|
Dzień zapowiada się słoneczny, zatem plan na dzisiaj to masyw Marmolady. Mniam :D |
|
Jeszcze tylko zakup ski pass'a i ruszamy. |
|
Orczyk spod naszego hotelu wiezie nas w stronę słońca :D |
|
A na Passo Pordoi niemiła niespodzianka. Spory ogonek przed wyciągiem... |
|
Knajpka majaczy na horyzoncie ale my ją omijamy, bo mamy dziś ambitne plany :D |
|
Krzesełka w kierunku Marmolady niestety należą do tych starszych, a zarazem mniej przepustowych. |
|
Skoro już komórka wyciągnięta z kieszeni to należy utrwalić i diabła :D |
|
oraz zrobić selfy na tle gór :D |
|
Widoki przed nami coraz ciekawsze. |
|
Drogowskazy wskazują drogę... |
|
...pośród ośnieżonych gór... |
|
...dolin... |
|
...i przy urokliwych jeziorkach. |
|
Pierwszy cel osiągnięty - stacja pośrednia kolejki na Punta Rocca (masyw Marmolady). |
|
Eksponaty w muzeum pierwszej wojny, mieszczącym się w tym samym budynku co stacja przesiadkowa kolejki linowej. |
|
Dość ciekawym pomysłem są napisy na okolicznych oknach (prawda, że wyglądają niczym plakaty?) |
|
Widok na skały które otacza trasa narciarska Sella Ronda. |
|
Ruszamy kolejną kolejką w górę. |
|
I docieramy na jeden (jak się później okazało) z najniżej położonych punktów na szczycie masywu Marmolady. |
|
Widoki jednak stąd wprost bajkowe. |
|
Widok na prowadzącą z Marmolady trasę narciarską. |
|
Okoliczne szczyty w śniegu... |
|
zainteresowały nawet diabła :D |
|
Widok z Punta Rocca na najbardziej okazały (chociaż nie najwyższy, ustępuje o jeden zaledwie metr) punkt na szczycie masywu Marmolady, czyli Punta Penia 3342 m.n.p.m.. |
|
Tutaj już z górki na pazurki :D |
Marmolada (3343 m.) to najwyższa góra Dolomitów, a zarazem nazwa
całego okolicznego masywu skalnego. W masywie tym znajduje się
także wzniesienie o nazwie Punta Rocca (3250 m.), na które można
wjechać kolejką linową, po czym zjechać w dół na nartach. To
popularna wśród narciarzy, tzw. wyprawa na Marmoladę. Właściwą
górę oglądamy wprawdzie tylko z punktu widokowego (wydaje się
zresztą na wyciągnięcie ręki), ale ponieważ Punta Rocca należy
do masywu Marmolady, ogólne twierdzenie o „zdobyciu Marmolady”
daje się usprawiedliwić.
Na
Marmoladę należy koniecznie wybrać się przy dobrej, słonecznej
pogodzie. Widoki ze szczytu Punta Rocca oraz różnych miejsc po
drodze zapierają dech w piersiach. Ostre, zimą i wiosną ośnieżone,
szczyty Alp rozciągają się jak okiem sięgnąć we wszystkich
kierunkach. Aż trudno uwierzyć, że odległość do Wenecji i
Adriatyku wynosi z tego miejsca zaledwie 114 km.
Niestety,
na te dni z rzeczywiście ładną pogodą polują wszyscy. Co prawda,
w marcu w Dolomitach trafia się ich sporo, ale to jednak góry i
„pogoda, jak kobieta, zmienną jest”. W rezultacie, na Marmoladę
walą wtedy tłumy. Utrudnia to i spowalnia dojazd. Masyw położony
jest nieco na południe od rejonu narciarskiego Arabby, z kilku
kluczowych wyciągów skorzystać muszą wszyscy, którzy wyruszają
stamtąd z zamiarem zdobycia szczytu. Na trasie Sella Rondy, na
której leży Arabba, też trafiają się newralgiczne „wąskie
gardła”, nieważne, czy podążamy do tej miejscowości od
zachodu, czy od północy. Zdarza się, że w kolejkach trzeba odstać
10, 15, 20 min. W efekcie, chociaż wyruszyliśmy w miarę wcześnie
z naszego hotelu Gagni Gonzaga, położonego bezpośrednio przy
szlaku Sella Rondy w okolicach przełęczy Passo Pordoi, skąd do
Arabby nie jest daleko (od strony zachodniej), dotarcie do dolnej
stacji kolejki linowej na Marmoladę (czyli w istocie na szczyt Punta
Rocca) w miejscowości Malga Ciapela (można tam również, niestety
dla narciarzy, dojechać samochodem, spory parking) zabrało nam ok
2,5 h., z czego mniej więcej 1/3 straciliśmy w ogonkach do wyciągów
(w dzień roboczy, czwartek). Ka naszemu niemiłemu zaskoczeniu (ale
z nas głupcy :D) na miejscu zastaliśmy tłum oczekujących,
kilkakrotnie przewyższający rozmiarami dotychczasowe. Chcąc nie
chcąc, dołączyliśmy do tylnych szeregów. Ludzie przesuwali się
powoli, przepustowość kolejki linowej na Marmoladę ma swoje
granice. Ostatecznie, straciliśmy tutaj kolejną godzinę. Plusem
jest to, że skipass Dolomity Super Ski obejmuje również i ten
wjazd.
Kolejka
składa się w istocie z trzech odrębnych odcinków i ma dwa punkty
przesiadkowe. W Wietnamie, zdecydowanie dłuższą trasę na Fansipan
pokonuje się za jednym zamachem, co robi olbrzymie wrażenie.
Wiadomo jednak, Azja górą! To kontynent przyszłości! Na stacjach
pośrednich szczęśliwie ogonków już nie ma. Ale na turystę
czekają inne atrakcje: tarasy widokowe, sklepy z pamiątkami,
knajpki, muzeum poświęcone walkom toczonym w tej górskiej okolicy
podczas I wojny światowej (co prawda, na miejscu Włochów raczej
bym ich nie przypominał, potwierdziły w całej rozciągłości
dawne, złośliwe powiedzenie: Dobry Pan Bóg stworzył Włochów po
to, żeby nawet armia CK – austriacko-węgierska, ta od dobrego
wojaka Szwejka – mogła kogoś pobić!). Efekt tego wszystkiego
okazał się taki, że ku naszemu przykremu zdziwieniu (ale durnie
:D) na szczycie „Marmolady” znaleźliśmy się dopiero ok. godz.
13.00.
Tu
jeszcze podziwianie panoramy Alp (a jest co podziwiać), zdjęcia
itp. Wreszcie, czas ruszać w dół. Winda podwozi wprost na start
trasy narciarskiej. Nie jest ona szczególnie stroma czy trudna w
normalnych warunkach, oznaczona została jako zaledwie „czerwona”.
Niestety, do godzin popołudniowych stada narciarzy zamuldziły ją w
sposób wręcz tragiczny. Zjeżdżają tu prawdziwe tłumy, niczym w
pochodzie pierwszomajowym. Szkoda, że nie sklasyfikowano tego zjazdu
jako „czarnego”. Wtedy zapewne połowa chętnych zrezygnowałaby
od razu, zostawiła narty na dole i zjeżdżała w dół kolejką
linową. A tak, ta rzekomo „czerwona” trasa okazuje się
trudniejsza do pokonania niż niejedna, prawdziwa „czarna”!
Zabiera sporo czasu i potrafi wymęczyć. A jest raczej długa. To
zresztą ciekawa przypadłość Sella Rondy. Szlaki czarne zazwyczaj
nie wydają się tutaj zbyt wymagające, a ponieważ wielu programowo
ich unika oraz poprowadzono niemal zawsze alternatywy „czerwone”,
na „czarnych” jeździ stosunkowo mało ludzi i nie ma zwykle
muld! W rezultacie, okazują się łatwiejsze oraz szybsze do
pokonania, niż te rzekomo mniej wymagające „czerwone”. Ta
zasada potwierdziła się też na Marmoladzie. W pewnym miejscu szlak
rozgałęział się na odnogi „czarną” i „czerwoną”. Ta
„czarna” zaprezentowała się o wiele sympatyczniej. Zdecydowanie
mniej narciarzy i prawie żadnych muld! Niestety, po pewnym czasie
obydwie trasy zbiegły się ponownie i wszystko wróciło do normy.
Wybierając
się na nartach na Marmoladę trzeba pamiętać, że jedyny wyciąg
łączący tę okolicę z rejonem Arabby i całą Sella Rondą kończy
pracę o godz. 16.00, szybciej niż inne, pracujące do 17.00. To w
sumie ma sens, z tego wyciągu jeszcze kawałek drogi do różnych
miejsc na pętli Sella Rondy, skąd wyruszyła większość turystów.
Gdyby działał dłużej, wielu czekałoby zapewne do ostatniej
chwili i potem ugrzęźliby gdzieś na dalszych odcinkach trasy.
Podsumowując,
masyw Marmolady oraz góra Punta Rocca są ze wszech miar godne
odwiedzenia. Jeżeli ktoś ma taką możliwość, niech stara się
uczynić to w godzinach maksymalnie porannych. Mniejszy wtedy tłok,
mniejsze ogonki do wyciągów i samej kolejki, trasa zjazdowa mniej
zmuldzona. Jeżeli to się nie uda, trzeba liczyć się ze
wspomnianymi wyżej niedogodnościami.
Ponieważ kolejny dzień zapowiadał się równie słoneczny, co ten w którym zrobiliśmy sobie wycieczkę na Marmoladę, postanowiliśmy o poranku wjechać na najwyższy szczyt na trasie Bell Vedere, czyli na Sass Pordoi (2950 m.). Widoki równie piękne, niestety ze szczytu prowadzi tylko dzika trasa narciarska, którą jednak nie zdecydowaliśmy się zjechać. Wycieczka na tę górę, choć znacznie krótsza jest również godna jest polecenia i nie trzeba stać w kolejkach :D Następnie korzystając z pięknej pogody udaliśmy się na słoneczną stronę Val Gardena.
|
Przed kolejką na Sass Pardoi. |
|
I już na szczycie. |
|
Tam gdzieś w dolinie majaczy nasz hotel :D |
|
Widok na Piz Ciavaces 2831 m.n.p.m., za którym znajduje się znana Val Gardena. |
|
Droga wijąca się przez Passo Pordoi, w tle masyw Marmolady. |
|
Pogoda nam dopisuje, słoneczko świeci :D |
|
Jako, że Zbyszko wciąż narzeka że nie ma mnie na zdjęciach a jednocześnie sam nie kwapi się do aparatu wymyśliłam taki oto sposób na wspólną fotografię na tle gór (odbitą w szybie) :D |
|
Zjazd kolejką. |
|
Diabeł gotowy na dalsze wyzwania. |
|
Ruszamy na słoneczną stronę Val Gardena. |
|
Po wszystkim krótkie obejrzenie mapki z trasami gdzie byliśmy przy doskonałym, włoskim, grzanym winie |
|
Ostatni rzut oka na Alpy i zjeżdżamy do naszego hotelu. |
Mnie się bardzo na nartach podobało we Włoszech. Super klimat. Nie dziwię się, że tak wielu Polaków wyjeżdża tam na zimowe uciechy. Polecam na https://eski.pl/ poszukać informacji o kurortach i miejscach zjazdowych.
OdpowiedzUsuń