sobota, 4 listopada 2017

Selinut i Agrygent - miasta swiątyń

Jedne z licznych ruin świątyń w Selinucie

Utrudzony wędrowiec...

...który wszystkiego musi dotknąć :D

...ale tutaj ręce okazały się za krótkie.

Wszystkie świątynie wzniesiono w surowym stylu doryckim.

Widok z miejsca piknikowego.

Naszą uwagę już z daleka zwracają rusztowania.

Po bliższym przyjrzeniu się, okazuje się, że starożytna świątynia jest w trakcie budowy :D

Po zwiedzeniu atrakcji zachodniej Sycylii ruszamy wzdłuż wybrzeża na południe, ku Selinutowi i Agrygentowi. To dwa stare miasta greckie z czasów kolonizacji wyspy, zniszczone w końcu V w. p.n.e. przez Kartaginę. Agrygent nosił wówczas nazwę Akragas. Selinut pozostał już w ruinie, Akragas odbudowano, nazwę zmienili później Rzymianie. Glówną atrakcją tych miejscowości są dobrze zachowane ruiny starożytnych  swiątyń greckich. Może nie aż tak dobrze jak w Segeście (na północno-zachodnim krańcu wyspy) ale za to były to  swiątynie o wiele większe, na miarę dawnego bogactwa i ambicji obydwu tych ośrodków. Ogólnie wypada zauważyć, że to właśnie na Sycylii przetrwały najpiękniejsze i robiące największe wrażenie pozostałości tego rodzaju budowli, którym nie dorównują obiekty w samej Grecji - przereklamowany, zatłoczony i nieustannie remontowany Akropol w Atenach wypada bardzo niekorzystnie. Z Trapani do Agrygentu wiedzie dobra droga wzdłuż wybrzeża,, którą można szybko i bez większych problemów przenieścić się na południe. Jedyny kłopot to przejazd przez miasto Marsala, często zakorkowane. Warto jednak zaopatrzyć się tutaj lub w okolicy w trunek o tej ze własnie nazwie. Marsala to słodkie wino, tradycyjnie wzmacniane spirytusem na okoliczność przetrwania przewozu żaglowcami do Anglii, która przez wieki była głównym odbiorcą i konsumentem tego specjału. Miejscowi rolnicy często sprzedają to wino przy drodze, prosto z platform i samochodów (odwiedziliśmy Sycylię we wrześniu). Zwykle nie rozumieją po angielsku nawet najprostrzych liczebników, za to hojnie udzielają próbek swego towaru. W roli kierowcy trzeba z tym uważać, marsala ma swoją moc! Zazwyczaj nieokreśloną zbyt precyzjnie, ale bez wątpienia wyczuwalną! Aby dotrzeć do Selinutu trzeba zjechać z głównej drogi SS 115 na drogę SS 115dir i kierować się na miejscowość Marinella. Park Archeologiczny Selinutu jest tuż obok, wszystko dobrze zresztą oznaczone. Przy wejściu rozległy, bezpłatny parking.
Teren do obejścia dość rozległy, warto przeznaczyć ok. 2 h. Zwiedzamy zarówno ruiny poszczególnych świątyń, jak i pozostałości po samym miescie. Wizyta robi spore wrażenie, tym bardziej, że budowle są w miare dobrze zachowane, a wszystkiego można dotknąć. Do tego ładne widoki na morze. Doskonałe miejsce na urządzenie pikniku. Turystów wprawdzie sporo, ale rozpełzają sie po okolicy i da się znaleźć spokojny, ustronny zakątek. Trudno natomiast ukryć się przed słońcem oraz wiatrem, często zawiewającym od morza. Jedyny minus to "prace konserwatorskie" przy niektórych budowlach (niestety, jak na Akropolu). Ich rozmach zmusza do podejrzeń, że to nie tyle konserwacja lecz bardziej remont, a może nawet po prostu wznoszenie tej czy innej świątyni na nowo. Czyżby tutaj kryła sie tajemnica tak dobrego stanu ich zachowania?
Przybywamy do Doliny Świątyń w Agrigento. Świątynia Kastora i Polluksa.
Świątynia Heraklesa w Agrigento


Tempio della Concordia (Świątynia Zgody)


Świątynia ta jest najlepiej zachowaną budowlą w całym kompleksie a jednocześnie jedną z najlepiej zachowanych świątyń greckich na świecie.

W okresie wczesnochrześcijańskim pełniła rolę bazyliki, stąd jej dobry stan.

Opuncje, jak już pozbawić je kolców są bardzo smaczne, zwłaszcza prosto krzaczka :D

Inne ujęcie Świątyni Zgody

Inna ze świątyń Agrygentu: Świątynia Hery

Znajduje się ona na samym krańcu doliny i tu czy ówdzie są widoczne czerwone ślady po pożarze który wybuchł w 406 r. p.n.e podczas najazdu Kartaginy.

Przykład wczesnochrześcijańskich grobowców wykutych w fundamentach antycznych świątyń w Agrygencie.
I znów Świątynia Zgody. Pięknie zachowana.

Nocą świątynie prezentują się równie wspaniale. Tutaj malowniczo podświetlona Tempio della Concordia.

Świątynia Hery w nocnej krasie.

A zza drzew wygląda Świątynia Heraklesa
Po odwiedzinach w Selinucie wracamy na drogę SS 115 i kontynuujemy jazdę do Agrygentu. Tutaj już z daleka, gdy tylko podążając wysoką estakadą przekroczymy opłotki miasta, możemy dostrzec wznoszące się majestatycznie na jednym ze wzgórz ruiny antycznych budowli. Nie wiadomo dlaczego, wzgórze to nazwano zresztą "Doliną Świątyń". Agrygent położony jest bardzo malowniczo i wysokich pagórków tu nie brakuje. Dojazd do interesujacej nas "doliny" nie jest w tej sytuacji oczywisty, ułatwiają go jednak drogowskazy. Gorzej z parkowaniem. Parking zatłoczony i dość drogi, okoliczne szosy obstawione zakazami parkowania. I tutaj, niestety, wyjątkowo we Włoszech egzekwowanym. Trafiliśmy na kilka "zablokowanych" samochodów. Ostatecznie udało się jednak znaleźć boczną drogę bez tego zakazu, z czego skwapiliwie skorzystaliśmy. Zwiedzanie świątyń Agrygentu dostarcza zupełnie innych wrażeń niż tych w Selinucie. Teren jest mniejszy, a turystów zdecydowanie więcej. Mamy więc tłok i harmider. O spokojnym pikniku trudno marzyć. Agrygent nie został porzucony już w starożytności, jak Selinut, stąd tutejsze świątynie przejęli w swoim czasie chrześcijanie, przerabiając je na kościoły. Chętnie wykorzystywali je też jako miejsca pochówków, ryjąc dziury w ścianach i fndamentach antycznych budowli niczym korniki. Trzeba też stwierdzić, że "Dolina Świątyń" wywiera największe wrażenie z pewnej odległości, najlepiej w nocy, gdy budowle są odpowiednio oświetlone. Wiele tutejszych hoteli oferuje wieczorny objazd celem obejrzenia tej panoramy, dodając to w charakterze bonusu jeżeli spożyjemy np. obiad w hotelowej restauracji. Warto skorzystać. Pieszo droga na miejskie wzgórza skąd roztacza się najlepszy widok zwykle daleka, samochodem trudno znaleźć miejsce parkingowe, a zresztą kierowca musiałby się aż do późnego wieczoru powstrzymywać się przed skosztowaniem lokalnego wina. A tak, bez problemu ujrzymy nocną panoramę starożytnego Agrygentu kolejno z kilku najlepszych miejsc widokowych.
Okolice Agrygentu trzymaja w zanadrzu jeszcze jedną atrakcję, tym razem krajoznawczą, która naszym zdaniem przebija nawet "Dolinę Świątyń". To tzw. "Schody tureckie" (Scala dei Turchi). Zadziwiające, wapienne wybrzeże, uformowane w kształcie opadajacych kaskadami, gigantycznych białych stopni, schodzących prosto do morza. Aby tam dotrzeć, trzeba pojechać wspomnianą drogą SS 115 na zachód (w naszym przypadku musieli smy się trochę cofnąć), minąć miejscowość Porto Empedocle i szukać zjazdu w lewo. Z tym jest (był w 2014 r.) spory kłopot, dojazd bardzo kiepsko oznakowany, długo błądziliśmy po różnych wąskich ulioczkach, wypytując o drogę. Pytać też niełatwo, gdyż mało kto mówi tu po angielsku. Ale w końcu udało się! Jeszcze szybki, około kilometrowy spacer wzdłuż wznoszącego się coraz bardziej klifu i zdążyliśmy, akurat na zachód słońca. Przy okazji, jako bonus, zastaliśmy nieobasdzoną już kasę z biletami, wejścia nikt jednak nie bronił. Wrażenie, jakie wywierają "Schody tureckie" jest naprawde olbrzymie. To ciągnący się przez kilka kilometrów utwór skalny, przypominający schody gigantów. Nazwa pochodzi stąd, iż jakoby w dawnych wiekach tureccy piraci wykorzystywali to miejsce, by wspiąć się na wysokie w tej okolicy brzegi wyspy. Poszliśmy w ich ślady. Tu i tam da się bowiem zejść na piaszczyste, otoczone skałami miniplaże. Należy tylko zachować ostrożność i wykazać minimum sprawności ogólnej. Skały mienią się w zachodzącym słońcu różnymi odcieniami bieli, od śnieżnobiałej po błękitną, przypominają też olbrzymią rzeźbę lodową. To bardzo urokliwe, malownicze miejsce. A zarazem przykład, co się traci podróżując z biurem podróży. Większość wycieczek zorganizpowanych omija bowiem to miejsce, milczą też na jego temat programy objazdów. Powód może nawet i zrozumiały: nie ma tu żadnych zabezpieczeń i przy braku uwagi albo ograniczonej sprawności fizycznej można spaść ze sporej wysokości. Ale miejsce jest bardzo atrakcyjne i unikatowe. Wyjazd na Sycyli e i pominiecie Scala dei Turchi to praewdziwy grzech!
Podążamy w kierunku Schodów Tureckich.

Biały, wapienny klif w całej okazałości.

Scala dei Turchi (Schody Tureckie),ich nazwa pochodzi od formacji skalnych, po których tureccy piraci przed wiekami jakoby zdobywali sycylijskie wybrzeża.

Współczesny pirat w tureckiej koszulce  :D

...rozgląda się za brankami do jasyru :D

Z wysokości 90 m roztacza się malowniczy widok na morze...

...zwłaszcza o zachodzie słońca :D. Od 2007 roku gmina Realmonte na terenie której leżą schody ubiega się o wpisanie ich na listę UNESCO.