piątek, 7 września 2018

Madryt, czyli życie jak w ...


Niedźwiadek objadający drzewko poziomkowe - symbol Madrytu (Puerta del Sol)
Stolica Hiszpanii, licząca obecnie ok. 3,2 mln. mieszkańców, to miasto jak na tamtejsze stosunki raczej młode. Najstarsze wzmianki na jego temat pochodzą z X w. i dotyczą pogranicznej, muzułmańskiej twierdzy. Kilkakrotnie przechodziła ona z rąk do rąk i ostatecznie dopiero w XI w. opanowali ją trwale chrześcijanie. W XII w. rozwinęła się wokół zamku osada miejska, przez cały okres średniowiecza nie odgrywała jednak większej roli. Prawdziwa kariera Madrytu rozpoczęła się dopiero w drugiej połowie XVI w., gdy w 1561 r. król Filip II Habsburg przeniósł tam stolicę zjednoczonego przed pół wiekiem kraju. On sam rezydował wprawdzie we wzniesionym kilkadziesiąt kilometrów na północ pałacu-klasztorze w Eskurialu, ale miasto zachowało już stołeczny charakter.
Ta względna „młodość” Madrytu oznacza, że większość zabytków pochodzi z epoki baroku (Madryt habsburski) albo oświecenia (Madryt burboński). Sporo też budowli i pomników XIX- oraz XX-wiecznych. Jest to jednak przede wszystkim miasto żywe, pełne ludzi młodych albo przynajmniej cieszących się życiem, hałaśliwe, pełne muzyki, knajpek, sangrii. Bardzo wiele tu parków oraz fontann, oferujących cień i ochłodę wśród promieni palącego zwykle niemiłosiernie słońca. Zimą temperatury potrafią jednak spaść bardzo nisko, na szczęście nie na długo.
Przybysze trafiają zazwyczaj na madryckie lotnisko, drugie co do wielkości w Europie. Niestety, przyznać trzeba, że jest ono raczej kiepsko oznakowane, tzn. przykładowo trudno znaleźć miejsce, w którym można odebrać własne bagaże (obecnie nawet tanie linie zmuszają podróżnych do oddawania bagaży podręcznych do luków). Taka sytuacja, czyli kłopoty z odnalezieniem bagaży, przydarzyła nam się po raz pierwszy podczas częstych i licznych podróży. Na lotnisku madryckim urządzono kilka odrębnych sal odbioru, nigdzie natomiast nie dało się znaleźć informacji, do której konkretnie sali odstawiono bagaże z danego lotu. W rezultacie, podobnie jak mniej więcej połowa współpasażerów, trafiliśmy do sali niewłaściwej. Na szczęście, obsługa jest przyzwyczajona do takich sytuacji. Okazało się, że bez większego trudu (nawet bez sprawdzenia biletów!) zezwala na swobodne przejście z części przeznaczonej dla odlatujących (gdzie nas skierowano, nadal bez bagaży) do części dla przylatujących (gdzie te bagaże można odebrać). Trochę się już zaniepokoiliśmy, bo np. na lotniskach polskich wspomniane dwie części przypominają odrębne fortece, strzeżone przez jednostronne bramki, automatyczne drzwi oraz uzbrojonych strażników. I bez długich korowodów, wzywania szefostwa, tłumaczeń itp., itd. przejść się nie da. A w Madrycie luz, inne zwyczaje, po prostu Południe! I te walizeczki czekały tam sobie od ponad pół godziny, zresztą w towarzystwie mnóstwa innych z tego samego lotu.
Samo dotarcie do miasta to natomiast zupełna pestka. Na lotnisko doprowadzono linię metra, wymagany jest tylko specjalny, nieco droższy bilet na taki przejazd. Najlepiej kupić go w pakiecie, razem z ogólnym biletem na centralną strefę metra oraz kolejki miejskie i autobusy. Taki bilet na 5 dni to wydatek ok. 25 euro, ale można potem poruszać się po stolicy do woli. A metro madryckie jest bardzo dobrze rozbudowane i pozwala dotrzeć praktycznie wszędzie.
Z obowiązku trzeba zwiedzić najważniejsze zabytki miasta, jak już wspomniałem, nieszczególnie zresztą stare.
Pałac Królewski w Madrycie (widok z tarasów katedry).
Zbyszko z ukochaną damą dworską na tle pałacu :D
Schody wewnętrzne Pałacu Królewskiego.
Gospodarze (obecni tylko na zdjęciu), czyli hiszpańska rodzina królewska. Pomimo różnych wpadek i tak wyszli lepiej niż ich przodkowie na portrecie Goyi :D
Pałac Królewski – w stylu klasycystycznym, po dziś dzień użytkowany przez rodzinę królewską. Można zaoszczędzić, gdyż od poniedziałku do czwartku oferuje się turystom wstęp wolny w godzinach 18.00 – 20.00 (od kwietnia do września) i 16.00 - 18.00 (od października do marca). Te dwie godziny w zupełności wystarczą. Dookoła rozciągają się obszerne parki, tutaj wstęp wolny przez cały dzień.


Katedra madrycka.
Taras widokowy katedry.
Panorama Madrytu nie rzuca na kolana.
Dach katedry widziany z jednej z wież.
Wnętrze katedry (poziom górny).

Podziemia katedralne.
La Almudena – katedra madrycka p. w. NMP – to młoda budowla utrzymana w stylu klasycystycznym, dopasowanym do Pałacu Królewskiego, z którym bezpośrednio sąsiaduje. Madryt przez całe wieki nie doczekał się własnego biskupstwa (to ślad małego znaczenia miasta w średniowieczu), a tym samym katedry. Otrzymał je dopiero w końcu XIX w. i wtedy przystąpiono do budowy. Katedrę ukończono w 1993 r. i konsekrował ją osobiście Jan Paweł II, który przybył w tym celu do Madrytu. Budowla posiada dwa poziomy: główny oraz rozległą kryptę. Wstęp wolny, płatne jest tylko wejście na galerię widokową wokół kopuły (panorama taka sobie, szczerze mówiąc), przy okazji zwiedza się muzeum katedralne, w którym wiele miejsca poświęcono wspomnianej wizycie Jana Pawła II.
Plaza Mayor.
Kolejna panna dworska Zbyszka :D
Dwa pasibrzuchy na Plaza Mayor :D
Dawny rynek madrycki. Plaza dela Villa.
Widok ogólny powyższego placu.
Plaza Mayor – to serce „Madrytu habsburskiego”. Dawne targowisko, usytuowane poza granicami średniowiecznego miasta, zamieniono na przełomie XVI/XVII w. w reprezentacyjny plac miejski, otoczony urodziwymi, czerwonymi kamieniczkami. Odbywały się tu oficjalne uroczystości, turnieje rycerskie, przedstawienia teatralne, walki byków itp. Obecnie zapełniony jest knajpkami, w których miło przysiąść, przekąsić, wypić zimne piwo albo dobrze schłodzoną sangrię. Ceny w miarę znośne i nie grożą ruiną portfela.
Muzeum Prado – duma Madrytu, miejsce eksponowania jednej z najbogatszych kolekcji malarstwa na świecie. Wystawiono tu wiele znanych dzieł Rubensa, Velasqueza, Goyi, El Greco, Tycjana, Boscha i innych mistrzów. Wejściówka dość droga: 24 euro. Można skorzystać z opcji darmowej, w godzinach 18.00 – 20.00 (od poniedziałku do soboty) i 17.00 - 19.00 (w niedzielę). Ten wariant posiada jednak dwa minusy. Po pierwsze, ustawiają się wtedy olbrzymie kolejki i trzeba pojawić się ze sporym wyprzedzeniem, by zdążyć wejść do środka. Po drugie, te dwie godziny i tak nie wystarczą na obejrzenie najważniejszych chociażby sal i wizytę należałoby w zasadzie powtórzyć, może nawet trzy razy. Inna sprawa, to „wytrzymałość materiału” czyli przeciętnego turysty. Po kilku godzinach wśród najwyższej klasy arcydzieł mieliśmy dość i bez przykrości zakończyliśmy zwiedzanie, ciesząc się, że nie musimy już tam wracać. :D
Guernica (zdjęcie zrobione ukradkiem).
Muzeum Królowej Zofii – to muzeum sztuki nowoczesnej. Tutaj również darmowe wejściówki: poniedziałek 19.00 - 21.00, wtorek nieczynne, od środy do soboty 19.00 - 21.00, niedziela 13.30-19.00).
Tym razem polecamy ten akurat wariant. I tak wszyscy zwiedzający kierują się głównie ku najbardziej znanemu obrazowi Picassa, czyli Guernice. Obsługa też o tym wie i bez problemów wskazuje drogę. Kilkanaście minut kontemplacji dzieła Mistrza oraz eksponowanych w pobliżu przygotowawczych szkiców i można wracać na świeże powietrze.
Dworzec kolejowy Atocha.

Główny hall starego dworca.
Dworzec kolejowy Atocha – kolej dotarła do Madrytu w 1851 r. W latach 1888-1892 zbudowano obecnie istniejący, zabytkowy gmach dworca. Robi on spore wrażenie, wewnątrz hallu dworcowego urządzono obszerną palmiarnię. Dworzec nadal działa, obecnie główny ruch przeniósł się do nowej części.
Plaza Espana. Don Kichot i Sancho Pansa.

Park Retiro.

Pałac Kryształowy od zewnątrz.

Wnętrze pałacu...
...a tam temperatura jak w szklarni :D

Świątynia Debod za dnia.

Świątynia Debod nocą.

Fontanna Apollina.
Fontanna Trytona.
Oprócz tych atrakcji o charakterze zabytkowo-muzealnym warto odwiedzić też place i parki, np. Plaza Espana z pomnikiem Don Kichota i Sancho Pansy, park Retiro z Pałacem Kryształowym (coś w rodzaju ozdobnej szklarni, w której urządzono wystawę sztuki współczesnej, wstęp wolny ale wysoka temperatura wypędzi po kilku minutach najbardziej nawet zagorzałych miłośników artyzmu), w Retiro można też zażyć przejażdżki łodzią po rozległym stawie. Inny godny uwagi park to Parque del Oeste (w pobliżu Pałacu Królewskiego oraz Plaza Espana). Znajdziemy tam kolejkę linową (atrakcja raczej dla dzieci) oraz przeniesioną z Egiptu starożytną świątynię Amona (tzw. Świątynia Debod), ofiarowaną Hiszpanii przez władze egipskie w zamian za pomoc przy ratowaniu zabytków zagrożonych budową tamy asuańskiej. To doskonałe miejsce na wieczorny piknik o zachodzie słońca. Ciekawe są także usytuowane na rondach i dużych skrzyżowaniach fontanny, np. fontanna Ceres, fontanna Trytona czy fontanna Apollina.
 Callos a la madrillena, czyli flaki po madrycku :D
Jedna z restauracji "Muzeum szynki".
Cholera! Co za trudny wybór...
Dobry chrześcijanin ostentacyjnie zajada wieprzowinę :D
Kolejna kulinarna  świątynia Madrytu.
Churros pyszne...

Z góry spoglądają gwiazdy...

...a my pałaszujemy...kalorie :D
Hiszpańskie tapas...
...w najróżniejszych wersjach...
...tylko na które się zdecydować?
Wybieramy stek...a jakże...po madrycku :D
Sam Madryt jawi się więc raczej jako miasto do leniwego powłóczenia się, urozmaicanego jak najczęściej kuflem zimnego piwa albo solidnym kielichem sangrii. Z typowych potraw madryckich najbardziej przypadły mi do gustu callos a la madrillena, czyli rodzaj gulaszu z flaków. To wprawdzie danie na okres zimowy, ale co tam, latem ze szklanicą czegoś zimnego też smakuje bardzo dobrze! Na szybką przekąskę trzeba koniecznie spróbować hiszpańskiej szynki. Zwyczaj częstego i wręcz ostentacyjnego jadania wieprzowiny upowszechnił się w Hiszpanii w epoce inkwizycji. W ten sposób „dobrzy chrześcijanie” okazywali wszem i wobec, że nie są żadnymi ukrytymi Żydami czy muzułmanami. Ale ponieważ wieprzowina szybko psuje się w wysokiej temperaturze, a lodówek nie znano, rozwinięto wytwarzanie gatunków mocno zasolonych i wysuszonych wędlin, odpornych na upały. Jak dla mnie, wyborne. Całkiem niezłe i w rozsądnej cenie dwuosobowe zestawy (10 euro wliczając dzban sangrii albo piwa) podają w sieci restauracji Museo del Jamon, czyli „Muzeum Szynki” właśnie. Tam można też zaopatrzyć się w te specjały na wynos. Wybór bardzo duży, ceny również mocno zróżnicowane: od 20 do 160 euro za kilogram (szynki godne jednak tych kwot :D). Dla miłośników czekolady, cukru i tłuszczu w jednym coś specjalnego: churros con chocolate. To smażone w tłuszczu pręciki albo pałeczki z ciasta, podawane z gęstą, aromatyczną czekoladą na gorąco. Oczywiście, to kaloryczna bomba atomowa, ale co tam. Smakuje wszystkim. A jak już, to koniecznie te najlepsze i najsławniejsze. Czyli prosto do chocolaterii San Gines (Pasadizo San Gines 5, niedaleko Puerta del Sol). To tradycyjna, najstarsza w Madrycie knajpka podająca ten przysmak (4 euro). Pewnie dla uspokojenia sumień klientów (a zwłaszcza klientek :D) ściany ozdobiono setkami zdjęć sław polityki, filmu, show biznesu czy sportu, konsumujących ten przysmak we wspomnianym przybytku. I wszystkie te aktorki, piosenkarki, modelki, a nawet księżniczki z rodziny królewskiej, jakoś nie przybrały katastrofalnie na wadze po spożyciu rzeczonego deseru. I dla zwykłych śmiertelników jest więc nadzieja. Trzeba koniecznie spróbować! A wieczorem najlepiej zasiąść w jakiejś miłej knajpce i sączyć kolejne kielichy sangrii. Ponieważ to jednak bardzo przyjemny i popularny sposób spędzania wolnego czasu, za miejscem w takowej knajpce lepiej rozejrzeć się stosunkowo wcześnie, tak ok. 18.00. Później znalezienie wolnego stolika na świeżym powietrzu graniczy z cudem.
Eskurial...nekropolia królewska.
Zbyszko podziwia biblioteczne zbiory...
Groby książąt Hiszpanii.
Krypta królewska, zajęta do ostatniego miejsca. I co teraz? Może wprowadzić republikę? :D

Mieszkalna część pałacu.
Zwolennikom zwiedzania bardziej intensywnego zaproponować można wycieczki podmiejskie. Szczególnie ciekawe wydają się wyprawy do Toledo (średniowieczna stolica Hiszpanii, typowe, stare hiszpańskie miasto z wąskimi, krętymi uliczkami, usytuowane na wysokim brzegu Tagu, jedna z najwspanialszych katedr gotyckich w Europie), do Segowii (tu już trochę dalej, główna atrakcja to imponujący akwedukt rzymski, wkomponowany obecnie w zabudowę miejską) albo do Eskurialu i pobliskiej Doliny Bohaterów (grób gen. Franco). Każdy z tych wyjazdów zabierze jeden dzień, można wykupić wycieczkę zorganizowaną (ceny 25-50 euro), albo wybrać się na własną rękę, pociągiem lub autobusem. Zdecydowaliśmy się na wypad do Eskurialu oraz Doliny Bohaterów. Dojazd jest bardzo prosty. Do miasteczka Eskurial kursują pociągi podmiejskie (ze stacji Atocha, przez stację Chamartin, mniej więcej co godzinę - bilet powrotny ok. 7 euro). W samym Eskurialu można podejść do klasztoru spacerem (ok. 20 min.), albo podjechać sprzed dworca autobusem miejskim (1 euro). Autobus przejeżdża wprawdzie tylko obok kompleksu klasztornego (nie urządzono tam przystanku!) i zatrzymuje się dopiero kilkaset metrów dalej, na dworcu autobusowym. Ma to jednak tę zaletę, że od razu wiemy, gdzie usytuowano ten dworzec. A stamtąd odjeżdżają później autobusy do Doliny Bohaterów.
Mauzoleum w Dolinie Bohaterów z zewnątrz.

Grób generała Franco z codziennie składanymi
świeżymi kwiatami.
Archaniołowie strzegący grobu Franco.

Dolina Bohaterów, ogólny widok wykutej w skale podziemnej bazyliki.
Klasztor w Eskurialu to gmach zadziwiający, z jednej strony dzieło geniuszu, z drugiej przykład dewocji, wręcz fanatyzmu religijnego. Budowlę wzniósł król Filip II w drugiej połowie XVI w. i ustanowił tam swoją rezydencję, z której w trudzie i znoju rządził imperium „nad którym słońce nie zachodziło” (jako pierwsze władztwo w historii obejmowało ziemie na całej kuli ziemskiej). Król przesiadywał nad papierami po kilkanaście godzin dziennie, a i tak zaległości narastały w zastraszającym tempie. W tymże pałacu-klasztorze w końcu zmarł, zwiedzającym udostępniono skromnie i surowo urządzoną sypialnię królewską. Gmach wymurowano z szarego, ciężkiego kamienia, wydobywanego w pobliskich górach. Plan klasztoru ma przypominać rusztowanie rożna, na pamiątkę męczeństwa św. Wawrzyńca. A to dlatego, że właśnie w tradycyjnym dniu tegoż świętego (zamęczonego w tak okrutny sposób w czasach rzymskich), czyli 10 sierpnia 1557 r., wojska hiszpańskie odniosły w bitwie pod Saint Quentin decydujące zwycięstwo, kończące wieloletnią wojnę z Francją. Działo się to w początkach panowania Filipa II, który fundacją klasztoru chciał podziękować Bogu za ten triumf. Potem sam tam zamieszkał, podobnie jak i niektórzy z jego następców. W podziemnych kryptach znajdują się grobowce kolejnych władców nowożytnej Hiszpanii. Budowla robi wrażenie imponujące i przygnębiające zarazem, każdy niech sam zdecyduje, które z tych uczuć przeważa. Na zwiedzanie (20 euro) należy przeznaczyć minimum trzy godziny. W środku jest przynajmniej chłodno. Darmowe wejściówki w godzinach wieczornych, ale to mało dogodna opcja dla przybyszów z Madrytu,
Kontrolowanie czasu wydaje się o tyle istotne, że o godz. 15.00 ze wspomnianego dworca autobusowego wyrusza powrotny autobus do Doliny Bohaterów. To miejsce w górach Guadarrama, które wybrał na swoje mauzoleum dyktator Hiszpanii, gen. Francisco Franco. Po dziś dzień jest on postacią bardzo kontrowersyjną, zarówno w kraju, jak i w historii światowej. Władzę zdobył obalając po krwawej wojnie domowej Republikę Hiszpańską (anarchistyczną, lewacką i komunistyczną), wspierany czynnie przez Hitlera i Mussoliniego. Uniknął jednak wplątania się w II wojnę światową i rządził aż do śmierci w 1975 r. Zarzuca mu się słusznie liczne zbrodnie oraz prześladowania przeciwników politycznych. Ma też jednak wielu zwolenników, twierdzących, że uratował Hiszpanię przed komunizmem. Wspomniany grobowiec w Dolinie Bohaterów to w istocie podziemny, bardzo rozległy, wykuty w skale kościół. Robi olbrzymie wrażenie. Przy budowie pracowali więźniowie polityczni. To kontrowersyjny „zabytek” i obecne władze hiszpańskie podchodzą do mauzoleum z pewną ostrożnością. Na zadziwiająco prostej, surowej i wpuszczonej bezpośrednio w posadzkę płycie nagrobnej generała leżą jednak zawsze świeże kwiaty. Tak czy inaczej, miejsce warte jest obejrzenia (9 euro). Wspomniany autobus pojawia się po mniej więcej dwóch godzinach i nie należy go przegapić, bo o inny środek transportu trudno. Czasu na zwiedzenie mauzoleum w zupełności jednak wystarczy. Dobrze też zaopatrzyć się w wino oraz przekąski, urządzono bowiem przyjemne miejsca piknikowe na łonie przyrody, z pięknym widokiem na góry. Na miejscu znajduje się wprawdzie knajpka, ale menu pozostawia wiele do życzenia. Dania barowe, nie podają sangrii i spragnionemu przybyszowi pozostaje tylko zimne piwo (dobre i to, prawdę mówiąc).
Już w drodze powrotnej, na stacji kolejowej w Eskurialu, spóźniliśmy się kilka minut na pociąg. Początkowo zirytowani, uznaliśmy następnie ten wypadek za opatrznościowy. Z konieczności zajrzeliśmy do dworcowego baru. W Polsce tego rodzaju przybytki cieszą się najgorszą sławą, okupowane zwykle przez sieciówki, z paskudnym jedzeniem, kiepską kawą i niebotycznymi cenami. A tam wszystko inaczej. Przemiłe chłopaki z obsługi, doskonała sangria, niewygórowane ceny. Gdy zajęliśmy miejsca przy barze i po krótkiej rozmowie okazało się, że przyjechaliśmy z Polski, barmani na wyścigi zaczęli podawać do każdej kolejki (wypiliśmy po trzy) tradycyjne, hiszpańskie przekąski. I to w takich ilościach, że planowany obiad w Madrycie stał się już zbędny! A wszystko to wliczone w cenę. To hiszpański zwyczaj (ale obecny już tylko w barach dla miejscowych). Gość siadający i pijący przy kontuarze dostaje gratis przekąskę do każdej kolejki. Nasi sympatyczni barmani „przesadzili” o tyle, że te skromne w założeniu tapas zamieniły się w „kopiate” talerze różnych lokalnych przysmaków. I to o wiele smaczniejszych, niż oferowane w (turystycznym) centrum Madrytu. Wizytę w Eskurialu oraz w Dolinie Bohaterów możemy więc z czystym sumieniem polecić!


Uczta na dworcu kolejowym w Eskurialu.

Drugi drink i drugi tapas :D nie nadążamy....a do odjazdu pociągu 15 minut....