poniedziałek, 19 czerwca 2017

Lodowiec Svatisen gdzie śnieg ma kolor błękitu

Jedziemy do Lodowca Svatisen, po drodze ponownie przekraczając krąg polarny. Żegnaj daleka północy!

Niestety zachorowałam na skórę z renifera i Zbyszko musiał zapolować ze swoją kartą kredytową :D

Mój rycerz po polowaniu zajął się konsumpcją gulaszu z (a jakże!) z renifera

Ponieważ tego ranka jechaliśmy aż spod Saltstraumen udało się dostać w okolice lodowca Svatisen dopiero późnym popołudniem

Łódka już nie pływała więc postanowiliśmy iść pieszo dookoła jeziora, tym bardziej, że internet opisywał szlak

Przeskakując przez strumyki i wodospady...

Klucząc po kostki po podmokłych łąkach...

Poddaliśmy się po spotkaniu z wyjątkowo rwącym i szerokim potokiem...po czterech godzinach przemoczeni wróciliśmy na punkt startowy z zamiarem dotarcia do lodowca nazajutrz.

Solidnie się rozpadało więc zaprosiliśmy na drinka pod daszek (pod którym właścicielka za drobną opłatą pozwoliła nam rozbić namiot) Francuzów, którzy próbowali gotować jedzenie pod podniesioną klapą bagażnika samochodu. Impreza się rozkręciła mimo ulewy, była Żubrówka i Żywiec, patisony, francuskie słodycze prosto z Lyonu.
With our new friends from France.

A koło południa podjęliśmy kolejną próbę dotarcia do lodowca, tym razem łódką

Jeszcze przez 1,5 h od pomostu przy którym zatrzymywała się łódka szliśmy pod górę a potem 1,5 h w dół, więc wczorajsza decyzja powrotu okazała się ze wszechmiar słuszna, tym bardziej, że gdybyśmy nie zawrócili przemoklibyśmy do suchej nitki podczas wieczornej ulewy.

Droga przez księżycowy krajobraz do lodowca Svatisen

Cały czas pod górę wśród czerwonawych skał

Pierwsze jeziorko z błękitną wodą, swoją drogą woda z okolicznych strumieni jest po prostu przepyszna!

Udało się! Tym razem osiągnęliśmy cel! Jęzor lodowca w tle,

Widoki obłędne...zdjęcia wszystkiego nie oddają...

I ten błękit śniegu...

Wracamy...

Podziwiając krajobrazy
Zasłużone piwko po powrocie na łódkę



Z tej perspektywy wodospady na brzegach jeziora wyglądają urzekająco...

Tarasik na którym pozwolono nam rozbić namiot, daszek świetnie chronił przed deszczem.

Widok z tarasu

Po wspinaczce wzięłam orzeźwiającą kąpiel w krystalicznie czystej wodzie spływającej wprost z lodowca
Ruszamy w dalszą drogę, pośród deszczu i słońca...



Niepozorny norweski wodospad spotkany przypadkiem po drodze

Zbyszko przy wodospadzie Laksforsen

a na koniec filmik ze strumyczkiem pod lodowcem Svatisen




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz