|
Już po raz trzynasty... |
Od
trzynastu lat w pierwszy weekend czerwca w miejscowości Ląd (pow.
Słupca, woj. wielkopolskie) organizowany jest festyn średniowieczny.
|
Kopuła kościoła (jedna z większych w Polsce) |
|
Barokowy kościół w Lądzie |
Impreza oparta została o dwa najważniejsze miejsca: klasztor z XII
w., niegdyś cysterski, obecnie oddany ojcom Salezjanom oraz
średniowieczne grodzisko, wzniesione ku uciesze miłośników
przeszłości na pobliskich łęgach. Okolica bardzo ładna, nie
skażona zbytnio ręką człowieka, tuż nad dziką doliną środkowej
Warty, okresowo zalewaną wodami rzeki.
Ponieważ
pogoda w tym roku dopisała, a i spodziewaliśmy się spotkać
znajomych, ruszamy do Lądu. Już z daleka gwar i spore grupy
uczestników zabawy. Trudno o miejsce do zaparkowania motokoni, ale w
końcu gdzieś się wciskamy. Na początek zachodzimy do klasztoru,
gdzie umówieni jesteśmy z jednym z organizatorów, „honorowym
cystersem”, bratem Maciejem, który na tę okoliczność przywdział
tradycyjny habit zakonu i przypomina o dawnych dziejach opactwa. Brat
udziela nam bezcennych wiadomości na temat rozlokowania różnych
atrakcji festynu. Pytamy szczególnie o najlepsze w okolicy karczmy,
gdzie zjeść i wypić można. Kieruje nas do klasztornej kuchni
Salezjanów, w której istotnie tłoczą się liczni chętni w
oczekiwaniu na spyżę.
|
Rekonstrukcja średniowiecznego grodu |
|
Brat Maciej naucza zebranych |
|
Wreszcie godny napitek |
Wszyscy życzą sobie tradycyjnych placków
ziemniaczanych, których akurat zabrakło i czekać na kolejne porcje
trzeba. Dobrze żołądek zapełniają, ale to tylko przekąska.
Mięsa, sera, chleba i smalcu, a nade wszystko piwa oraz miodu
spragnieni wielce jesteśmy. Brat Maciej, obowiązkami skrępowany,
tymczasem podobnym rozkoszom podniebienia oddawać się nie może,
toteż owymi plackami zadowalać się musi! W drodze na gród i
tamtejsze błonia spotykamy znajomków, ci mięsiwa wprawdzie
polecają zacne, ale ponieważ motokońmi przybyli i w dalszą drogę
tegoż dnia ruszają, do gospody towarzyszyć nam niezdolni. Z żalem,
ale jednak porzucić tak wyborne towarzystwo zmuszeni jesteśmy.
Smakowite zapachy przyciągają nas do karczmy, w której wędzone
mięsiwa podają. Obok sery bardzo zacne, w tradycyjny sposób
wyrabiane. Piwo też wreszcie znajdujemy, o wiele godniejsze niż to,
które w Chinach ostatnimi czasy spijać musieliśmy! Ale to przecież
polska Warka, napitek godny wojów i rycerzy!
|
Wojowie szykują sie do bitwy |
|
Kupić tu można niemal wszystko |
|
Obozowisko mistrzów rzemiosł |
|
Niekończące sie średniowieczne stragany |
|
Wytop rudy żelaza |
Ukontentowani,
na gród udać się zamierzamy, lecz po drodze obozowisko mistrzów
wszelakich rzemiosł oraz przygodnych handlarzy przebyć trzeba.
