czwartek, 12 kwietnia 2018

Park Narodowy Tsavo West - oko w oko z lampartem.

Jeden ze zwierzaków wielkiej piątki, najtrudniejszy do sfotografowania. LAMPART - prawda, że słodki kotek?
Czas rozpocząć safari. Na pierwszy ogień park Tsavo West, rozpoczynający się ok 100-200 km. od wybrzeża i Mombasy. Rozciąga się on następnie dalej, wzdłuż granicy z Tanzanią i sąsiaduje bezpośrednio z parkiem Mkomazi w Tanzanii właśnie, oraz z parkiem Tsavo East w Kenii. Tsavo East (ok. 13700 km. kw.) oraz Tsavo West (ok. 9000 km. kw.) to dwa największe parki narodowe w Kenii, ustanowione w 1948 r. Rozdzielają je główna droga kołowa kraju: Nairobi - Mombasa oraz linia kolejowa, zbudowana niegdyś przez Brytyjczyków (obecnie obok przebiega również nowy tor, ukończony niedawno przez Chińczyków). Ponieważ te ciągi komunikacyjne zostały z oczywistych względów ogrodzone płotem, migracja zwierząt pomiędzy parkami w zasadzie nie występuje. Krajobraz Tsavo West jest wyżynny, teren wznosi się na wysokość kilkuset metrów ponad poziom morza. Zapewnia to zdecydowanie większą rześkość powietrza niż w upalnej i wilgotnej Mombasie. To obszar niedawnej aktywności wulkanicznej, wszędzie dookoła widać powulkaniczne wzgórza, przewodnicy pokazują miejsca wylewów lawy sprzed ok. 150 lat. Obecnie nie ma tam jednak czynnych wulkanów.
W czasach kolonialnych Brytyjczycy urządzili w sercu Tsavo (przy drodze i linii kolejowej) więzienie dla szczególnie groźnych przestępców. W okolicy żyło wtedy bardzo wiele lwów, które pełniły rolę dodatkowych strażników, skutecznie zniechęcając do podejmowania prób ucieczki. Te lwy przysporzyły też jednak w końcu XIX w. wiele kłopotów budowniczym kolei, atakując i zabijając robotników. Historię tę przedstawiono w sfabularyzowanej wersji w filmie "Duch i Mrok" (1996 r.). Obecnie lwy spotyka się w tej okolicy raczej niezbyt często.
Po Tsavo West, podobnie jak i po wszystkich innych parkach, poruszać się można wyłącznie samochodem terenowym, z którego wolno wysiąść tylko w wyznaczonych miejscach. Wstęp jest, oczywiście, płatny; osobno za samochód oraz za każdą osobę. Ceny zmieniają się dość często, rzecz jasna w górę. Tu pewien niemiły dla turysty fakt. Opłaty, jak to często bywa w "dzikich" krajach Trzeciego Świata, są zróżnicowane, stosunkowo niskie dla miejscowych i bardzo wysokie dla cudzoziemców. Przebicie sięga zazwyczaj 600-700%! Daje to zwykle kwotę 50-100 USD od osoby za 24 h. pobytu (w parkach urządzono obozowiska noclegowe, różnej klasy i ceny). Cóż, trzeba się z tym pogodzić i tyle. Dotyczy to zresztą wstępów do wszystkich obiektów turystycznych w Kenii. Z drugiej strony, w takich krajach jak np. Chiny albo Wietnam, podobnych praktyk nie spotykamy. Ceny są jednakowe dla wszystkich, w Chinach bardzo wygórowane (turystyka to luksus dla zamożnych), w Wietnamie niskie (bo kraj dopiero się rozwija).
Park Tsavo pokryty jest buszem, zwierzęta zazwyczaj kryją się w zaroślach, żyją w mniejszych grupach niż na otwartej sawannie, oglądamy je najczęściej z niewielkiej odległości, gdy pojawią się przy drodze. Potrafią też drogę zablokować, zwłaszcza słonie. Dzikie zwierzęta mają tu bezwzględne pierwszeństwo i nie wolno ich przepłaszać. Zresztą spróbujcie spędzić z drogi zirytowanego słonia samotnika, który opóźnił nasz przejazd o ok. 30 min., racząc się trawą i popijając wodę z kałuży  :D
W Tsavo spotkać można przede wszystkim słonie właśnie, żyrafy, zebry, różne rodzaje antylop, pawiany, w źródłach Mzima krokodyle i hipopotamy. Na niektórych wzgórzach urządzono punkty obserwacyjne, pozwalające ogarnąć wzrokiem panoramę okolicy. Wykorzystują je też żołnierze z formacji rangersów, zwalczający kłusowników (obecnie mniej już aktywnych po urządzonym im w początkach XXI w. pogromie)
Nam dopisało wyjątkowe szczęście, nagle drogę przeciął młody lampart! Zwykle znikają one natychmiast w buszu, ewentualnie wspinają się na drzewa (gdzie z upodobaniem odpoczywają) i można je obserwować z daleka, przez lornetkę, wśród gałęzi. Nasz lampart rozłożył się leniwie w przydrożnej trawie, w odległości ok 2 m. od samochodu! Dał się sfotografować na różne sposoby, z czego skwapliwie skorzystali też przewodnicy. Wyjaśnili, że to rzadka okazja, która nawet im trafia się raz na kilka lat. Ogólnie zresztą lamparta spotkać trudno, najtrudniej spośród wszystkich zwierząt tzw. "wielkiej piątki afrykańskiej" (lew, słoń, nosorożec, bawół, lampart). Zdarzają się kilkudniowe nawet safari, odbywane w kolejnych parkach, podczas których ten piękny kot wcale nie pojawia się w obiektywie. A my trafiliśmy na niego już w pierwszych godzinach, w pierwszym parku! Niech więc zdjęcia lamparta staną się ozdobą tego postu.
