wtorek, 20 listopada 2018

Rumunia – Bukowina

         
Jedna z malowanych cerkwi Bukowiny - Modovite.
Bukowina to kraina historyczna stanowiąca niegdyś część Mołdawii, wyodrębniona w osobną jednostkę administracyjną w 1775 r., gdy ziemie te przypadły habsburskiej Austrii po kolejnej wojnie z Turcją. Przynależała początkowo do Galicji jako jeden z jej okręgów, w 1849 wydzielono ją w osobne księstwo. Po I wojnie światowej została w 1918 r. przyłączona do Rumunii. Z kolei II wojna światowa przyniosła podział Bukowiny na część północną z Czerniowcami, zajętą przez ZSRR (obecnie w granicach Ukrainy) oraz południową z Suczawą, która pozostała przy Rumunii. Nazwa pochodzi od gęstych lasów zastanych tam przez Austriaków. To oni zorganizowali bardziej intensywną kolonizację tych ziem, które rozwinęły się pod ich panowaniem. Ludność, w dużej mierze napływowa, stanowiła mieszankę etniczną, co w XX w. przyniosło liczne konflikty. Trafiło tam też sporo Polaków z Galicji, którzy po dziś dzień zachowali tożsamość (tzw. „polskie wioski”), zwłaszcza w okolicach miejscowości Cacica (pol. Kaczyka).
            Bukowina cieszy się sporą popularnością wśród polskich turystów za względu na stosunkowo niewielką odległość od naszych granic, wspomnianą obecność Polonii, piękne, dzikie, górskie krajobrazy. Tamtejsze góry przypominają Bieszczady, tylko rozleglejsze i jeszcze mniej zasiedlone. Jest to część Rumunii ogólnie dość słabo eksploatowana turystycznie, w związku z czym nadal stosunkowo „pierwotna” i niedroga jeśli chodzi o noclegi czy gastronomię. Za główną atrakcję uchodzą same krajobrazy oraz liczne w Bukowinie klasztory prawosławne, których cechą szczególną są ozdobione malowidłami religijnymi ściany zewnętrzne ich kościołów (tzw. „malowane kościoły”. Naszym zdaniem, turystę bardziej mogą jednak przyciągnąć wspomniana „dzikość” tej krainy oraz niewygórowane, zdecydowanie niższe niż w Polsce ceny. To obecnie jedna z uboższych części Rumunii.
            Wąwóz Bicaz – opis naszej podróży przez Bukowinę rozpocznę od wypadu do wąwozu Bicaz, który ściśle rzecz biorąc nie znajduje się na terenie samej Bukowiny. Zajechaliśmy tam mniej więcej (ok. 60 km. dodatkowej jazdy tam i z powrotem) po drodze z Gałacza (miejsca przeprawy przez Dunaj). Wąwóz położony jest w pobliżu miasteczka o tej samej nazwie. Utworzyła go przebijająca się przez Karpaty Wschodnie rzeka również nosząca miano Bicaz. Obecnie prowadzi tamtędy nie najgorsza droga nr 12c. Miejsce to przyciąga wielu turystów, głównie rumuńskich zresztą. Już sam przejazd okazuje się atrakcyjny widokowo. Trudniej znaleźć miejsce parkingowe, na niezbyt licznych poboczach tłoczą się samochody, tu i tam rozstawiono też sporych rozmiarów „targowiska”, czyli zbiorowiska straganów z pamiątkami, wyrobami lokalnego rzemiosła oraz wszelkiego rodzaju „odpustową” tandetą. Turyści docierają zwykle nad brzegi Jeziora Czerwonego (Lacul Rosu), to niewielkie jeziorko górskie, powstałe w sposób naturalny w 1838 r. skutkiem trzęsienia ziemi i zawalenia się skał, które utworzyły zaporę spiętrzającą wody rzeki. Wytyczono tam trasy spacerowe, można urządzić piknik. Na miejscu funkcjonuje kilka niewielkich hoteli i pensjonatów. Samo jezioro nie wydaje się jednak aż tak atrakcyjne, by spędzić tam więcej niż kilka godzin. Po spożyciu na „łonie natury” drugiego śniadania ruszyliśmy w drogę powrotną, ponownie przejeżdżając przez wąwóz i zatrzymując się tym razem na cudem wypatrzonym miejscu parkingowym dla zrobienia zdjęć oraz zakupów na jednym z „targowisk”.
Wjeżdżamy do malowniczego wąwozu Bicaz.

Przejazd trwa około 15 minut.

