poniedziałek, 5 czerwca 2017

Festiwal Kultury słowiańskiej i cysterskiej w Lądzie


Już po raz trzynasty...
Od trzynastu lat w pierwszy weekend czerwca w miejscowości Ląd (pow. Słupca, woj. wielkopolskie) organizowany jest festyn średniowieczny.
Kopuła  kościoła (jedna z większych w Polsce)
Barokowy kościół w Lądzie
Impreza oparta została o dwa najważniejsze miejsca: klasztor z XII w., niegdyś cysterski, obecnie oddany ojcom Salezjanom oraz średniowieczne grodzisko, wzniesione ku uciesze miłośników przeszłości na pobliskich łęgach. Okolica bardzo ładna, nie skażona zbytnio ręką człowieka, tuż nad dziką doliną środkowej Warty, okresowo zalewaną wodami rzeki.
Ponieważ pogoda w tym roku dopisała, a i spodziewaliśmy się spotkać znajomych, ruszamy do Lądu. Już z daleka gwar i spore grupy uczestników zabawy. Trudno o miejsce do zaparkowania motokoni, ale w końcu gdzieś się wciskamy. Na początek zachodzimy do klasztoru, gdzie umówieni jesteśmy z jednym z organizatorów, „honorowym cystersem”, bratem Maciejem, który na tę okoliczność przywdział tradycyjny habit zakonu i przypomina o dawnych dziejach opactwa. Brat udziela nam bezcennych wiadomości na temat rozlokowania różnych atrakcji festynu. Pytamy szczególnie o najlepsze w okolicy karczmy, gdzie zjeść i wypić można. Kieruje nas do klasztornej kuchni Salezjanów, w której istotnie tłoczą się liczni chętni w oczekiwaniu na spyżę.
Rekonstrukcja średniowiecznego grodu
Brat Maciej naucza zebranych
Wreszcie godny napitek
Wszyscy życzą sobie tradycyjnych placków ziemniaczanych, których akurat zabrakło i czekać na kolejne porcje trzeba. Dobrze żołądek zapełniają, ale to tylko przekąska. Mięsa, sera, chleba i smalcu, a nade wszystko piwa oraz miodu spragnieni wielce jesteśmy. Brat Maciej, obowiązkami skrępowany, tymczasem podobnym rozkoszom podniebienia oddawać się nie może, toteż owymi plackami zadowalać się musi! W drodze na gród i tamtejsze błonia spotykamy znajomków, ci mięsiwa wprawdzie polecają zacne, ale ponieważ motokońmi przybyli i w dalszą drogę tegoż dnia ruszają, do gospody towarzyszyć nam niezdolni. Z żalem, ale jednak porzucić tak wyborne towarzystwo zmuszeni jesteśmy. Smakowite zapachy przyciągają nas do karczmy, w której wędzone mięsiwa podają. Obok sery bardzo zacne, w tradycyjny sposób wyrabiane. Piwo też wreszcie znajdujemy, o wiele godniejsze niż to, które w Chinach ostatnimi czasy spijać musieliśmy! Ale to przecież polska Warka, napitek godny wojów i rycerzy!
Wojowie szykują sie do bitwy
Kupić tu można niemal wszystko
Obozowisko mistrzów rzemiosł
Niekończące sie średniowieczne stragany
Wytop rudy żelaza
Ukontentowani, na gród udać się zamierzamy, lecz po drodze obozowisko mistrzów wszelakich rzemiosł oraz przygodnych handlarzy przebyć trzeba. Czegóż tu nie ma: groty, noże i miecze, łuki i strzały (pistoletów na wodę też nie brakuje, jakby z innej bajki, ale komu to przeszkadza?), drewniane chochle i miotły, podkowy przez kowala wykuwane, obok powroźnik sznury ciągnie, sitarz rzeszota prezentuje, garncarz garnki lepi. A tu świece, a tam korale, ówdzie srebro, gdzie indziej bursztyny... Ugrzęźliśmy na dobre, moja pani i małżonka od jednego kramu do drugiego gania, a ja za sakiewkę jeno się chwytam! Wtem twarz znajoma szczęśliwie się ukazuje! Toż to wiedźma-zielarka, którą dwa roki nazad jakoby na stosie już spalili! A tu żyje i ma się dobrze, nalewki i kordiały sposobi, przy niej woj dorodny. - Szlachetny Panie! - wita. - Toż to mało razy mnie palić mieli? Jeszcze się taki sędzia ani kat nie urodził, co dałby radę! Po dawnemu nalewki tu warzę! Spróbujcie panie, a i ty nadobna pani, dereniowa, zacna, sama robiłam. Serce rozgrzewa i ochoty do zabawy dodaje. - Jak tu wiedźmie odmówić?
Z wiedźmą-zielarką
W średniowiecznym obozowisku
Tymczasem krzyk się wielki podnosi. To drużyny Wikingów pod gród nadciągają, bitki, rabunku, bogactw wszelakich, a nade wszystko napitków i hożych dziewoj spragnieni. Ale i miejscowi dzielnie placu dotrzymują, stąd tumult wielki powstaje, okrzyki wojów, szczęk mieczy i toporów, oklaski gawiedzi. Pięć czy sześć razy się ścierają. Wikingowie górą, to prawda. Kolczugi u nich zacne, hełmy żelazne... Ale prażące słońce ich również pokona, zwycięzcy na polu zlegają, sił już na dziewki nawet nie mają i tylko piwa głośno wołają! Tak to bitwa w biesiadę się przeradza, wojowie topory i miecze odkładają, pancerze i kaftany ściągają, na obrzeżach palcu, w cieniu drzew i namiotów w kupy się zbierają, piwo zgodnie żłopią... Wnet też i dziewki nadciągają, takim widokiem zwabione.
Dzielni rycerze stają do walki
Starcia rycerzy
Już po bitwie
Czas uraczyć się trunkiem
Z rycerzami i pełnym rogiem
W tejże chwili brat Maciej głuchacza posyła. W klasztornym refektarzu opat oraz pan starosta na ucztę szlachetnych gości zapraszają. Odmówić przecież się nie godzi, władzy tak świeckiej, jak i duchownej.
A uczta godna. Wiele by o niej opowiadać. Tradycyjne flaczki i podroby, gzika i ziemniaki w popiele pieczone (te może mniej tradycyjne, ale co tam), ozorki wołowe... I do tego piwo przednie. Warka na błoniu dobra, ale ten oto trunek, z pszenicy uwarzony, sam opat chyba alibo może pan starosta z własnych piwnic wspaniałomyślnie ofiarowali! I do tego hoże dziewczęta tymże piwem hojnie szafują! Serce już się raduje, a tu nagle zapach niezrównany dociera... Na salę dzika na rożnie pieczonego wnoszą! Oto danie przezacne! Mięso czerwone, delikatne... ziołami przyprawione. A jeszcze kuflem pszeniczniaka popite... Zaprawdę, wspaniała ta uczta, godnie tu gości podejmują... Nie zdołamy już żadną miarą motokońmi naszymi na kwaterę w pałacu biskupim w Ciążeniu powrócić, oj nie zdołamy. Ale co tam! Jadło wyborne, piwo znakomite, towarzystwo wyborowe. Oddajemy się rozkoszom uczty, a potem pieszo do Ciążenia milę niecałą (ok. 6 km.) traktem ciągniemy. Pogoda na szczęście sprzyja. Ale cóż oto? Zaprzęg za nami pędzi, kolejna twarz znajoma. To włodarz do siebie wraca, nieszczęsny, imprezy doglądał i piwa nie skosztował. Tak to motokońmi tego dobrego gospodarza do pałacu dojeżdżamy.
Pałac w Ciążeniu

Wszystkim festyn w Lądzie polecamy, bo i my tam byliśmy, nalewki i piwo piliśmy oraz dzika zajadaliśmy. Swojskie smaki niezrównane, wytchnąć po dalekich podróżach pozwalają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz