piątek, 27 kwietnia 2018

Piwa Kenii


"Pan poszedł na polowanie, wróci przed porą deszczową" - czyli gdy zabraknie piwa :D (cyt."Pożegnanie z Afryką")
Kenijczycy lubią piwo, ulubiony gatunek Polycarpa.
Poza tym pija smirnoffa :D jak widać po zakupach.
Niemieccy turyści spoglądali z zazdrością, pytając, gdzie tu można kupić piwo, ale to nie Bawaria :D
Przerwa na jabola :D Lokalny cydr.
Podczas zakupów.
Z baru nie wynosi się butelek.
Panowie szpanują na rynku w Narok. John z sześciopakiem Tusker'a Malt, a u Zbyszka rum kenijski.
Lunch z Tusker Malt nad rzeką Mara.
Mieszkańcy Kenii lubią piwo. I wcale im się nie dziwię, tym bardziej, że warzą zupełnie przyzwoite browary. Złocisty trunek jest jednak w tym kraju stosunkowo drogi, zwłaszcza w porównaniu z zarobkami. Półlitrowa butelka lub puszka piwa kosztuje od 1,5 do 2,5 USD w normalnym sklepie. W barach, knajpach, restauracjach od 3 USD w górę. A zarobki na państwowej posadzie to 200-350 USD. Dlatego przeciętny Kenijczyk pozwala sobie na wypicie piwa raz, góra dwa razy w miesiącu. Po jednej butelce, z jakiejś większej okazji. Straszne, prawda? Ofiarowanie lub postawienie komuś piwa uchodzi w Kenii za gest bardzo hojny. Złocisty trunek to dobry prezent, warto zabrać z kraju kilka puszek lub butelek. Przy okazji wieczornych kolacji z Polycarpem (nasz przewodnik/kierowca) oraz Johnem (kucharz) kilka razy daliśmy im po butelce polskiego piwa (piotrkowski Trybunał oraz lubelska Perła), co bardzo ułatwiło konwersację na różne drażliwe, być może, tematy (islamiści w Kenii, zarobki, przestępczość itp.). Sami degustowaliśmy wówczas piwa kenijskie.
W związku z wysokimi cenami, wykształciły się w Kenii pewne rytuały odnoszące się do konsumpcji złotego trunku. Przykładowo, gdy grupa przyjaciół spotyka się w knajpie, często któryś z nich, albo kilka osób na spółkę, kupują większą ilość browarów (tzn. parę sztuk), stawiają na stole oryginalnie zamknięte, pokazują w ten sposób wszystkim, że ich na to stać, a potem wypijają tylko część. Resztę oddają do baru, gdzie puszki lub butelki zostają zapisane na ich konto i zachowane (nie te konkretnie, rzecz jasna, ale liczba i gatunek) na następną wizytę. Butelki są kaucjonowane, kaucja też, jak na kenijskie warunki, dość wysoka. Dlatego z knajp piwa butelkowanego wynosić nie wolno. Obsługa bardzo na to uważa i nawet przypadkowa próba wyjścia z zakupionym w ten sposób browarem może zostać uznana za próbę kradzieży oraz sprowokować nieprzyjemną sytuację.
My sami ujrzeliśmy natomiast zabawną scenkę związaną z kupnem piwa w miejscowości Narok (na południowy zachód od Nairobi, po drodze do parku Masai Mara). Otóż poprosiliśmy naszych przewodników, by zatrzymali się przy jakimś sklepie z alkoholem, bo chcemy zrobić zapasy na trzydniowy pobyt w parku. Nic specjalnego, ot butelka rumu oraz sześciopak Tuskera Malta (dość drogi, ale bardzo dobry gatunek). Z takimi życzeniami nigdy nie było problemów. John poszedł nawet z nami do tego sklepiku i miał oko, żeby sprzedano nam towar za normalną cenę, bez zwyczajowego narzutu dla białych turystów. W drodze powrotnej do samochodu przez miejscowy targ oświadczył nagle, że poniesie to piwo. I potem paradował dumny jak paw z sześciopakiem w dłoni. Patrzcie wszyscy, oto idzie prawdziwy Boss przez duże B! Nie omieszkał też sfotografować się przy tej okazji.
Ale do rzeczy, czyli omówienia poszczególnych gatunków. W Kenii działają dwa browary, duży w Nairobi, oraz o wiele mniejszy w miejscowości Maai Mahiu (w pobliżu miasta Naivasha). Poinformował nas o tym Polycarp, miłośnik złotego trunku. Potem informację tę potwierdziłem jeszcze niezależnie u dwóch rożnych barmanów w naszym hotelu pod Mombasą. O ile piwa z Nairobi są w większości ogólnie dostępne na terenie całego kraju, o tyle piwa z Maai Mahiu trzeba poszukać. Spotyka się je głównie w okolicach Naivashy oraz w Nairobi, ale tylko w większych sklepach. Dodam jeszcze, że nie natrafiliśmy na  żadną knajpę, w której podawano by piwo lane z kija. Wszystko z butelek, rzadziej z puszek. W hotelu to samo. Widocznie nie ma w Kenii takiego zwyczaju.
Tusker (tzw. „żółty”) - 4,2%, browar Nairobi. Najpopularniejszy gatunek piwa w Kenii, przyzwoity lager o klasycznym smaku. Pije się bez przykrości. Ulubione piwo Polycarpa. Nazwa oznacza dorosłego słonia z kłami (ang.), co uwidoczniono również na etykiecie.
Tusker Malt – 5%, browar Nairobi. Najdroższe piwo w Kenii, kosztuje ponad 2 USD w sklepie. Naszym (Ady i moim) zdaniem to zarazem piwo najlepsze. Wyraźny, głęboki smak, z nutką dymu.
Tusker Lite (tzw. „zielony”) - 4%, browar Nairobi. Smak słaby, brak mocy, wodnite. Nie polecamy.
White Cup – 4,2%, browar Nairobi. To drugi pod względem popularności gatunek piwa w Kenii, rywalizuje z Tuskerem „żółtym”, od którego jest zwykle odrobinę droższy. Naszym zdaniem, jest również odrobinę lepszy. To także klasyczny lager, posiada wyraźnie zaznaczony smak lekkiej goryczki.
Pilsner Lager (tzw. „czerwony lew”) - 4,7%, browar Nairobi. Reklamują to piwo jako „wyprodukowane według receptury wschodnioeuropejskich mistrzów”. Pewnie mają na myśli wzorce czeskie z Pilzna, ale i tak uważam, że tę reklamę należałoby objąć ściganiem przez IPN, za szkalowanie narodu polskiego! Klasyczny pilsner powinien posiadać wyraźną, silną nawet goryczkę. A ten tutaj jest wodnity i bez smaku, kiepski po prostu. Można go ewentualnie wypić do posiłku, to jeszcze ujdzie, ale bez rewelacji. Wstyd przynosi wschodniej Europie. Na szczęście, tam i tak mało kto rozróżnia szczegóły, Czechy czy Polska. A może wszystko i tak pójdzie na konto Ruskich, więc Kenijczykom należy się od IPN pochwała?
Guiness – 6,5%, browar Nairobi. Piwo produkowane na licencji, opakowanie identyczne jak u oryginalnego Guinessa. O ten „produkt” to niech Kenijczyków pozywa Irlandia! Szkodzi jej imieniu bardziej nawet, niż „czerwony lew” Europie Wschodniej. Poza wspomnianym opakowaniem w niczym prawdziwego Guinessa nie przypomina. Ada określiła tę ciecz jako „strong doprawiony gorzką kawą”. Ogólnie niedobry, musieliśmy z miejsca przepić Tuskerem Maltem.
Balozi – 4,2%, browar Nairobi. Raczej kiepski lager, przypominający w sumie „czerwonego lwa”, bez wyraźnego smaku. Ewentualnie do ochłodzenia się przy basenie (gdzie podawano ten napitek w hotelu), albo do posiłku. Nazwa oznacza ambasadę (w języku suahili).
Sierra Amber – 4,5%, browar Nairobi. Bardzo dobry lager o głębokim, naprawdę „bursztynowym” smaku. Napitek godny ze wszech miar polecenia. Dostępny tylko w większych i lepszych sklepach.
Sierra Blonde – 4,5%, browar Nairobi. Lager o smaku mniej intensywnym niż Amber, posiada jednak przyjemny, wyczuwalny aromat goryczki. Można wypić z zadowoleniem. Podobnie jak poprzedni, dostępny w większych i lepszych sklepach.
Sierra Platinum – 5%, browar Nairobi, butelka 0,33 l. To piwo typu ale, ale niezbyt dobre, naszym (Ady i moim) zdaniem. Możemy być jednak trochę nieobiektywni, gdyż ogólnie za ale nie przepadamy. Podobnie jak pozostałe z serii Sierra, dostępny w większych sklepach.

Tusker Cider – 4,5%, browar Nairobi. To wprawdzie nie jest piwo, tylko cydr, ale uwzględniam w zestawieniu ze względu na sporą popularność oraz nawiązanie nazwą i etykietą do piw serii Tusker. Trunek raczej słodkawy, Ada określiła smak jako „przypominający przegniłe jabłka”, ale wypiła bez przykrości. Ja wolę chyba piwo.
Dirty Hairy („brudny włochacz”) - 5%, browar Maai Mahiu, butelka 0,33 l. To również piwo typu ale, zdecydowanie jednak lepsze od Sierra Platinum. Posiada wyrazisty, głęboki smak. Jeżeli ktoś lubi ale, to raczej niech zada sobie trud poszukania tego gatunku.
Dire Straits (lek na nagły brak gotówki:D) – 5%, browar Maai Mahiu, butelka 0,33 l. Bardzo udane, pełne piwo z silnie wyczuwalną goryczką. Warto poszukać.
Na koniec kilka słów ogólnie o lokalnych, mocniejszych alkoholach. Są zupełnie dobre oraz, o dziwo, tanie. Przykładowo, butelka 0,75 l. przyzwoitego, polecanego przez Polycarpa białego rumu Kenya Cane (40%) kosztuje ok 7 USD. Występuje on też w butelkach 0,375 l., w cenie ok. 3,5 USD. Musi to trochę dziwić, biorąc pod uwagę wysoką cenę piwa. Może rum, produkowany od dawna z uprawianej na miejscu trzciny cukrowej, uchodzi za trunek bardziej „rodzimy” niż wprowadzone przez brytyjskich kolonizatorów, typowo europejskie piwo? Miejscowa whisky, wódka oraz gin też zupełnie dobre, zdecydowanie lepsze od przeciętnych wyrobów tego rodzaju z niższej półki dostępnych w Polsce. Mocniejsze trunki serwowane w hotelowych barach w ramach all inclusive okazały się więc zdatne do picia, nawet ze smakiem. Dysponowali również sokiem pomidorowym oraz „Krwawą Mary” (co ucieszyło moją Panią). W porównaniu z Egiptem (gdzie miejscowe alkohole są przekleństwem all inclusive), Kenia wypada pod tym względem o wiele lepiej. Na wszelki wypadek zaznaczam, że do Kenii można wwieźć po 1 l. mocniejszego alkoholu na głowę, ale nikt ani tego specjalnie nie sprawdza, ani też rygorystycznie nie przestrzega. Nie widzę jednak większej potrzeby, lepiej zabrać kilka butelek/puszek piwa na prezenty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz