piątek, 11 sierpnia 2017

Ateny

Łódka Paris. To na niej ruszamy na Cyklady
Wyruszamy na dwutygodniowy rejs po Morzu Egejskim, w dziesięcioosobowym towarzystwie, wynajętym jachtem typu Bavaria 50. Mamy połowę października, ale pogoda dopisuje, przyświeca pełne słońce. W planach Mykonos, Delos, Santoryn, z zamiarem dopłynięcia do Krety, jeżeli warunki i czas pozwolą. Następnie powrót do Aten. Plan okaże się zbyt ambitny, ale tymczasem wcale się tym nie przejmujemy. O właściwej żegludze decydują kapitan oraz admirał (ojciec kapitana – oboje wynajęli łódź i zorganizowali rejs), my jesteśmy wyłącznie załogantami-pomocnikami.
Nasz kapitan Mirek

Ateny – pierwszy pobyt. Wszystko zaczyna się bardzo przyjemnie. Lądujemy w Atenach około północy, mniej więcej godzinę zajmuje dojazd autobusem do centrum miasta i odnalezienie hostelu, w którym zarezerwowaliśmy pokój, a raczej, jak się okaże – sześć łóżek w pokoju siedmioosobowym. Reszta załogi ma dopiero dojechać. Pomimo późnej pory szczęśliwe przybycie do stolicy Grecji trzeba uczcić, wychodzimy więc na piwo! Nieszczęśnik, który przypadkiem trafił do naszego pokoju musiał nas przeklinać! Najpierw wkraczamy o 1 w nocy i zostawiamy bagaże, a ledwie zdążył na nowo zasnąć, wracamy ok. 4 rano, po definitywnym zamknięciu ostatnich knajp. Z pewnością nie zdołał się wyspać! Na szczęście, rankiem zniknął, zanim my z kolei się obudziliśmy. Też zresztą zmuszeni byliśmy opuścić kwaterę przed 10 rano, snu więc wiele nie zaznaliśmy. Dowództwo zajęło się przejmowaniem łodzi, dając załogantom czas wolny. Ponieważ najsłynniejsze (ale trochę przereklamowane atrakcje Aten – Akropol i jego muzeum oraz okoliczne budowle) kiedyś już zwiedzaliśmy, spacerujemy leniwie po mieście, wspinając się na zalane słońcem wzgórze Likavitos (Wzgórze Wilków, 277 m. n. p. m.). To najwyższe wzniesienie w Atenach, oferujące piękny widok oraz niezłe, zimne piwo w knajpce na szczycie. Popołudniem docieramy metrem, a potem autobusem (można też szybciej taksówką) do rozległej mariny w Pireusie, w dzielnicy Kalamaki. Łódź już czeka. Okazuje się, ze część załogi zdążyła nawet zrobić przeznaczone na zaopatrzenie zakupy w supermarkecie, korzystając z pomocy zaprzyjaźnionego z jedną z uczestniczek rejsu, miejscowego, zmotoryzowanego Greka. Co prawda, w ogólnym rozgardiaszu i pośpiechu (tuż przed zamknięciem sklepu) zagubili za linią kas jeden z koszyków i mogli go później tylko podziwiać przez szybę. Zakupów tych nie udało się już następnego dnia odzyskać. Nie należy jednak czynić wyrzutów tym, którzy pracowali dla wspólnej sprawy. Uczynnemu Grekowi należało, oczywiście, podziękować w polskim stylu. A że każdy miał jeszcze zapasy przywiezione z kraju, podziękowanie przerodziło się w imprezę zapoznawczą. Rejs zapowiada się więc nieźle!


Popijając wodę (w knajpce na Wzgórzu Wilków podają wodę każdemu kto usiądzie do stolika, nie to żebyśmy wyglądali na aż tak wykończonych tą wspinaczką do góry :D:D:D), w oczekiwaniu na browar

Podziwiamy widok Aten z piwkiem w dłoni
Widok z Wzgórza Wilków na Akropol

Podczas spaceru na Areopagu

Kontemplujemy widok Akropolu
Na teren Akropolu nie wchodziliśmy (zdjęcie dzięki uprzejmości Adama, jak zresztą jeszcze kilka innych)

I Adam w swej własnej osobie :D
Łódka już prawie spakowana...pora ruszać

2 komentarze:

  1. Prostuję, że finalnie wyszło na to, że koszyk zagubił się przed linią kas - kasa jachtowa nie została uszczuplona :P Czekam na kolejne relacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, sytuację znam nie bezpośrednio lecz z Waszej relacji podczas wspomnianej "imprezy zapoznawczej". dzięki za sprostowanie i zapraszam do kolejnych postów.

      Usuń