochodu. Mnisi buddyjscy
są w Birmie bardzo liczni. To przeważnie młodzi chłopcy, oddani
do klasztoru na wychowanie i naukę przez rodziców. Za przyjęcie
syna należy złożyć odpowiedni dar, ale to i tak dla wielu
chłopców z biedniejszych rodzin jedyna szansa zdobycia
wykształcenia. Po osiągnięciu pełnoletności mogą odejść,
ożenić się, założyć rodzinę i prowadzić życie świeckie.
Większość tak właśnie czyni, ale dzieciństwo oraz wczesną
młodość spędzają w klasztorze. Zgodnie z doktryną oraz idąc za
przykładem Buddy mnisi jadają tylko to, co zbiorą jako jałmużnę.
Na ulicach miast często można spotkać długie, poranne procesje
zbierających datki mnichów. Otrzymują najczęściej ryż, owoce,
czasami drobne banknoty. Jadać wolno im tylko przed południem,
główny posiłek dnia spożywają więc o godz. 11.00, uprzednio
przygotowywując otrzymane wiktuały. Mnisie gotowanie oraz
następujące później śniadanie stały się w Birmie ceremoniami
publicznymi i przyciągają obecnie licznych turystów. Widać to np.
w Mandalay, gdzie taki posiłek zamienił się już w prawdziwą
szopkę, a nieszczęśni mnisi dosłownie przebijają się pomiędzy
szpalerami napierających ze wszystkich stron przybyszów z kamerami
oraz aparatami fotograficznymi. Tymczasem we wspomnianym klasztorze
Kha Khat Waing Kyaung w Bago można jeszcze znaleźć względną
ciszę i spokój oraz coś z autentycznej atmosfery życia mnisiego.
Przybywając po godzinie 10.00 mamy dość czasu, by swobodnie
pokręcić się po salach lekcyjnych (młodzi mnisi odbywają przed
śniadaniem lekcje), po kuchni (w której pracują starsi), po sali
jadalnej (w której trwa zastawianie stołów). Turystów spotyka się
niewielu i wtapiają się w tło, nikt też nie zabrania zaglądać,
gdzie tylko zechcemy. Natrafiliśmy w tym klasztorze tylko na dwójkę
innych „białych małp”, czyli parę przybyszów z Niemiec.
Owszem, w swoim czasie zajechał autobus z turystami chińskimi.
Okazało się jednak, że to również buddyści i przyjechali złożyć
ofiarę. Już wcześniej zamówili i opłacili kilka worków ryżu,
który gotowano teraz w wielkim kotle przed wejściem do sali
jadalnej. Gdy ruszyła procesja kierujących się do tego
pomieszczenia mnichów, ustawieni w szpaler Chińczycy wsypywali im
ryż w niesione w dłoniach miski. Prawda, że wypadło to o wiele
bardziej stosownie, niż nachalne pchanie się z kamerami, czego
świadkami staliśmy się przy podobnej okazji „gastronomicznej”
w Mandalay? Uprzejmi Chińczycy wyjaśnili, o co chodzi w tej ofierze
i zaprosili nawet naszą dwójkę do udziału w rozdzielaniu
jałmużny. Nie chcąc czerpać niezasłużenie z cudzej karmy
dobrych uczynków wymówiliśmy się, rozdając w zamian małym
mnichom kilka drobnych banknotów.
|
Poranne lekcje mnichów. |
|
Przygotowywanie posiłków. |
|
Jadalnia czeka na mnichów. |
|
Chińczycy z ryżem na donację dla mnichów. |
|
Przemarsz mnichów do sali jadalnej. Po drodze zbierają datki od zgromadzonych. |
|
Mnisi podczas śniadania, obok widać pojemniki z zebranymi datkami (słodycze, ryż, drobne pieniądze). |
|
Pośród biesiadujących mnichów. |
|
Nasz wspaniały kierowca i przewodnik :D |