Czegóż tu nie ma: groty, noże i miecze, łuki i strzały
(pistoletów na wodę też nie brakuje, jakby z innej bajki, ale komu
to przeszkadza?), drewniane chochle i miotły, podkowy przez kowala
wykuwane, obok powroźnik sznury ciągnie, sitarz rzeszota
prezentuje, garncarz garnki lepi. A tu świece, a tam korale, ówdzie
srebro, gdzie indziej bursztyny... Ugrzęźliśmy na dobre, moja pani
i małżonka od jednego kramu do drugiego gania, a ja za sakiewkę
jeno się chwytam! Wtem twarz znajoma szczęśliwie się ukazuje! Toż
to wiedźma-zielarka, którą dwa roki nazad jakoby na stosie już
spalili! A tu żyje i ma się dobrze, nalewki i kordiały sposobi,
przy niej woj dorodny. - Szlachetny Panie! - wita. - Toż to mało
razy mnie palić mieli? Jeszcze się taki sędzia ani kat nie
urodził, co dałby radę! Po dawnemu nalewki tu warzę! Spróbujcie
panie, a i ty nadobna pani, dereniowa, zacna, sama robiłam. Serce
rozgrzewa i ochoty do zabawy dodaje. - Jak tu wiedźmie odmówić?
|
Z wiedźmą-zielarką |
|
W średniowiecznym obozowisku |
Tymczasem
krzyk się wielki podnosi. To drużyny Wikingów pod gród
nadciągają, bitki, rabunku, bogactw wszelakich, a nade wszystko
napitków i hożych dziewoj spragnieni. Ale i miejscowi dzielnie placu dotrzymują, stąd tumult wielki powstaje, okrzyki wojów, szczęk mieczy
i toporów, oklaski gawiedzi. Pięć czy sześć razy się ścierają.
Wikingowie górą, to prawda. Kolczugi u nich zacne, hełmy
żelazne... Ale prażące słońce ich również pokona, zwycięzcy na polu zlegają, sił już na dziewki nawet nie mają i tylko piwa głośno
wołają! Tak to bitwa w biesiadę się przeradza, wojowie topory i
miecze odkładają, pancerze i kaftany ściągają, na obrzeżach
palcu, w cieniu drzew i namiotów w kupy się zbierają, piwo zgodnie żłopią...
Wnet też i dziewki nadciągają, takim widokiem zwabione.
|
Dzielni rycerze stają do walki |
|
Starcia rycerzy |
A
uczta godna. Wiele by o niej opowiadać. Tradycyjne flaczki i
podroby, gzika i ziemniaki w popiele pieczone (te może mniej
tradycyjne, ale co tam), ozorki wołowe... I do tego piwo przednie.
Warka na błoniu dobra, ale ten oto trunek, z pszenicy uwarzony, sam
opat chyba alibo może pan starosta z własnych piwnic
wspaniałomyślnie ofiarowali! I do tego hoże dziewczęta tymże
piwem hojnie szafują! Serce już się raduje, a tu nagle zapach
niezrównany dociera... Na salę dzika na rożnie pieczonego wnoszą!
Oto danie przezacne! Mięso czerwone, delikatne... ziołami
przyprawione. A jeszcze kuflem pszeniczniaka popite... Zaprawdę,
wspaniała ta uczta, godnie tu gości podejmują... Nie zdołamy już
żadną miarą motokońmi naszymi na kwaterę w pałacu biskupim w
Ciążeniu powrócić, oj nie zdołamy. Ale co tam! Jadło wyborne,
piwo znakomite, towarzystwo wyborowe. Oddajemy się rozkoszom uczty,
a potem pieszo do Ciążenia milę niecałą (ok. 6 km.) traktem
ciągniemy. Pogoda na szczęście sprzyja. Ale cóż oto? Zaprzęg za
nami pędzi, kolejna twarz znajoma. To włodarz do siebie wraca,
nieszczęsny, imprezy doglądał i piwa nie skosztował. Tak to
motokońmi tego dobrego gospodarza do pałacu dojeżdżamy.
|
Pałac w Ciążeniu |
Wszystkim
festyn w Lądzie polecamy, bo i my tam byliśmy, nalewki i piwo
piliśmy oraz dzika zajadaliśmy. Swojskie smaki niezrównane,
wytchnąć po dalekich podróżach pozwalają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz