Południowa
część wyspy jest znacznie ciekawsza od północnej i warto ją
zwiedzić. Aby zrobić to spokojnie, trzeba przeznaczyć na to dwa
dni – wycieczka na górę La Morne zajmie bowiem jeden z nich.
|
Żółwie olbrzymie w La Vanille Natur Park (aż dwa :P) |
|
Pora karmienia. Do pożywienia żółwie spełzają z całej okolicy... |
|
...a jest ich tutaj naprawdę sporo... |
|
Żółwie olbrzymie są największą atrakcją La Vanille Natur Park |
|
Inna atrakcja to krokodyle nilowe... |
|
...którym można się przyjrzeć z całkiem bliskiej odległości |
|
...małpy... |
|
Oraz inne mniej spektakularne gatunki żółwi. |
La
Vanille Natur Park w Riviere des Anguilles – to rodzaj parku lub
zoo, w którym w warunkach zbliżonych do naturalnych prezentuje się
zwiedzającym kilka atrakcyjnych dla turystów gatunków zwierząt.
Najważniejsze z nich to żółw olbrzymi oraz krokodyl nilowy. Park
usytuowano na obrzeżach miasta, dojazd dość trudny, doga wiedzie
przez liczne wąskie i kręte uliczki (oczywiście, często
zakorkowane w maurycyjskim stylu). Ustawiono wprawdzie drogowskazy,
ale nie rzucają się w oczy i nie zawsze wskazują kierunek jazdy w
sposób jednoznaczny. Dłuższą chwilę błądziliśmy. Cena
wejściówki dość spora (300 rupii) ale naprawdę warto. Wędrujemy
po krętych, zarośniętych ścieżkach wśród tropikalnej
roślinności, sadzawek oraz klatek i wybiegów z krokodylami. Tym
niezbyt przyjemnym zwierzętom można przyglądać się z bliska,
oczywiście zza krat albo z wysokiego mostka. Dla mnie prezentują
się odpowiednio tylko w formie eleganckich butów na nogach pięknych
pań (ewentualnie torebka do kompletu), ale przyznać trzeba, że
dranie robią wrażenie. I to pomimo tego, że przeważnie leniwie
wylegują się na piasku. Oczywiście, nie jest to gatunek rodzimy.
Krokodyle sprowadzono z Afryki, aby uatrakcyjnić park. Natomiast w
archipelagu Maskarenów (w tym i na Mauritiusie) występowały żółwie
olbrzymie. Wytępili je tutaj żeglarze arabscy i holenderscy. Na
szczęście, gatunek przetrwał na nieodległych Seszelach. W XIX w.
założono na Mauritiusie rezerwat dla tych zwierząt, które
sprowadzono ponownie na wyspę. W sprawę tę zaangażował się
osobiście Karol Darwin. Żółwie są rzeczywiście olbrzymie,
dorównują wielkością tym z Galapagos, niektóre osobniki ważą
ponad 200, a nawet 300 kg. Zwierzęta te są też długowieczne, żyją
ponad 100 lat. O ile krokodyle oglądamy zachowując wymogi
bezpieczeństwa, o tyle największą atrakcją i osobliwością parku
Vanilla jest możliwość wstępu na rozległy wybieg dla żółwi
oraz bezpośredni kontakt z około dwoma setkami tych zwierząt.
Spacerują one leniwie lub wylegują się na trawie i piasku,
zainteresowane głównie jedzeniem. Wysypanie przez pracowników
obsługi wyboru jarzyn (ulubiona to marchew) wzbudza nagłe
ożywienie. Zwierzaki nadciągają się ze wszystkich stron, niczym
żywe kamienie. Są oznaczone numerami wymalowanymi na skorupach.
Chętnie przyjmują jedzenie z ręki, oczywiście, trzeba przy tym
uważać. Zabronione jest siadanie czy stawanie na skorupach żółwi,
chociaż tu i tam park reklamuje się zdjęciem dziecka odbywającego
taką przejażdżkę. Z tymi żółwiami spokojnie można spędzić
godzinę albo dwie. Dodając krokodyle oraz inne, eksponowane gatunki
zwierząt to trzy godziny pobytu w parku murowane. Warto tam jednak
pojechać, żółwie naprawdę robią wrażenie.
|
Widok na światynię Grand Bassin. Pokrótce o uchwyconych w kadrze bogach hinduistycznych... |
|
Hanuman jako syn Waju (boga wiatru) posiadł tak znakomitą umiejętność latania, iż mógł rywalizować z Garudą, mitycznym ptakiem-wierzchowcem Wisznu. Ma moc chwytania obłoków, wyrywania drzew, kruszenia skał i podnoszenia gór. Jest opiekunem zapaśników i walczących. Przedstawiany z maczugą w ręce jako potężny zapaśnik z głową małpy. |
|
Ganesh syn Śiwy i Parwati to patron uczonych i nauki, opiekun ksiąg, liter, skrybów i szkół, zapewnia powodzenie każdego przedsięwzięcia. Przedstawiany jest zwykle jako czteroręki mężczyzna o głowie słonia z jednym kłem (drugi mu służy za rylec). Jego skóra jest złota lub niebieska. O legendzie związanej z pochodzeniem słoniowej głowy u Ganesha opowiem przy innej okazji . |
|
Lakshmi to bogini bogactwa, szczęścia i piękna. Żona Wisznu. Uosabia wszelkie powodzenie także materialne. Przedstawiana jako piękna, młoda kobieta o czterech rękach stojąca na kwiecie lotosu. |
|
Śiwa jeden z najistotniejszych bogów w hinduiźmie. Tworzy rodzaj trójcy hinduistycznej z Brahmą i Wisznu, w której symbolizuje unicestwiający i odnawiający aspekt boskości. Przedstawiany z kokiem na głowie, na którym wylądowała bogini Ganges. Występuje zwykle z wężem, siedzący na skórze tygrysa. Należy też zwrócić uwagę na jego trzecie, zamknięte oko umieszczone na czole tzw. oko poznania. |
|
Małpka zazdrośnie na mnie spoglądająca gdy fotografowałam hinduskich bogów. To i jej zrobiłam fotkę tym bardziej, że tak ładnie pozowała :P |
|
Inne przedstawienie boga Śiwy |
|
Nad świętym jeziorem do którego wlano wodę z rzeki Ganges. |
|
Nigdy nie mogę się powstrzymać przed sfotografowaniem tego starego hinduskiego znaku szczęścia, który został tak niecnie przywłaszcony przez jednego z europejskich dyktatorów... |
Grand
Bassin – to usytuowane w górach południowej części wyspy
jezioro, uznawane za święte przez bardzo licznych na Mauritiusie
wyznawców hinduizmu. Swego czasu wlano jakoby w jego toń naczynie
wody przywiezionej z Gangesu. Przy jeziorze wzniesiono kompleks
świątyń hinduistycznych oraz robiący wrażenie, wielkich
rozmiarów posąg Sziwy. Nad Grand Bassin można dojechać bardzo
dobrze utrzymaną drogą nr B 88, w pobliżu znajduje się ogromny
parking, dowód licznego napływu pielgrzymów. My odwiedziliśmy to
miejsce w zwyczajny dzień, a i tak wiernych zastaliśmy sporo.
Złożyliśmy ofiarę i poprosiliśmy o błogosławieństwo, którego
nam nie odmówiono. Posągi bogów w pobliżu oraz w samej świątyni,
jak również ów ogromny monument przedstawiający Sziwę, nieco
kiczowate. Ale dokładnie to samo można powiedzieć o wielu
przedstawieniach bóstw w przybytkach innych religii, chrześcijaństwa
nie wyłączając. Za to otoczenie jeziora malownicze, można wybrać
się na spacer wygodną ścieżką wzdłuż brzegu. Nam zabrakło na
to czasu, który spędziliśmy poprzednio u żółwi. Tutaj także
spotkaliśmy zwierzęta: złote rybki w jeziorze, podpływające w
oczekiwaniu na okruch chleba z rąk pielgrzymów, słusznych
rozmiarów koty, polujące z brzegu na te właśnie rybki oraz małpy.
Te ostatnie obsiadły słupy i kable telefoniczne w pobliżu
wspomnianego posągu Sziwy, czyniąc w ten sposób bogu konkurencję
wśród uzbrojonych w aparaty fotograficzne turystów
|
Wodospad zwany Welonem Panny Młodej |
|
Na tle Welonu |
|
Ziemia Siedmiu Kolorów podczas przebłysku słońca |
|
Atrakcja ta robi największe wrażenie skąpana w promieniach słońca |
|
Bo gdy słoneczko schowa się za chmurami nie jest już tak pięknie. |
Ziemia
Siedmiu Kolorów (Les Terres des Sept Couleurs, Seven Colored Earths)
– formacja geologiczna w parku narodowym Black River National Park,
uznawana za jedną z największych atrakcji wyspy. To obszar o
wymiarach mniej więcej 500x500 m., pokryty warstwami piasku o rożnym
składzie chemicznym, które to piaski w świetle słońca mienią
się różnymi, jaskrawymi kolorami. Wszystko w malowniczym otoczeniu
wysokich gór oraz tropikalnego lasu. Dojeżdżamy tam drogą nr B
103. Zwiedzanie parku odbywa się w dużej części samochodem. Za
wstęp płacimy przy bramie wjazdowej (ok 200 rupii od osoby) po czym
dobrze utrzymanymi drogami jedziemy najpierw na punkt widokowy, z
którego podziwiać można Wodospad Chamarel, zwany też Welonem
Panny Młodej. Ma on 84 m. wysokości, woda spływa dwiema
równoległymi kolumnami. W Polsce zrobiłby furorę, teraz jednak,
po świeżym podziwianiu wodospadów Norwegii powiem, ze tamtejsze
Welony Panien Młodych chyba jednak piękniejsze, a i samych panien o
wiele, wiele więcej! Następnie ruszamy na parking przy Ziemi Trzech
Kolorów. Stąd krótka, piesza wycieczka wzdłuż wyznaczonych
ścieżek i punktów widokowych. To miejsce koniecznie należy
zwiedzać w pełnym słońcu, wtedy wrażenie największe. My trochę
za długo zabawiliśmy najpierw u żółwi, a potem u Sziwy.
Dotarliśmy na miejsce ok. 17, pojawiły się chmury... to nie było
już chyba to, chwilowe tylko przebłyski słońca. Może dlatego, aż
tak wielkiego wrażenia Ziemia Siedmiu Kolorów na nas nie zrobiła.
Zjeżdżając ku wybrzeżu stromo poprowadzoną drogą B 103 trafiamy
jeszcze na fabrykę rumu marki
Chamarel,
jakoby jednej z najlepszych na Mauritiusie (rum to tam trunek
narodowy). Można ją zwiedzić i zrobić zakupy w przyfabrycznym
sklepie. Ceny okazały się jednak wyższe niż w supermarkecie (o
ok. 10 %). Z zakupów zrezygnowaliśmy.
|
Góra La Morne Brabant nasz kolejny cel |
|
Na początku droga nie wydaje się zbyt stroma ale słońce, temperatura i wilgotność dają się we znaki, a człowiek chłonie wodę jak gąbka. Wzięliśmy ze sobą po ok. 3,5-4 litry wody na osobę (bo ile tego można nosić) mimo to nam zabrakło... |
|
Widoki z góry są naprawdę wspaniałe |
|
Jeden z ostatnich odcinków trzeba pokonać pomagając sobie w wejściu liną (trasa prowadzi w nagim źrebie) |
La
Morne Brabant – góra i podwodny wodospad na południowo-zachodnim
krańcu Mauritiusa. Niezwykle malownicza góra La Morne dominuje nad
okolicą, wznosząc się na wysokość 556 m. niemal wprost z brzegu
morskiego. W czasach panowania na wyspie ustroju niewolniczego była
miejscem schronienia uciekinierów. Władze zwykle pozostawiały ich
w spokoju, ze względu na niedostępność miejsca. Jak na ironię,
gdy w 1835 r. zniesiono na Mauritiusie niewolnictwo, wysłano na górę
oddział wojska, by powiadomić o tym zbiegów. Sądząc, że to
ekspedycja karna byli już niewolnicy znaleźli śmierć, rzucając
się do morza i pragnąc za wszelką cenę zachować wolność.
Miejsce to ma dla mieszkańców Mauritiusa znaczenie symboliczne, od
2008 r. znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Ze
stoków i szczytu góry w słoneczny dzień można ujrzeć kolejną,
wyjątkową atrakcję wyspy, tzw. podwodny wodospad. Masy wody
wlewają się tam przez przerwę w barierze rafy koralowej, tworząc
to niezwykle zjawisko.
W
sumie, La Morne trzeba koniecznie odwiedzić. Z dojazdem i wejściem
na górę zajmie to cały dzień. Punkt startowy wycieczki znajduje
się na brzegu morza, przy południowym stoku góry. Można tam
dojechać dwiema leśnymi drogami, jedna z nich odbija od głównej
drogi nr B 9, druga rozpoczyna się na samym krańcu miejscowości La
Morne (przy zachodnich zboczach góry), gdy już skończą się
nadmorskie hotele. Obydwa zjazdy dobrze oznaczone. Drogi może
nieszczególnie zachęcające, ale przejezdne, także dla samochodów
osobowych. Główny problem to szerokość oraz brak uregulowania
ruchu – powinien być jednokierunkowy, ale nie jest –
najwidoczniej Europejczycy nie są w stanie dostrzec wszystkich pasów
drogi. W tej sytuacji mijanie się z kimkolwiek staje się od razu
poważnym problemem, a drzewa skutecznie ograniczają pole manewru.
Jedyna szansa, to występujące od czasu do czasu mijanki. Nie
wyobrażam sobie jednak wyminięcia autobusu, a i takie tam
zajeżdżają. Po ok. 1,5 – 2 km takiej jazdy obydwie ścieżynki
doprowadzają do w miarę wygodnego parkingu, z którego wyruszamy w
górę. Wstęp darmowy, trzeba tylko wpisać się do rejestru,
podając swoje dane oraz godzinę wymarszu. To jakoby ze względów
bezpieczeństwa. Turystów sporo. Z odnalezieniem ścieżki nie ma
żadnych kłopotów. Początkowo droga nie jest trudna, ale
wyczerpująca. Prowadzi pod górę dość ostrymi zakosami, a
wszystko to w ponad 30-stopniowym upale oraz często pełnym słońcu, przy
dużej wilgotności powietrza. W zasadzie zaleca się wchodzenie na
górę o świcie, ale wtedy wyjazd z hotelu ok 3-4 rano murowany.
Wolimy już słońce, w końcu jesteśmy na urlopie! Trzeba jednak
koniecznie zabrać wodę. W trakcie wycieczki przyda się każda
ilość płynu. Po okrążeniu góry i przejściu na jej zbocze
wschodnie a następnie północne wychodzimy z lasu i otwierają się
przed nami piękne panoramy wyspy. Niestety, ścieżka staje się
wkrótce trudniejsza. Trzeba wspinać się stromym wąwozem,
wspomagając się rozciągniętymi linami. Wymaga to pewnej
sprawności oraz dobrego, górskiego obuwia. Trudy wynagradzają
widoki na wyspę, ocean oraz wspomnianą rafę koralową. Wycieczka
zajmie przynajmniej cztery godziny. Wody zabraliśmy dużo, ale i tak
za mało. Po powrocie do samochodu oddaliśmy się usilnemu
nawadnianiu organizmów.
|
Gris Gris Beach fale bijące o brzeg |
Gris
Gris Beach – położona w miejscowości Souillac plaża, a
właściwie kończące ją wysokie, klifowe skały, o które
rozbijają się fale oceanu. Widok spektakularny, warto zatrzymać
się przejeżdżając nadmorską drogą B 9 (w samym Souillac należy
zjechać w boczną ulicę prowadząca na południe, w stronę
wybrzeża, są drogowskazy). Na miejscu znajdujemy w miarę wygodny
parking, niemal na szczycie klifu. Dla bardziej zainteresowanych
poprowadzono kilka ścieżek wzdłuż klifu.
|
Blue Bay |
Blue
Bay – to kolejna, reklamowana jako bardzo atrakcyjna, zatoczka z
plażą, położona przy miejscowości o tej samej nazwie (większe
miasto w pobliżu to Mah
éborg).
Dojeżdżamy drogą o nazwie Blue Bay Link Road, odchodzącej w bok
od trasy A 10 na rondzie przy wspomnianym miasteczku Mahéborg.
Trzeba tylko uważać, aby nie wjechać do samego miasta. Nam się to
przydarzyło i ugrzęźliśmy w niesamowitych korkach. Skąd na
takiej małej wyspie tyle samochodów? Sama plaża ładniejsza niż
Grand Baie na północy, ale jednak plażom na Ile aux Cerfs
zdecydowanie ustępuje.
|
Tonący w zieleni mostek gdzieś po drodze... |
Podsumowując,
południowa część wyspy oferuje dużo większe atrakcje niż
północna i to ją warto odwiedzić w pierwszej kolejności,
poszukując atrakcji turystycznych i przyrodniczych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz