sobota, 29 września 2018

Rumunia – Siedmiogród (Transylwania)

Zamek Bran - literacka siedziba hrabiego Draculi i symbol Transylwanii.
Siedmiogród, zwany także Transylwanią, to obecnie najbardziej chyba eksploatowana turystycznie część Rumunii. Historycznie kraina ta była przez setki lat związana z Węgrami, stanowiła kolejno część państwa węgierskiego, odrębne księstwo zależne od Turcji, prowincję monarchii austriackiej, przynależała wreszcie do Austro-Węgier (ich węgierskiej części). Do Rumunii przyłączona została dopiero po I wojnie światowej, w wyniku klęski Austro-Węgier oraz praktycznego rozbioru ówczesnych Węgier, którym odebrano 2/3 dotychczasowego terytorium, w tym Transylwanię. W Rumunii wydarzenia te nazywa się „Wielkim Zjednoczeniem” i właśnie trwają przygotowania do fetowania ich setnej rocznicy. Można się łatwo domyślić, że nastroje po stronie naszych bratanków są diametralnie odmienne, a animozje węgiersko-rumuńskie pozostają w dużej mierze aktualne. Skomplikowana przeszłość Siedmiogrodu znajduje wyraz w etnicznym i religijnym przemieszaniu ludności, wśród której spotykamy „prawdziwych” Rumunów (prawosławnych), Węgrów (katolików i protestantów) oraz Niemców, tzw. Sasów siedmiogrodzkich (protestantów). Ci ostatni to potomkowie kolonistów niemieckich, którzy trafiali do Transylwanii już od czasów średniowiecza. Wiele miejscowości nosi więc potrójne nazwy: rumuńskie, węgierskie i niemieckie, co często uwidacznia się na tablicach przy wjeździe.
Osadników niemieckich zaczął ściągać do Siedmiogrodu dobrze nam znany Zakon Krzyżacki, który w początkach XIII w. otrzymał od króla Węgier Andrzeja II południowo-wschodnią część krainy (w okolicach Braszowa) z zadaniem jej obrony przed najazdami koczowniczych plemion pogańskich. Szybko okazało się jednak, że zakonnicy myślą przede wszystkim o stworzeniu tam własnego państwa i po dziesięciu latach król wyrzucił ich siłą. Krzyżacy znaleźli nowe miejsce w Polsce, nasi książęta nie okazali się tak przewidujący jak władca Węgier i stąd znane powszechnie, późniejsze wydarzenia naszej własnej historii. Usuwając krzyżaków królowie węgierscy pozostawili natomiast sprowadzonych przez Zakon kolonistów. Uznając ich wielką przydatność, ściągali kolejnych, przyznając im liczne prawa i przywileje związane z obroną kraju. Ta społeczność Niemców siedmiogrodzkich przetrwała po dziś dzień, nadając krainie bardzo specyficzny charakter. Przybysze wznieśli wiele charakterystycznych budowli, należących obecnie do głównych zabytków, a zarazem atrakcji turystycznych Siedmiogrodu. Mniej przyjemny aspekt tej sytuacji polega na tym, że przyciąga to licznych turystów z Niemiec, co powoduje tłok oraz w niemiły (zwłaszcza dla Polaków) sposób podnosi ceny.
Ogólnie Siedmiogród wydaje się jednak najbardziej „europejską” i „cywilizowaną” częścią Rumunii. Nie licząc rozlewisk delty Dunaju jest też częścią najciekawszą pod względem turystycznym. Poniżej opis odwiedzonych przez nas miejsc.
Zamek Bran z innego ujęcia.
Zbiera się na burzę, aura podkreśla
mroczną, legendarną historię zamku.


Fantazyjny dziedziniec zamku Bran.

Kuchnia zamkowa. Ciekawe, co tutaj gotowano skoro Dracula żywił się krwią?

Niestety w zamku prawdziwe tłumy.
Zamek Bran (zamek Draculi) - Wielkim atutem marketingowym Siedmiogrodu jest powiązanie tej krainy z najsłynniejszym wampirem wszech czasów – hrabią Draculą. Historyczny pierwowzór tej postaci, żyjący w XV w. hospodar wołoski Vlad Tepes czyli Palownik (Wołoszczyzna to kraina położona na południe od Siedmiogrodu, pomiędzy południowym łukiem Karpat a Dunajem) zasłynął z licznych okrucieństw. Wprawdzie urodził się on Siedmiogrodzie ale nigdy tam nie rządził. W Transylwanii osadził go jednak twórca literackiej wersji Draculi – dziewiętnastowieczny pisarz Bram Stoker. Opisany przezeń zamek hrabiego-wampira przypomina żywo zamek Bran w południowej części krainy (co ciekawe, pisarz nigdy nie zawitał tam osobiście i obiekt ten znał z fotografii). Nie przeszkadza to w tym, że obecnie forteca w Bran przyciąga prawdziwe tłumy turystów jako „zamek Draculi” właśnie, a sam Dracula stał się symbolem Transylwanii oraz całej Rumunii. Już dojeżdżając w okolice zamku trafiamy w gęste korki pojazdów, trudno znaleźć miejsce parkingowe. Dookoła mnóstwo straganów i cały, ogólnie znany, turystyczny cyrk. Aby dostać się do zamku trzeba zwykle odczekać około godziny w różnych kolejkach (najpierw do kasy, potem do drzwi wejściowych). Cena jak na rumuńskie warunki bardzo wysoka – 40 RON (ok. 35 zł – 2018 r.), ale to najbardziej uczęszczany obiekt turystyczny w całym kraju. Samo zwiedzanie też zajmie ok. godzinę. Czy warto czekać i płacić? Naszym zdaniem tak. Zamek prezentuje się bardzo malowniczo, my odwiedziliśmy go akurat przy pomrukach nadciągającej, bardzo gwałtownej burzy, która ostatecznie uwięziła nas w środku (na jednym z krużganków) na dodatkowe pół godziny. Ciemne chmury, grzmoty i błyski dodawały niewątpliwie uroku całej scenerii. Wnętrza zamku też nie rozczarowują (tu nie zgodzimy się z prezentowanymi dość często na necie opiniami). To prawdziwy labirynt komnat, przejść, schodów, krużganków, tarasów... Zwiedza się je z zainteresowaniem. Obecne wyposażenie pochodzi z lat dwudziestych XX w., z czasów królowej Rumunii Marii Koburg, ówczesnej pani zamku Bran. Jedyny prawdziwy minus to wspomniane tłumy turystów. Może poza sezonem jest pod tym względem lepiej?

Kościoły warowne Siedmiogrodu wpisane na listę dziedzictwa światowego UNESCO.


Widok z wieży kościoła Valea Viiloor.

Kościół w Valea Viiloor.
Coś dla turystycznej małpki.

Jak u babci na strychu.

Biertan - "katedra warowna".

To prawdziwa forteca otoczona potrójnym pierścieniem murów.

Na wzgórze prowadzą kryte schody. Wiernym nie straszne deszcze i śniegi.


Pomiędzy murami.



Dojazd do Viscri nie jest łatwy.

Wreszcie u stóp kościoła

Zabudowania gospodarcze wkomponowane w mur obronny.

Widok z wieży w Viscri.

Mury obronne kościoła w Harman.

Wioska wkomponowana w mury kościelne. Tutaj "domki jednorodzinne".

Panorama okolicy.

Utrzymany w niemieckim, protestanckim stylu dziedziniec. Żywopłot przycięty "pod linijkę".

Kościoł w Prejmer też kryje się za murami.

Wewnętrzna, kryta galeria bojowa. Po lewej otwory strzelnicze, po prawej ściana kwater mieszkalnych.

Takie bloki - ule mieszkalne ciągną się wzdłuż całego, wewnętrznego obwodu murów.

Mogło tu zamieszkiwać ponad 200 rodzin. Mieli naprawę blisko do kościoła. :-)
Kościoły warowne – Ufortyfikowane, otoczone murami obronnymi średniowieczne kościoły to najbardziej oryginalny i charakterystyczny dla Siedmiogrodu rodzaj zabytków. Budowali je niemieccy koloniści i służyły zarówno jako miejsca kultu, jak i punkty obrony przed najeźdźcami (najpierw pogańskimi koczownikami, później Turkami). Niektóre z nich to zarazem prawdziwe wioski, gdyż od wewnętrznej strony fortyfikacji wznoszono pomieszczenia mieszkalne, przypominające jako żywo ule albo nasze obecne bloki. Mogły one pomieścić nawet kilkaset rodzin, a zamieszkiwano je aż do XIX w. Kościołów takich wybudowano dziesiątki, jeśli nie setki w różnych wioskach Siedmiogrodu. Wiele z nich stoi po dziś dzień, te lepiej zachowane udostępnia się dla zwiedzających. Siedem spośród kościołów-fortec wpisano na listę dziedzictwa UNESCO i można je uznać za najciekawsze. Wszystkie są zarazem podobne do siebie, jak i wyjątkowe w swoim rodzaju. Biertan imponuje zewnętrznym wyglądem oraz potężnymi murami, w środku oferując już turyście o wiele mniej atrakcji. W Valea Viilorr można odbyć ekscytujący spacer na wieżę (sprawiającą wrażenie, że zawali się w każdej chwili) oraz po różnych poziomach strychu budowli, poznając tajniki konstrukcji więźby dachowej. Wszystko to po raczej wątłych (ale w sumie pewnych) drabinach, które Ada oceniła: „jak u mojej babci na strychu, tylko wyżej i więcej”. W przypadku kościoła w Viscri już sam dojazd dostarczy silnych przeżyć. Obydwie prowadzące tam drogi pozostają w fatalnym stanie (straszliwie nierówny, pełen dziur asfalt albo znajdująca się aktualnie w stadium przebudowy szutrówka). Warto tam jednak zajrzeć ze względu na wspomniany charakter budowli jako swego rodzaju mieszkalnego ula. I koniecznie należy zaliczyć kościół w Prejmer. To największy zachowany „ul mieszkalny”. Można odbyć spacer po dawnych kwaterach osadników oraz przylegających do nich fortyfikacjach. My odwiedziliśmy jeszcze położony w pobliżu Braszowa i nie wpisany na listę UNESCO kościół w Harman. Nieco mniejszy od Prejmer, daje jednak dobre wyobrażenie o tego rodzaju budowlach. Szczególnie Ada zachwyciła się tymi kościołami obronnymi, uznając je za oryginalne i interesujące. A ponieważ moja Pani jest już mocno „spaskudzona” pod względem turystycznym i niełatwo ją zaskoczyć, niech posłuży to za najlepszą rekomendację.

Przed zamkiem w Calnicu - jedni pozują inni sami fotografują :D

Dziedziniec zamku w Calnicu.

Widok z wieży.

Nasza kwatera w wiosce Calnic tuż przy głównym placu osady. Dom nr. 31. Godna ze wszech miar polecenia. Zaprowadziła nas do niej zaczepiona w wiosce babcia.

Zamek Rupea robi zdecydowanie większe wrażenie.

Miasteczko u stóp zamku.

Na murach.

Panorama zamku Rasnov. Widoczna na zdjęciu kolejka zębata miała niedawno awarię. Pechowych pasażerów ewakuowano helikopterem.

Obecnie turyści docierają na górę zamkową w taki oto sposób.

Po wyjściu z wagonika.

Brama wejściowa.

Wioska w obrębie murów. To przecież zamek chłopski.
Zamki chłopskie – Kolejną osobliwością Siedmiogrodu są zamki wznoszone i użytkowane przez wspólnoty chłopskie. Chłopi otrzymywali na to specjalne zezwolenia od władców węgierskich, by chronić się przed najazdami oraz wzmacniać obronność kraju. Wznosili je sami albo też wykupywali i rozbudowywali forteczki zubożałych panów feudalnych. Cecha charakterystyczna takiego zamku chłopskiego to brak budowli i pomieszczeń rezydencjonalnych. Zamiast tego znajdujemy sporo pomniejszych budynków mieszalnych, służących w dawnych wiekach chłopskim członkom wspólnoty oraz ich rodzinom. Odwiedziliśmy trzy takie zamki w miejscowościach Calnic (ten stosunkowo niewielki) oraz Rupea i Rasnov (rozległe i dominujące nad położonymi u stóp wzgórza miasteczkami).

Historyczne miasta Siedmiogrodu - Niemiecka nazwa krainy, Siebenburgen, nawiazuje do siedmiu głównych miast założonych przez sprowadzonych za sprawą królów węgierskich kolonistów. Wspomniane miasta to Braszów (Kronstadt), Kluż-Napoka (Klausenburg), Sybin (Hermannstadt), Sighisoara (Schässburg), Medias (Mediasch), Sebes (Mühlbach) i Bistrita (Bistritz). Każde z nich jest podobno jedyne w swoim rodzaju, ale ponieważ nikt nie przyjeżdża do Rumunii po to, by zwiedzać po kolei miasto za miastem, zajechaliśmy tylko do kilku z nich, częściowo „po drodze”.
Panorama Shigishoary. Naszym zdaniem. najpiękniejszego z miast Siedmiogrodu.


Urokliwy rynek miejski.

Kryte schody z XVII w. wiodą na wzgórze katedralne.

Podziwiamy widoki i chłoniemy atmosferę. :-)

Podczas wieczornego spaceru. Prawda, że widok jak z przedwojennej pocztówki?

Dom, w którym urodził się Vlad Tepes,
historyczny pierwowzór Draculi.
Wieża Zegarowa w Sighisoarze.

Zadowolony Zbyszko w gościnie w domu urodzin Draculi. Urządzono tam stylową i serwującą pyszne (o dziwo) jedzenie restaurację.
- Sigishoara – To z pewnością najpiękniejsze i najbardziej malownicze z miast Siedmiogrodu. Położona na wzgórzu starówka z urokliwymi uliczkami, kryte, drewniane schody wiodące na wzgórze katedralne, zachowane wieże obronne... Bardzo urokliwe miejsce na spędzenie popołudnia i wieczoru. Atrakcyjność Sigishoary podnosi z pewnością znakomita restauracja w dawnym Domu Draculi (w którym miał się urodzić historyczny Vlad Palownik). Urządzona w dawnym stylu, oferuje bardzo dobre potrawy w niewygórowanej cenie. Dwuosobowy, więcej niż obfity obiad popity kilkoma piwami kosztował ok. 120 zł. To niedużo, jak na renomowaną, „historyczną”, restaurację.


Czarny Kościół w Braszowie.

Leciwa kolejka linowa wiezie nas na jeden z otaczających miasto grzbietów górskich.

Z góry Braszów prezentuje się  najlepiej.

Braszów to miasto na granicy gór i równiny.

Nasza ulubiona knajpa na obrzeżach Braszowa. Co prawda, tylko niektórzy z obsługi mówią tam po angielsku, ale to w niczym nie przeszkadza.
- Braszów – Naszym zdaniem przereklamowany. Miasto położone jest w dolinie i najlepiej wygląda z góry: z grzbietu górskiego, na który można wjechać dość antyczną kolejką linową albo z przeciwległego wzgórza, na którym wznoszą się zachowane resztki fortyfikacji. Sama starówka „od środka” rozczarowuje. Słynny „Czarny Kościół” z XV w. nie rzucił nas na kolana, urokliwe jakoby uliczki okazały się zatłoczone ogródkami piwnymi z hałaśliwą młodzieżą. Nasze wrażenia wypadły może tak marnie z powodu przygotowań do mającego się odbyć jakiegoś festiwalu. Rynek zajęty został całkowicie przez estradę. To jeszcze pół biedy, ale ogrodzono go z tej okazji wysokim, stalowym płotem. Nie dość, że nie dało się wejść, to jeszcze popijając piwo (niezłe zresztą, warzone w knajpianym browarze), czuliśmy się jak pod ogrodzeniem obozu koncentracyjnego. Możemy natomiast z czystym sumieniem polecić restaurację La Casa Bistriteana (ul. Avram Iancu 24). Położona poza starówką, odwiedzana głównie przez miejscowych, oferuje duży wybór smacznych potraw rumuńskich w bardzo umiarkowanych cenach.
Medias nie robi specjalnego wrażenia.
-
Medias – Zatrzymaliśmy się tu przejazdem, na mniej więcej godzinę. Miasto nie rzuca na kolana Można obejść rynek, obecnie miły, ale nie wyróżniający się niczym szczególnym plac z zielenią oraz knajpkami. Do tego usytuowany obok dawny kościół warowny. Zachowuje on typowy układ tego rodzaju budowli, ale tutaj już dawno został wkomponowany w budynki miejskie i nie robi większego wrażenia.
- Kluż-Napoka – To stolica Siedmiogrodu, jedno z większych miast Rumunii. Ruchliwe i zatłoczone. Tutaj również zawitaliśmy przejazdem. Ze średniowiecznego charakteru osady pozostało niewiele, głównie zabytki to budowle z XIX/XX w., z czasów austro-węgierskich.

Katedra w Alba Iulia.

Gotyckie wnętrze katedry.

A obok katedra prawosławna.

Jedna ze ścian w katedrze prawosławnej.

Podchmielony Zbyszko zaleca się do eleganckiej mieszkanki Alba Iulia.

Makieta miasta-fortecy.

Fortyfikacje zachowały się w bardzo dobrym stanie.
Alba Iulia – Miasto to nie zalicza się do wspomnianych wyżej siedmiu miast „założycielskich” Siedmiogrodu, posiada jednak bardzo długą i bogatą historię. Istniało już w czasach rzymskich, pełniąc rolę stolicy prowincji Dacja Apulensis oraz siedziby legionowej (II-III w.). W czasach nowożytnych było z kolei stolicą księstwa Siedmiogrodu (XVI-XVII w.). Główne atrakcje Alba Iulia to obecnie gotycka katedra, skromnych rozmiarów ale utrzymana w stylu architektonicznym, usytuowany w niej grobowiec Jana Hunyadego – żyjącego w XV w. węgierskiego bohatera narodowego walczącego pomyślnie z Turkami oraz osiemnastowieczne fortyfikacje obronne. Tymi ostatnimi miasto otoczono już pod rządami austriackimi. Bardzo dobrze zachowane, oddają wygląd i rozplanowanie nowożytnej fortecy bastionowej.


Do zamku Corvinilor prowadzi drewniany most.

Dziedziniec zamkowy.

Fasada południowa.

Wieże obronne wkomponowane w mury.
A tutaj wieża wysunięta.

Sypialnia króla Macieja Korwina. Pomimo tak dobrych warunków do pracy, doczekał się tylko syna z nieprawego łoża. Może właśnie z tego tutaj?
Zamek Corvinilor w Huneodarze – Położony w zachodniej części kraju, to dawna rezydencja rodowa Hunyadych, rodziny możnowładczej, która w XV w. dała Węgrom dwóch bohaterów narodowych: zwycięskiego wodza w walkach z Turkami Jana Hunyadego oraz jego syna, króla Węgier Macieja Korwina. Nazwa zamku pochodzi od herbu Corvin (Kruk) – godła rodziny Hunyadych. Obecny wygląd fortecy pochodzi z tej właśnie epoki. Budowla przedstawia się niezwykle malowniczo, sprawiając wrażenie typowo „baśniowego”, średniowiecznego zamku. Koniecznie należy odwiedzić to miejsce. Warto przybyć jak najwcześniej (otwierają o godz. 9.00), im później, tym większe problemy z zaparkowaniem samochodu oraz tym dłuższe kolejki do wejścia. Samodzielne zwiedzanie zajmie ok. 1,5-2 h. Turystom udostępniono szereg pomieszczeń oraz różne zakamarki fortecy.



Zamek Deva góruje nad okolicą.

Ta kolejka nadal działa.

U stóp zamku.

Zamek przezywał ostatni okres świetności w XVII w. Obecnie to malownicza ruina.

Widok przez otwór strzelniczy.
Zamek Deva – Położona na wyniosłym, stromym wzgórzu forteczka w pobliżu Huneodary. Bez problemu można zwiedzić obydwa te miejsca (byle nie z biurem podróży, z sobie wiadomych przyczyn umieszczają one w programach albo jeden, albo drugi obiekt). Sam obiekt to w istocie poddane renowacji ruiny. Główna atrakcja to rozległa panorama okolicy. Do zamku można dostać się pieszo, odbywając dość męczący spacer, albo wjechać kolejką zębatą. Wybraliśmy ten drugi sposób. Warto przybyć jak najwcześniej (otwierają o godz. 9.00), pozwoli to uniknąć oczekiwania na wagonik oraz tłumów na szczycie.


Otoczony wodą zamek w Fogarasz.

Słonik na dziedzińcu zamkowym.

Zwiedzamy bastiony obronne.

Fortyfikacje zachowane w dobrym stanie.
Zamek Fogarasz – To z kolei usytuowana w południowej części Siedmiogrodu forteca renesansowa. Do obecnej postaci przebudował ją książę siedmiogrodzki Gabriel Bethlen w początkach XVII w. Jest bardzo dobrze zachowana, otoczona szeroką, malowniczą fosa. Z Fogarasz związane są akcenty polskie. W 1849 r., w czasie Wiosny Ludów, gen. Józef Bem jako dowódca powstańczych wojsk węgierskich stoczył pod miastem zwycięską bitwę z armią rosyjską. Z kolei w 1939 r. w zamku urządzono obóz dla internowanych w Rumunii żołnierzy kampanii wrześniowej.

Damian i Zbyszko udają (mało przekonująco) gwarków z kopalni soli.

Kołowrót dawnej windy.

Widok z góry na komorę.

W której można np. zagrać w bilard.

A na najniższym poziomie kopalni jeziorko. Damian przy wiosłach.

Pora wracać.
Oto schody wiodące ku wyższym poziomom.
Kopalnia soli w Turda – Położona na południe od Kluż-Napoka, stara kopalnia soli. Sól wydobywano tu już w czasach rzymskich, ale większość udostępnianych turystom sztolni i komór pochodzi z XVIII-XIX w., czyli z okresu rządów austriackich. Eksploatację zakończono w 1932 r. To kopalnia porównywalna pod względem atrakcyjności z Wieliczką, aczkolwiek zupełnie inna. Wrażenie robią przede wszystkim olbrzymie, głębokie na ok. 100 m. komory. W najniższej z nich można popływać łódkami (samodzielnie wiosłując) w wypełniającym dno jeziorku. Na wyższych poziomach zainstalowano stoły do gry w bilard i ping-ponga (dodatkowo płatne). Na zwiedzanie należy przeznaczyć ok. 2 h. W sezonie, zwłaszcza w weekendy mogą pojawić się problemy z zaparkowaniem samochodu.



Baie Felix. Wejście do kompleksu Apollo.

Basen w stylu retro.

Daria i Damian to stwory wodne.

Ada i Daria na zjeżdżalni.

Zbyszko znalazł sobie ciekawsze zajęcie. Woli jednak mieć płyny pod kontrolą. :-)
Kąpieliska termalne w Baie Felix – Baie Felix to jeden z najsłynniejszych kurortów rumuńskich, położony w zachodniej części Siedmiogrodu, w pobliżu miasta Oradea oraz obecnej granicy z Węgrami. Leczy się tu choroby reumatologiczne oraz dermatologiczne, większość gości to jednak po prostu spragnieni kąpieli i odpoczynku. Na chętnych oczekują tutaj liczne hotele (w sezonie zwykle zajęte – my zatrzymaliśmy się na campingu, gdzie miejsca znalazły się bez problemu) oraz kilka kompleksów basenów termalnych. Polecamy kompleks Apollo. Ceny niewygórowane, sporo basenów utrzymanych zarówno w klimacie nowoczesnym jak i retro, zjeżdżalnie itp. Jedyny, drobny minus to temperatura wody. Doprawdy, w lecie niełatwo znaleźć tu ochłodę. :-) Dobre miejsce na chwilę odpoczynku po trudach zwiedzania.
Cygański pałacyk w Huedin.

Mercedes na dachu.

Dzielnica "pałacowa" w Huneodarze.

Cygańskie „pałace” w Huedin – Huedin to niewielka miejscowość przy drodze z Kluż-Napoka do Oradei. Miejscowi, bogaci rzecz jasna, Cyganie wznieśli tutaj szereg typowych dla siebie domów mieszkalnych, czyli krzykliwych, kapiących blichtrem dziwolągów. Podobne sytuacje znamy i z Polski, ale w Rumunii budują na większą skalę. Jest to wszystko tak bardzo pozbawione gustu, że aż interesujące. Jako ciekawostkę można dodać, że na zwieńczeniach dachów szczególnie okazałych budowli gospodarze umieszczają symbole luksusowych marek samochodów, w szczególności „grille” mercedesa! To symbole bogactwa, mające zapewnić rodzinie powodzenie również w przyszłości. Podobne „pałace” spotkaliśmy także w Huneodarze.