Na końcu docieramy do Jeziora Czerwonego.

Piatra Altarului górująca na wąwozem Bicaz.

Stragany wciskają się w każde miejsce na poboczu drogi.

A tutaj pan gaszący piwkiem pragnienie :D

Smakowało!

"Zamek Ceausescu" czyli przemysłowy skansen.

W Polsce już tego nie zobaczycie :D

            Malowane klasztory – to swego rodzaju wizytówka Bukowiny i główny cel przybywających tutaj turystów. Obiektów tych jest bardzo dużo, wznoszono ich wiele począwszy od XV w. Można wręcz zdziwić się, jakim cudem tak uboga kraina była w stanie utrzymać aż tyle tego rodzaju fundacji. Ściany kościołów klasztornych ozdabiano malowidłami, przedstawiającymi świętych i różne sceny religijne. To w sumie nic nowego, na Bukowinie wykorzystywano jednak w tym celu również ściany zewnętrzne budowli. Wszystko to służyło swego rodzaju celom edukacyjnym. Niepiśmiennych wiernych zapoznawano „metoda obrazkową” z historiami biblijnymi, dziejami świętych itp. Oryginalne, jaskrawe malowidła z dawnych wieków w większości dawno już zniszczone zostały przez aurę. Widać to np. w suczawskim monastyrze nowym św. Jana (Sfantul Ioan cel Nou). Odwiedzane przez turystów obiekty prezentujące obecnie żywe, kolorowe malunki, poddano gruntownej renowacji. Klasztory w Voronet, Humor, Moldovita, Patrauti, Probota, Suczawie i Sucevita wpisane zostały na listę dziedzictwa światowego UNESCO, co umożliwiło starania o odpowiednie fundusze. Podczas naszej podróży odwiedziliśmy monastyry: św. Agapii w miejscowości o tej samej nazwie,  Neamt, Voronet, Humor, św. Jana w Suczawie oraz Moldovita. Szczerze mówiąc, wszystkie są do siebie dość podobne. Po obejrzeniu dwóch, góra trzech tracą atrakcyjność nowości i zaciekawią jedynie prawdziwych pasjonatów.
Monastyr św. Agapii

Kościól w monastyrze.

Jako, że to klasztor żeński mniszki zadbały o kwiaty...

w których monastyr wręcz tonie.

Męski klasztor Neamt, tylko jeden krzaczek róży przeżył suche lato :D

Stragan z ozdobami ogrodowymi. Jeden obiekt jest jednak żywy :D Rozpoznajecie? :D

Malowany kościół w Voronet.

Malowidła na zbliżeniu (odnowione dzięki UNESCO).

Wnętrze kościoła jest również malowane.

Na pielgrzymów czekają również takie atrakcje :D

Monastyr w Humor od strony nie odnowionej...

...i wsparty funduszami UNESCO.

Widok na ogród przyklasztorny i dzwonnicę.

Klasztor w Moldovita.

Wnętrze kościoła w Moldovita.

            Zamek Neamt w pobliżu Targu Neamt – to jedna z głównych warowni mołdawskich, wzniesiona w XIV w. i rozbudowywana przez kolejnych hospodarów tej krainy. Niestety, głównym powodem do chwały tego zamku jest to, że w 1691 r. wytrzymał oblężenie armii polskiej dowodzonej osobiście przez Jana III Sobieskiego. Podkreśla się to na każdym kroku. Wprawdzie twierdza położona jest na wysokiej górze panującej nad okolicą (ładne widoki), a mury wydają się solidne, ale jednak... W końcu XVII w. dobrze zorganizowana armia powinna sobie z taką forteczka poradzić bez większego trudu. Niestety, wojska polskie takowymi już wówczas nie były. A kolejne kampanie Sobieskiego w Mołdawii w latach 80- i 90-ych XVII w., gdy po bitwie pod Wiedniem starał się podbić tę krainę (zależną wówczas od Turcji), okazały się jednym, wielkim pasmem niepowodzeń. Spowodowanych zresztą głównie wspomnianą złą organizacją armii, brakiem pieniędzy oraz niechęcią szlachty i magnatów wobec dynastycznych planów króla. W efekcie nic nie zyskaliśmy, dając za to zamkowi w  Neamt powód do słusznej dumy.  Ale to dawne dzieje. Obecnie nic nie stoi na przeszkodzie, by wkroczyć tam, gdzie nie zdołał Sobieski. Turystów oczekuje ok. dwudziestominutowa wspinaczka, wynagrodzona szeroką panoramą okolicy. Bardzo ciekawie prezentuje się samo wejście do zamku, czyli wsparty na jedenastu kamiennych filarach drewniany most wiodący wzdłuż murów. U stóp twierdzy centrum turystyczne, stragany z pamiątkami, pensjonaty, restauracje. Te ostatnie raczej drogie jak na Rumunię i serwujące raczej dania „europejskie”. Podobnie w pobliskim miasteczku Targu Neamt. Raczej nie polecamy.
U stóp zamku Neamt.

Oryginalny most wiodący do bramy zamkowej.

Panorama okolicy z murów.

A po zamku grasuje para młoda :D

Zachód słońca nad Neamt.

Przypomniały nam się widoki z Wietnamu :D Identycznie :D

            Kopalnia soli w Cacica (Kaczyka) – Kaczyka to kolejny polski akcent. Tutejszą kopalnię soli założyły w XIX w. władze austriackie, sprowadzając w tym celu górników z Wieliczki i Bochni. Wielu Polaków ostatecznie pozostało, dając początek widocznej po dziś dzień obecności rodaków w okolicy. Kaczyka to bowiem centrum aktywności Polonii na Bukowinie. Sama kopalnia jest bardzo różnie oceniana przez zwiedzających. Robi zdecydowanie mniejsze wrażenie niż siedmiogrodzka Turda z jej ogromnymi komnatami i rozległym, podziemnym jeziorkiem. Kaczyka to obiekt bardziej „przemysłowy”, widać niedawne ślady eksploatacji. Cechę charakterystyczną stanowi silny zapach oleju napędowego albo jakiejś podobnej substancji, użytej prawdopodobnie do zakonserwowania drewna. Jest on wszechobecny we wszystkich korytarzach, podczas całego zwiedzania. Wbrew licznym narzekaniom, można się jednak przyzwyczaić. Kilka większych, udostępnionych turystom komnat (urządzono w nich np. boiska sportowe oraz salą balową – tę wykorzystywano już w początkach XX w.) zwiedziliśmy z zainteresowaniem. Podobnie jak i podziemne muzeum, z licznymi pamiątkami po polskich twórcach i pracownikach tej kopalni. W sumie miejsce warte odwiedzenia, jedno z ciekawszych na Bukowinie.
Podziemna kaplica.

Jedna z rzeźb solnych w kopalni.

Jeden z korytarzy.

Podziemne jeziorko z solanką.

Sala balowa oczywiście pod ziemią :D

            Suczawa – obecna stolica rumuńskiej Bukowiny. W latach 1388-1565 miasto było stolicą księstwa Mołdawii, potem utraciło ten status na rzecz Jassów. W czasach austriackich oraz w dwudziestoleciu międzywojennym stolicą administracyjną Bukowiny pozostawały natomiast Czerniowce, które po II wojnie światowej znalazły się w granicach ZSRR. Rolę stołeczną przejęła więc Suczawa. To niezbyt wielkie, prowincjonalne miasto liczące nieco ponad 100 tys. mieszkańców. Zwiedzanie najlepiej rozpocząć od miejscowego zamku książąt mołdawskich z XIV-XVI w. Pozostaje obecnie w ruinie, stanowi jednak niezły punkt widokowy. W zachowanych podziemiach urządzono ekspozycje na temat wczesnych dziejów Mołdawii oraz jej hospodarów. Zamek to dobry punkt startowy również z tego powodu, że znajduje się przy nim obszerny, bezpłatny parking, na którym można pozostawić samochód. Tuż obok liczne knajpki z niezłym jedzeniem. Podają w nim lokalne, całkiem godne rzemieślnicze piwo. To miły sposób rozpoczęcia zwiedzania. Po zapoznaniu się z zamkiem odbywamy piętnastominutowy spacer przez zdziczały park miejski do centrum Suczawy. Nie rzucająca się w oczy ścieżka rozpoczyna się za pawilonem z WC i wiedzie w dół, mijając jeszcze skansen lokalnego budownictwa ludowego – kto chce, może zajrzeć i tam. Ścieżka wyprowadzi nas w pobliże baru Mc Donalda na obrzeżach ścisłego centrum. W samej Suczawie wiele do zobaczenia nie ma: wspomniany wyżej klasztor nowy św. Jana (Sfantul Ioan cel Nou), z mocno zniszczonymi i słabo widocznymi, zewnętrznymi malowidłami, kościół św. Dymitra (Stantul Dumitru) o charakterystycznym, typowym dla bukowińskich obiektów sakralnych kształcie (zamknięta z powodu remontu, 09. 2018), nieszczególnie ciekawy rynek i raczej współczesna „starówka”. W okolicach wspomnianego baru Mc Donalda oraz klasztoru św. Jana znajduje się jeszcze dość okazały Dom Polski. To właściwie wszystko, na zwiedzanie Suczawy wystarczą spokojnie 2-3 h.
 
Zamek hospodarów mołdawskich w Suczawie.


Brama zamku.

Wnętrze fortecy.

W lochach zamkowych.

Kandydat na hospodara :D
Kościół klasztoru nowego św. Jana.


Ten sam kościół zwróćcie uwagę na charakterystyczne pokrycie dachu.

Dom Polski w Suczawie.

Pomnik Piotra Raresza hospodara mołdawskiego, pobitego przez wojska polskie pod Obertynem (1531).

Kościół św. Dymitra w Suczawie.
          
Gura Humoruli – Niewielkie miasto ok. 30 km. na południowy-zachód od Suczawy. To dobra baza wypadowa do zwiedzania Bukowiny. W bezpośrednim sąsiedztwie miasta znajdują się dwa z najważniejszych, malowanych klasztorów (Voronet i Humor, każdy w odległości ok. 5 km.), z kolei do Kaczyki ok. 15 km., zresztą mniej więcej po drodze do Suczawy. Dysponując samochodem, wszystkie te miejsca można spokojnie zwiedzić w jeden dzień. Na dwa noclegi w Gura Humoruli zatrzymaliśmy się w Domu Niemieckim (a co tam :D), usytuowanym przy głównej ulicy miasta, Bulwarze Bukowińskim (Bulevardul Bucovina), w pobliżu centralnego ronda (nie sposób ominąć, przejeżdżając przez miasto), mniej więcej naprzeciwko rzucającego się w oczy, dużego hotelu Best Western Bucovina. „Niemcy” oferują w swoim domu przyzwoite, dwuosobowe pokoje z łazienką w cenie 10 Euro za dobę (płatne koniecznie gotówką). Jedyny mankament to pies pastora pobliskiego zboru ewangelickiego, który potrafi dosłownie wyć przez całą noc, nie dając spać. Urządził nam taki koncert drugiej nocy, mniej więcej od 1 do 4 nad ranem. Zamknięcie okna nic nie pomogło. Gdyby miało się to powtórzyć, to pewnie nie obeszłoby się bez czynów potępianych przez Towarzystwo Przyjaciół Zwierząt. Ale może nie zawsze jest tak źle. Jeśli chodzi o gastronomię, to omijajcie szerokim łukiem okupowaną przez niemieckich turystów restaurację wspomnianego hotelu Best Western Bucovina. Ceny na poziomie drogiej knajpy w Polsce, porcje średniej wielkości. W Domu Niemieckim rozdają ulotki jakiejś innej, „ekologicznej” restauracji na przedmieściach. Nie skorzystaliśmy, fotografie podawanych tam potraw odstraszyły nas skutecznie: duże, kwadratowe talerze z rozrzuconymi pędami rukoli czy jakiejś innej roszponki, w towarzystwie mikroskopijnych porcji czegoś zdatnego do zjedzenia. Czyli klasyka tego, czego staramy się unikać podczas naszych kulinarnych podróży. Zamiast tego zdecydowaliśmy się odwiedzić restaurację La Artemie przy ulicy Avram Iancu 12. To zaledwie ok. 300 m. od wspomnianych ronda i hotelu Best Western Bucovina. Trud krótkiego spaceru okazał się ze wszech miar godny podjęcia. Restauracja może co prawda odstraszyć na pierwszy rzut oka brakiem klienteli (biorą głównie na wynos), trącącym myszką i przypominającym czasy komunistyczne wystrojem oraz tym, że cała obsługa siedzi sobie na schodach, plotkuje i pali papierosy, ale jeść dają wybornie. Po prostu wybornie. :D Typowe, sycące potrawy kuchni rumuńskiej. Ale raz na jakiś czas można zaszaleć z kaloriami. Wszystko bardzo smaczne i w dużych porcjach. Mniam! I do tego, ceny bardziej niż umiarkowane. Za wystawny obiad na dwie osoby (na każdego po zupie, po dwa drugie dania, sałatka i po dwa piwa na głowę) zapłaciliśmy w przeliczeniu 60 zł. I po takie właśnie klimaty warto zajechać do Bukowiny.

Biesiada w  La Artemie.

Mamałyga ze śmietaną i dodatkami.