sobota, 10 marca 2018

Marmolada królowa muld '18

Dzień zapowiada się słoneczny, zatem plan na dzisiaj to masyw Marmolady. Mniam :D
Jeszcze tylko zakup ski pass'a i ruszamy.
Orczyk spod naszego hotelu wiezie nas w stronę słońca :D
A na Passo Pordoi niemiła niespodzianka. Spory ogonek przed wyciągiem...
Knajpka majaczy na horyzoncie ale my ją omijamy, bo mamy dziś ambitne plany :D
Krzesełka w kierunku Marmolady niestety należą do tych starszych, a zarazem mniej przepustowych.
Skoro już komórka wyciągnięta z kieszeni to należy utrwalić i diabła :D
oraz zrobić selfy na tle gór :D
Widoki przed nami coraz ciekawsze.
Drogowskazy wskazują drogę...
...pośród ośnieżonych gór...
...dolin...
...i przy urokliwych jeziorkach.
Pierwszy cel osiągnięty - stacja pośrednia kolejki na Punta Rocca (masyw Marmolady).
Eksponaty w muzeum pierwszej wojny, mieszczącym się w tym samym budynku co stacja przesiadkowa kolejki linowej.
Dość ciekawym pomysłem są napisy na okolicznych oknach (prawda, że wyglądają niczym plakaty?)
Widok na skały które otacza trasa narciarska Sella Ronda.
Ruszamy kolejną kolejką w górę.
I docieramy na jeden (jak się później okazało) z najniżej położonych punktów na szczycie masywu Marmolady.
Widoki jednak stąd wprost bajkowe.
Widok na prowadzącą z Marmolady trasę narciarską.
Okoliczne szczyty w śniegu...
zainteresowały nawet diabła :D
Widok z Punta Rocca na najbardziej okazały (chociaż nie najwyższy, ustępuje o jeden zaledwie metr) punkt na szczycie masywu Marmolady, czyli Punta Penia 3342 m.n.p.m..
Tutaj już z górki na pazurki :D

Marmolada (3343 m.) to najwyższa góra Dolomitów, a zarazem nazwa całego okolicznego masywu skalnego. W masywie tym znajduje się także wzniesienie o nazwie Punta Rocca (3250 m.), na które można wjechać kolejką linową, po czym zjechać w dół na nartach. To popularna wśród narciarzy, tzw. wyprawa na Marmoladę. Właściwą górę oglądamy wprawdzie tylko z punktu widokowego (wydaje się zresztą na wyciągnięcie ręki), ale ponieważ Punta Rocca należy do masywu Marmolady, ogólne twierdzenie o „zdobyciu Marmolady” daje się usprawiedliwić.
Na Marmoladę należy koniecznie wybrać się przy dobrej, słonecznej pogodzie. Widoki ze szczytu Punta Rocca oraz różnych miejsc po drodze zapierają dech w piersiach. Ostre, zimą i wiosną ośnieżone, szczyty Alp rozciągają się jak okiem sięgnąć we wszystkich kierunkach. Aż trudno uwierzyć, że odległość do Wenecji i Adriatyku wynosi z tego miejsca zaledwie 114 km.
Niestety, na te dni z rzeczywiście ładną pogodą polują wszyscy. Co prawda, w marcu w Dolomitach trafia się ich sporo, ale to jednak góry i „pogoda, jak kobieta, zmienną jest”. W rezultacie, na Marmoladę walą wtedy tłumy. Utrudnia to i spowalnia dojazd. Masyw położony jest nieco na południe od rejonu narciarskiego Arabby, z kilku kluczowych wyciągów skorzystać muszą wszyscy, którzy wyruszają stamtąd z zamiarem zdobycia szczytu. Na trasie Sella Rondy, na której leży Arabba, też trafiają się newralgiczne „wąskie gardła”, nieważne, czy podążamy do tej miejscowości od zachodu, czy od północy. Zdarza się, że w kolejkach trzeba odstać 10, 15, 20 min. W efekcie, chociaż wyruszyliśmy w miarę wcześnie z naszego hotelu Gagni Gonzaga, położonego bezpośrednio przy szlaku Sella Rondy w okolicach przełęczy Passo Pordoi, skąd do Arabby nie jest daleko (od strony zachodniej), dotarcie do dolnej stacji kolejki linowej na Marmoladę (czyli w istocie na szczyt Punta Rocca) w miejscowości Malga Ciapela (można tam również, niestety dla narciarzy, dojechać samochodem, spory parking) zabrało nam ok 2,5 h., z czego mniej więcej 1/3 straciliśmy w ogonkach do wyciągów (w dzień roboczy, czwartek). Ka naszemu niemiłemu zaskoczeniu (ale z nas głupcy :D) na miejscu zastaliśmy tłum oczekujących, kilkakrotnie przewyższający rozmiarami dotychczasowe. Chcąc nie chcąc, dołączyliśmy do tylnych szeregów. Ludzie przesuwali się powoli, przepustowość kolejki linowej na Marmoladę ma swoje granice. Ostatecznie, straciliśmy tutaj kolejną godzinę. Plusem jest to, że skipass Dolomity Super Ski obejmuje również i ten wjazd.
Kolejka składa się w istocie z trzech odrębnych odcinków i ma dwa punkty przesiadkowe. W Wietnamie, zdecydowanie dłuższą trasę na Fansipan pokonuje się za jednym zamachem, co robi olbrzymie wrażenie. Wiadomo jednak, Azja górą! To kontynent przyszłości! Na stacjach pośrednich szczęśliwie ogonków już nie ma. Ale na turystę czekają inne atrakcje: tarasy widokowe, sklepy z pamiątkami, knajpki, muzeum poświęcone walkom toczonym w tej górskiej okolicy podczas I wojny światowej (co prawda, na miejscu Włochów raczej bym ich nie przypominał, potwierdziły w całej rozciągłości dawne, złośliwe powiedzenie: Dobry Pan Bóg stworzył Włochów po to, żeby nawet armia CK – austriacko-węgierska, ta od dobrego wojaka Szwejka – mogła kogoś pobić!). Efekt tego wszystkiego okazał się taki, że ku naszemu przykremu zdziwieniu (ale durnie :D) na szczycie „Marmolady” znaleźliśmy się dopiero ok. godz. 13.00.
Tu jeszcze podziwianie panoramy Alp (a jest co podziwiać), zdjęcia itp. Wreszcie, czas ruszać w dół. Winda podwozi wprost na start trasy narciarskiej. Nie jest ona szczególnie stroma czy trudna w normalnych warunkach, oznaczona została jako zaledwie „czerwona”. Niestety, do godzin popołudniowych stada narciarzy zamuldziły ją w sposób wręcz tragiczny. Zjeżdżają tu prawdziwe tłumy, niczym w pochodzie pierwszomajowym. Szkoda, że nie sklasyfikowano tego zjazdu jako „czarnego”. Wtedy zapewne połowa chętnych zrezygnowałaby od razu, zostawiła narty na dole i zjeżdżała w dół kolejką linową. A tak, ta rzekomo „czerwona” trasa okazuje się trudniejsza do pokonania niż niejedna, prawdziwa „czarna”! Zabiera sporo czasu i potrafi wymęczyć. A jest raczej długa. To zresztą ciekawa przypadłość Sella Rondy. Szlaki czarne zazwyczaj nie wydają się tutaj zbyt wymagające, a ponieważ wielu programowo ich unika oraz poprowadzono niemal zawsze alternatywy „czerwone”, na „czarnych” jeździ stosunkowo mało ludzi i nie ma zwykle muld! W rezultacie, okazują się łatwiejsze oraz szybsze do pokonania, niż te rzekomo mniej wymagające „czerwone”. Ta zasada potwierdziła się też na Marmoladzie. W pewnym miejscu szlak rozgałęział się na odnogi „czarną” i „czerwoną”. Ta „czarna” zaprezentowała się o wiele sympatyczniej. Zdecydowanie mniej narciarzy i prawie żadnych muld! Niestety, po pewnym czasie obydwie trasy zbiegły się ponownie i wszystko wróciło do normy.
Wybierając się na nartach na Marmoladę trzeba pamiętać, że jedyny wyciąg łączący tę okolicę z rejonem Arabby i całą Sella Rondą kończy pracę o godz. 16.00, szybciej niż inne, pracujące do 17.00. To w sumie ma sens, z tego wyciągu jeszcze kawałek drogi do różnych miejsc na pętli Sella Rondy, skąd wyruszyła większość turystów. Gdyby działał dłużej, wielu czekałoby zapewne do ostatniej chwili i potem ugrzęźliby gdzieś na dalszych odcinkach trasy.
Podsumowując, masyw Marmolady oraz góra Punta Rocca są ze wszech miar godne odwiedzenia. Jeżeli ktoś ma taką możliwość, niech stara się uczynić to w godzinach maksymalnie porannych. Mniejszy wtedy tłok, mniejsze ogonki do wyciągów i samej kolejki, trasa zjazdowa mniej zmuldzona. Jeżeli to się nie uda, trzeba liczyć się ze wspomnianymi wyżej niedogodnościami.
Ponieważ kolejny dzień zapowiadał się równie słoneczny, co ten w którym zrobiliśmy sobie wycieczkę na Marmoladę, postanowiliśmy o poranku wjechać na najwyższy szczyt na trasie Bell Vedere, czyli na Sass Pordoi (2950 m.). Widoki równie piękne, niestety ze szczytu prowadzi tylko dzika trasa narciarska, którą jednak nie zdecydowaliśmy się zjechać.   Wycieczka na tę górę, choć znacznie krótsza jest również godna jest polecenia i nie trzeba stać w kolejkach :D Następnie korzystając z pięknej pogody udaliśmy się na słoneczną stronę Val Gardena.  
Przed kolejką na Sass Pardoi.
I już na szczycie.
Tam gdzieś w dolinie majaczy nasz hotel :D
Widok na Piz Ciavaces 2831 m.n.p.m., za którym znajduje się znana Val Gardena.
Droga wijąca się przez Passo Pordoi, w tle masyw Marmolady.
Pogoda nam dopisuje, słoneczko świeci :D
Jako, że Zbyszko wciąż narzeka że nie ma mnie na zdjęciach a jednocześnie sam nie kwapi się do aparatu wymyśliłam taki oto sposób na wspólną fotografię na tle gór (odbitą w szybie) :D
Zjazd kolejką.
Diabeł gotowy na dalsze wyzwania.
Ruszamy na słoneczną stronę Val Gardena.
Po wszystkim krótkie obejrzenie mapki z trasami gdzie byliśmy przy doskonałym, włoskim, grzanym winie
Ostatni rzut oka na Alpy i zjeżdżamy do naszego hotelu. 

1 komentarz:

  1. Mnie się bardzo na nartach podobało we Włoszech. Super klimat. Nie dziwię się, że tak wielu Polaków wyjeżdża tam na zimowe uciechy. Polecam na https://eski.pl/ poszukać informacji o kurortach i miejscach zjazdowych.

    OdpowiedzUsuń