piątek, 13 kwietnia 2018

Park Narodowy Amboseli - kolacja ze słoniem u stóp Kilimandżaro



Pocztówkowy widok na Kilimandżaro.

Park Narodowy Amboseli usytuowany jest w południowej Kenii, przy granicy z Tanzanią i zajmuje niezbyt wielką powierzchnię ok. 390 km. kw. Założono go w 1974 r. na miejscu istniejącego od 1968 r. rezerwatu przyrody (w Kenii park narodowy to obszar chroniony ściślej niż rezerwat). Tworzą go otwarte przestrzenie sawanny, a także podmokłe tereny bagienne. Uchodzi obecnie za park najbardziej w Kenii zniszczony, a to ze względu na „rozjeżdżających” go jeepami turystów (duża ich liczba przypada na stosunkowo niewielką powierzchnię) oraz na niedawne jeszcze kłopoty z miejscowymi Masajami, wybijającymi zwierzynę. Ci ostatni tradycyjnie korzystali podczas pory suchej z podmokłych obszarów parku Amboseli jako pastwisk dla swoich stad bydła, owiec i kóz. Gdy po ustanowieniu parku rząd im tego zabronił, w odwecie zabijali dzikie zwierzęta, chociaż zwykle nie polują (wyjątkiem są tylko atakujące ich stada drapieżniki). Zubażało to miejscową faunę i podważało sens istnienia obszaru chronionego. Obecnie zawarto cichy kompromis, w ramach którego spogląda się przez palce na prowadzony przez Masajów wypas (obiecali nie wprowadzać stad przy wystarczającej ilości opadów oraz trawy poza parkiem) oraz udzielono im pomocy przy zorganizowaniu obozów dla turystów. Usytuowane tuż przy granicy Amboseli, prowadzone są przez Masajów i pozwalają także im czerpać dochody z ruchu turystycznego. Sami zatrzymaliśmy się w jednym z takich ośrodków. Przyznać trzeba, że Masajowie sporo muszą się jeszcze nauczyć, jeśli chodzi o podstawowy choćby standard noclegów. Z drugiej strony, gdy obejrzeliśmy później (już w parku Masaj Mara) ich wioskę oraz dom jej naczelnika, zrozumieliśmy, że to co oferują, to w pojęciu Masajów niewyobrażalny szczyt luksusu
Do Amboseli przyjeżdża się z dwóch powodów. Pierwszym są wielkie stada słoni, liczące często po kilkadziesiąt osobników. Widać je z daleka na sawannie i robią duże wrażenie. Druga przyczyna to niezapomniany widok ośnieżonego szczytu Kilimandżaro. Ta najwyższa góra Afryki (5895 m.), położona już w obecnej Tanzanii, prezentuje się jednak najlepiej właśnie od strony kenijskiej, z Amboseli. To tutaj uchwycić można prawdziwie pocztówkowe ujęcia słoni albo żyraf na tle tego potężnego masywu. Co prawda, najwyższe partie Kilimandżaro bardzo często giną w chmurach. Największa szansa ujrzenia góry w słońcu trafia się o zmierzchu albo o świcie. My wylosowaliśmy świt. Poranny widok zalanej słońcem i pokrytej śnieżną czapą góry robi wrażenie.
Obecnie populacja zwierząt w Amboseli rośnie. Oprócz wspomnianych słoni i żyraf spotkamy tutaj bawoły, guźce, różne gatunki antylop, strusie, ptaki brodzące. Nie tak dawno wprowadzono też ponownie do parku wytępione tu poprzednio lwy. Natrafiliśmy na taką lwią rodzinę, wylegującą się w oddali w niskiej trawie. Było to nasze pierwsze spotkanie z królem zwierząt, toteż poświęciliśmy im wiele uwagi. Podobnie zresztą, jak i wielu innych turystów, gdyż w okolicę zjechały się prawdziwe stada zaalarmowanych przez radio samochodów. W kolejnych dniach trafiły się okazje obserwowania lwów z dużo mniejszej odległości, w mniejszym tłoku oraz w ciekawszych sytuacjach, niż tylko leniwe wygrzewanie się na słońcu.
Park Amboseli nie jest ogrodzony i zwierzęta dość swobodnie krążą po okolicy. Słonie, żyrafy i inne zwierzaki można spotkać również poza granicami. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze, w dość nietypowy (?) sposób. Otóż, gdy już po zmroku spożywaliśmy przygotowaną przez Johna (naszego kucharza) kolację i prowadziliśmy przy piwie rozmowę z Polycarpem (przewodnikiem-kierową) nagle w całym obozie zgasło światło i zapadła prawdziwie czarna, afrykańska noc. Obsługa zapewniała, że uporają się z tym w kilka minut, ale jednak nie zdołali. Prąd już nie powrócił, ani wieczorem, ani następnego dnia do chwili wyjazdu. Posiłek dokończyliśmy przy latarkach, podobnie jak wszystkie inne, wieczorne czynności. Na szczęście, przyświecał też księżyc w pełni. Przyczyna awarii wyjaśniła się rankiem. Jak na nasze przyzwyczajenia, okazała się niezwykła. Krążący po okolicy słoń (zapewne widziany przez nas wieczorem w pobliżu obozowiska samotnik) zwalił jeden z drewnianych, przydrożnych słupów sieci elektrycznej. Czyż można się dziwić, że o naprawie nie było mowy? Pogotowie energetyczne nie wyruszy przecież w busz, by zetknąć się nocą ze złośliwym słoniem samotnikiem i kto wie, czym jeszcze.


Masajowie wypasają swoje stada na obrzeżach parku Amboseli.
Ogólny widok na obozowisko.
"Luksusowy" domek dla turystów w lodge prowadzonej przez wspólnotę Masajów.
Wnętrze norki :D
Niezbyt ucieszony Zbyszko przy prysznicu.
Kuchnia polowa, w której pracuje w pocie czoła nasz kucharz John.
Udało się! Zadowolenie jest obustronne :D
Za dnia Kilimandżaro tonie zwykle w chmurach, gdzieś na horyzoncie.
Masajskie dzieci pozdrawiają turystów i lubią polskie cukierki :D
Zebry w parku Amboseli
Antylopa Thompsona solo.
Małe stadko antylop Thompsona.
Strusie afrykańskie.
Słoń na tle ukrytego w chmurach masywu Kilimandżaro.
Głowna atrakcja Amboseli: duże stada słoni.
I...znowu słonie...
Bawół (jedno ze zwierząt wielkiej piątki afrykańskiej).
Łąka usłana bawołami.
Koronowany żuraw dumnie pręży pierś.
Stadko guźców (dzika afrykańska świnia).
A gdzieś na horyzoncie, w chmurach majaczy Kilimandżaro.
Symbol Amboseli: słonie
Niższy z wierzchołków Kilimandżaro (za to trudniejszy do zdobycia).
Stadko impali: same samice z jednym tylko samcem. Ma facet co robić :D
Pierwsze napotkane przez nas lwy.
Śpiący kotek :D
Wreszcie któryś łaskawie wstał :D
Jednak nie na długo :D
Pocztówkowy widok ze słoniami na mniejszy ze szczytów Kilimandżaro.
Podczas zachodu słońca.
Miałam nadzieję, że wiatr zdąży przegnać chmury...
Stary słoń samotnik.
Pierwsze promienie wschodzącego nad Amboseli słońca.
Widok o świcie na wyłaniający się z mroku szczyt.
Wschód słońca trwa tutaj zaledwie kilka minut.
I już mamy poranek.
Z Polycarpem, naszym kierowcą i przewodnikiem.
Szczyt Kilimandżaro widoczny z naszej lodge.
Kto nie chciałby zjeść śniadania z takim widokiem?
Masajskie dzieci ruszają do szkoły...
Marabut poszukuje padliny, którą się żywi...
A my spacerujemy, obserwując przepięknie prezentujący się dach Afryki.
Masajski wojownik w towarzystwie marabutów.
Tymczasem sesja fotograficzna trwa. Tutaj z Johnem :D
I znowu w towarzystwie Polycarpa.
A oto przyczyna braku możliwości naładowania naszych aparatów :D Słup elektryczny zwalony przez szalejącego nocą słonia.


czwartek, 12 kwietnia 2018

Park Narodowy Tsavo West - oko w oko z lampartem.

Jeden ze zwierzaków wielkiej piątki, najtrudniejszy do sfotografowania. LAMPART - prawda, że słodki kotek?
Czas rozpocząć safari. Na pierwszy ogień park Tsavo West, rozpoczynający się ok 100-200 km. od wybrzeża i Mombasy. Rozciąga się on następnie dalej, wzdłuż granicy z Tanzanią i sąsiaduje bezpośrednio z parkiem Mkomazi w Tanzanii właśnie, oraz z parkiem Tsavo East w Kenii. Tsavo East (ok. 13700 km. kw.) oraz Tsavo West (ok. 9000 km. kw.) to dwa największe parki narodowe w Kenii, ustanowione w 1948 r. Rozdzielają je główna droga kołowa kraju: Nairobi - Mombasa oraz linia kolejowa, zbudowana niegdyś przez Brytyjczyków (obecnie obok przebiega również nowy tor, ukończony niedawno przez Chińczyków). Ponieważ te ciągi komunikacyjne zostały z oczywistych względów ogrodzone płotem, migracja zwierząt pomiędzy parkami w zasadzie nie występuje. Krajobraz Tsavo West jest wyżynny, teren wznosi się na wysokość kilkuset metrów ponad poziom morza. Zapewnia to zdecydowanie większą rześkość powietrza niż w upalnej i wilgotnej Mombasie. To obszar niedawnej aktywności wulkanicznej, wszędzie dookoła widać powulkaniczne wzgórza, przewodnicy pokazują miejsca wylewów lawy sprzed ok. 150 lat. Obecnie nie ma tam jednak czynnych wulkanów.
W czasach kolonialnych Brytyjczycy urządzili w sercu Tsavo (przy drodze i linii kolejowej) więzienie dla szczególnie groźnych przestępców. W okolicy żyło wtedy bardzo wiele lwów, które pełniły rolę dodatkowych strażników, skutecznie zniechęcając do podejmowania prób ucieczki. Te lwy przysporzyły też jednak w końcu XIX w. wiele kłopotów budowniczym kolei, atakując i zabijając robotników. Historię tę przedstawiono w sfabularyzowanej wersji w filmie "Duch i Mrok" (1996 r.). Obecnie lwy spotyka się w tej okolicy raczej niezbyt często.
Po Tsavo West, podobnie jak i po wszystkich innych parkach, poruszać się można wyłącznie samochodem terenowym, z którego wolno wysiąść tylko w wyznaczonych miejscach. Wstęp jest, oczywiście, płatny; osobno za samochód oraz za każdą osobę. Ceny zmieniają się dość często, rzecz jasna w górę. Tu pewien niemiły dla turysty fakt. Opłaty, jak to często bywa w "dzikich" krajach Trzeciego Świata, są zróżnicowane, stosunkowo niskie dla miejscowych i bardzo wysokie dla cudzoziemców. Przebicie sięga zazwyczaj 600-700%! Daje to zwykle kwotę 50-100 USD od osoby za 24 h. pobytu (w parkach urządzono obozowiska noclegowe, różnej klasy i ceny). Cóż, trzeba się z tym pogodzić i tyle. Dotyczy to zresztą wstępów do wszystkich obiektów turystycznych w Kenii. Z drugiej strony, w takich krajach jak np. Chiny albo Wietnam, podobnych praktyk nie spotykamy. Ceny są jednakowe dla wszystkich, w Chinach bardzo wygórowane (turystyka to luksus dla zamożnych), w Wietnamie niskie (bo kraj dopiero się rozwija).
Park Tsavo pokryty jest buszem, zwierzęta zazwyczaj kryją się w zaroślach, żyją w mniejszych grupach niż na otwartej sawannie, oglądamy je najczęściej z niewielkiej odległości, gdy pojawią się przy drodze. Potrafią też drogę zablokować, zwłaszcza słonie. Dzikie zwierzęta mają tu bezwzględne pierwszeństwo i nie wolno ich przepłaszać. Zresztą spróbujcie spędzić z drogi zirytowanego słonia samotnika, który opóźnił nasz przejazd o ok. 30 min., racząc się trawą i popijając wodę z kałuży  :D
W Tsavo spotkać można przede wszystkim słonie właśnie, żyrafy, zebry, różne rodzaje antylop, pawiany, w źródłach Mzima krokodyle i hipopotamy. Na niektórych wzgórzach urządzono punkty obserwacyjne, pozwalające ogarnąć wzrokiem panoramę okolicy. Wykorzystują je też żołnierze z formacji rangersów, zwalczający kłusowników (obecnie mniej już aktywnych po urządzonym im w początkach XXI w. pogromie)
Nam dopisało wyjątkowe szczęście, nagle drogę przeciął młody lampart! Zwykle znikają one natychmiast w buszu, ewentualnie wspinają się na drzewa (gdzie z upodobaniem odpoczywają) i można je obserwować z daleka, przez lornetkę, wśród gałęzi. Nasz lampart rozłożył się leniwie w przydrożnej trawie, w odległości ok 2 m. od samochodu! Dał się sfotografować na różne sposoby, z czego skwapliwie skorzystali też przewodnicy. Wyjaśnili, że to rzadka okazja, która nawet im trafia się raz na kilka lat. Ogólnie zresztą lamparta spotkać trudno, najtrudniej spośród wszystkich zwierząt tzw. "wielkiej piątki afrykańskiej" (lew, słoń, nosorożec, bawół, lampart). Zdarzają się kilkudniowe nawet safari, odbywane w kolejnych parkach, podczas których ten piękny kot wcale nie pojawia się w obiektywie. A my trafiliśmy na niego już w pierwszych godzinach, w pierwszym parku! Niech więc zdjęcia lamparta staną się ozdobą tego postu.
Cennik biletów wstępu do Tsavo West. Zwróćcie uwagę, że ceny dla cudzoziemców podano w USD, a dla miejscowych w kenijskich szylingach (1 USD=100 szylingów). Obcokrajowcy zatem płacą 8-10 x więcej za wstęp!!!
Przed bramą wjazdową do Parku Tsavo West.
Pokonujemy pierwszy bród.
Pomniejszy baobab. Mamy początek pory deszczowej i jeszcze się nie obudził :D
Zbyszko na polowaniu. Brakuje mu tylko korkowego hełmu, ale za nic nie chciał sobie takiego kupić. 
Miejsce, w którym zwykle wylęgują się w wodzie hipopotamy. Niestety, nie tym razem...
Kopiec termitów.
Bliżej nieokreślony gatunek afrykańskiego orła (ornitologów proszę o komentarz pod postem :D)
Roślina, która kwitnie ponoć tylko w okresie pory deszczowej.
Kolejny z baobabów.
A na horyzoncie słoń samotnik, zgorzkniały stary samiec, odgoniony przez młodszych konkurentów od samic.
W najlepsze bierze prysznic na drodze. A samotniki to złośliwe bestie. Potrafią zaatakować auto.
Na szczęście słoń nieco zszedł z drogi po odbytej kąpieli, zainteresowawszy się młodymi liśćmi.
Gdy nasz kierowca skorzystał z okazji i dodał gazu do dechy...
...słoń ruszył do ataku. Na szczęście, na drodze samochód okazał się szybszy :D Ostatni, jak dotąd, przypadek śmiertelnego stratowania turysty przez słonia w Tsavo West miał miejsce w 2001 r.
Aleja baobabów. Płot po lewej ogradza ścisły rezerwat nosorożców (zwierzaki są zagrożone wyginięciem więc władze dmuchają na nie i chuchają).
Baobaby...mają coś w sobie :D
I gwiazda naszego "polowania"...
...piękny młody lampart, który najpierw przebiegł nam drogę...
...a następnie przez 10 minut pozował cierpliwie do zdjęć tuż przy samochodzie.
Ruszamy dalej, drogę przebiega samiec antylopy impala.
Niewielkich rozmiarów antylopy dik-dik, żyją w parach. Wiążą się na całe życie i jeżeli jedno zwierzę padnie, to i partner szybko schodzi z tego łez padołu.
Pawiany czyli terroryści (jak mawiał nasz przewodnik) . Kradną wszystko, czego człowiek nie pilnuje :D
Wkraczamy na powulkaniczną część parku Tsavo West.
Ślady niedawnej aktywności wulkanicznej (sprzed ok. 200 lat).
Typowe zachowanie dla żyrafy. Stoi i się gapi :D
Przy okazji gapienia się zwierzaki te ładnie jednak pozują :D
Kolejna ciekawska, długoszyja piękność.
Niczym u Salvadora Dali :D
Rzadki widok siedzącej żyrafy. Podobno zachowują się w ten sposób tylko wtedy, gdy czują się bezpieczne.
Kolejny gatunek antylopy: kudu wielkie.
Nasza lodge.
I łoże, oczywiście pod nieodzowną w Keni moskitierą.
Jeziorko zwane Źródłami Mzima.
Koczkodan, równie sprytny złodziej co pawiany.
Nasz przewodnik nazwał je małpami o czarnej twarzy.
Widok z jednego ze wzgórz obserwacyjnych w parku Tsavo. Stąd strzelano do kłusowników. A my podglądamy podglądaczy :D
Pierwszy dzień safari mija...
Zbyszko rozpala ognisko w buszu przy naszym obozowisku.
W tym czasie John gotuje kolację.
Ogólny widok na lodge o poranku. Nasz przewodnik patroluje teren.
Ruszamy w dalszą drogę. Zebry-lokalne szkodniki.
Oryks, jeden z wielu gatunków antylop.
Samica żyrafy z młodym.
Nowy gatunek "żyrafy dwugłowej" :D
Rodzina słoni. W Tsavo West słonie żyją w niewielkich grupach.
I mają charakterystyczny, typowy tylko dla Tsavo, kolor - czerwony jak tutejsza ziemia.
To skutek zażywania częstych kąpieli błotnych.