Cennik biletów wstępu do Tsavo West. Zwróćcie uwagę, że ceny dla cudzoziemców podano w USD, a dla miejscowych w kenijskich szylingach (1 USD=100 szylingów). Obcokrajowcy zatem płacą 8-10 x więcej za wstęp!!!
Przed bramą wjazdową do Parku Tsavo West.
Pokonujemy pierwszy bród.
Pomniejszy baobab. Mamy początek pory deszczowej i jeszcze się nie obudził :D
Zbyszko na polowaniu. Brakuje mu tylko korkowego hełmu, ale za nic nie chciał sobie takiego kupić. 
Miejsce, w którym zwykle wylęgują się w wodzie hipopotamy. Niestety, nie tym razem...
Kopiec termitów.
Bliżej nieokreślony gatunek afrykańskiego orła (ornitologów proszę o komentarz pod postem :D)
Roślina, która kwitnie ponoć tylko w okresie pory deszczowej.
Kolejny z baobabów.
A na horyzoncie słoń samotnik, zgorzkniały stary samiec, odgoniony przez młodszych konkurentów od samic.
W najlepsze bierze prysznic na drodze. A samotniki to złośliwe bestie. Potrafią zaatakować auto.
Na szczęście słoń nieco zszedł z drogi po odbytej kąpieli, zainteresowawszy się młodymi liśćmi.
Gdy nasz kierowca skorzystał z okazji i dodał gazu do dechy...
...słoń ruszył do ataku. Na szczęście, na drodze samochód okazał się szybszy :D Ostatni, jak dotąd, przypadek śmiertelnego stratowania turysty przez słonia w Tsavo West miał miejsce w 2001 r.
Aleja baobabów. Płot po lewej ogradza ścisły rezerwat nosorożców (zwierzaki są zagrożone wyginięciem więc władze dmuchają na nie i chuchają).
Baobaby...mają coś w sobie :D
I gwiazda naszego "polowania"...
...piękny młody lampart, który najpierw przebiegł nam drogę...
...a następnie przez 10 minut pozował cierpliwie do zdjęć tuż przy samochodzie.
Ruszamy dalej, drogę przebiega samiec antylopy impala.
Niewielkich rozmiarów antylopy dik-dik, żyją w parach. Wiążą się na całe życie i jeżeli jedno zwierzę padnie, to i partner szybko schodzi z tego łez padołu.
Pawiany czyli terroryści (jak mawiał nasz przewodnik) . Kradną wszystko, czego człowiek nie pilnuje :D
Wkraczamy na powulkaniczną część parku Tsavo West.
Ślady niedawnej aktywności wulkanicznej (sprzed ok. 200 lat).
Typowe zachowanie dla żyrafy. Stoi i się gapi :D
Przy okazji gapienia się zwierzaki te ładnie jednak pozują :D
Kolejna ciekawska, długoszyja piękność.
Niczym u Salvadora Dali :D
Rzadki widok siedzącej żyrafy. Podobno zachowują się w ten sposób tylko wtedy, gdy czują się bezpieczne.
Kolejny gatunek antylopy: kudu wielkie.
Nasza lodge.
I łoże, oczywiście pod nieodzowną w Keni moskitierą.
Jeziorko zwane Źródłami Mzima.
Koczkodan, równie sprytny złodziej co pawiany.
Nasz przewodnik nazwał je małpami o czarnej twarzy.
Widok z jednego ze wzgórz obserwacyjnych w parku Tsavo. Stąd strzelano do kłusowników. A my podglądamy podglądaczy :D
Pierwszy dzień safari mija...
Zbyszko rozpala ognisko w buszu przy naszym obozowisku.
W tym czasie John gotuje kolację.
Ogólny widok na lodge o poranku. Nasz przewodnik patroluje teren.
Ruszamy w dalszą drogę. Zebry-lokalne szkodniki.
Oryks, jeden z wielu gatunków antylop.
Samica żyrafy z młodym.
Nowy gatunek "żyrafy dwugłowej" :D
Rodzina słoni. W Tsavo West słonie żyją w niewielkich grupach.
I mają charakterystyczny, typowy tylko dla Tsavo, kolor - czerwony jak tutejsza ziemia.
To skutek zażywania częstych kąpieli błotnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz