piątek, 1 września 2017

weekend w Sztokholmie - cz.2


Drugiego dnia naszego pobytu w Sztokholmie wstaliśmy tak szybko jak tylko daliśmy radę po przemiłym wieczorku zapoznawczym, czyli ok. 9.00 :D i udaliśmy się do Sky View

Sky View. Charakterystyczna biała kula (85 m. wysokości, 110 m. średnicy) zbudowana nad  halą widowiskowo - sportową, w której odbywają się najważniejsze dla Szwedów imprezy, czyli mecze hokeja oraz piłki ręcznej (w 2013 r. wygrali tu mistrzostwa świata w hokeju właśnie),  a także wielkie koncerty gwiazd muzyki pop.

Oficjalna nazwa to Ericsson Globe albo (pierwotnie) Stockholm Globe Arena.

W obecnej formie obiekt oddano do użytku w 2010 r., potocznie (i powszechnie) nazywa się go po prostu Globen.

Dojazd zieloną linią metra, do stacji "Globen". Po zewnętrznej stronie kuli wjeżdżają na szczyt dwa szynowe, również kulistego kształtu wagoniki. Dostarcza to pasażerom sporo wrażeń. 

Warto zarezerwować bilety z wyprzedzeniem, przez internet (koszt 140 koron), gdyż na miejscu można czekać 2-3 h na wjazd (jak nam się przytrafiło)

W pobliżu sporo knajpek i pubów, ale do niektórych z nich trzeba mieć abonament (!), jak przekonaliśmy się ze zdziwieniem w chwili otwarcia o godz. 11.00. Ale to Szwecja. Tu do dobrego piwa trzeba ustawiać się w kolejce. 

Widoki ze szczytu Globen są dość specyficzne. Obiekt oddalony jest od centrum, toteż widzimy głównie lasy (sic!). Sztokholm tonie zresztą w zieleni. Warto jednak zaliczyć tę atrakcję dla samego, niezwykłego sposobu zdobywania wysokości.

Podczas ustalania, który z budynków na mapie znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Widok na  sąsiedni, kryty stadion piłkarski.
Po zaliczeniu Globen ruszamy do Drottingholm. Jako, że bilety na statek kupiliśmy przez internet (czekając na swoją kolej w knajpce pod Sky View) teraz pędzimy by zdążyć na zaokrętowanie.

Statek Prins Carl Philip, który zawiezie nas do Drottingholm
Opuszczamy przystań usytuowaną pod Ratuszem w Sztokholmie.



Pod szwedzką (a jakże!) banderą ruszamy do  Drottingholm,  

Na horyzoncie znika centrum Sztokholmu.

Drogę do  Drottingholm umilamy sobie robiąc zdjęcia :D

...oraz pijąc piwo :D

Drottingholm - Pałac Królowej. To jedna z dawnych rezydencji królewskich, położona na przedmieściach Sztokholmu, nad jeziorem Malaren. 

Mały fotograf po przybyciu na przystań pod Pałacem Królowej  :D zwróćcie uwagę na odbijacze statku :D

To tu mieszka obecnie Karol XVI Gustaw z rodziną, ale duża część pałacu oraz parku jest udostępniona dla zwiedzających.

Nazwa wiąże się z początkami rezydencji oraz jej odbudową w XVII w. Drottingholm wzniósł w końcu XVI w. król Jan III i ofiarował swojej żonie, królowej Katarzynie Jagiellonce, córce Zygmunta I Starego.

We dwoje we wnętrzach pałacu

W królewskiej bibliotece... Skoro król, to mógłby mieć większą!

Widok na ogrody królewskie. W XVI w. dynastia Wazów (niedawnego chłopskiego pochodzenia) uchodziła za parweniuszy i związek z Jagiellonami dodawał im splendoru. Król Jan III pragnął więc zapewne coś żonie udowodnić. 

Księżniczki na królewskich posadzkach...

Zdjęcie (wykonanie plus projekt) Julki. Prawda, że ujęła ciekawą perspektywę? 

 Budowla spłonęła w pożarze w 1661 r. i jej odbudowę zleciła królowa Jadwiga Eleonora, wdowa po znanym nam dobrze z "potopu" Karolu X Gustawie. Sprawowała ona władzę jako regentka najpierw w imieniu małoletniego syna Karola XI, a gdy i on zmarł, w imieniu wnuka - przyszłego znakomitego wojownika Karola XII. Potrafiła tak skutecznie natrzeć mu głowę (gdy pojawił się na obiedzie prosto z polowania i pijany zrzucił zastawę stołową, zaczepiając o obrus ostrogami), że nieszczęśnik do końca życia zrezygnował z picia wina! Może to z tego powodu nabawił się też mizoginii (wstrętu do kobiet).

Kolejna z królowych, która zapisała się w dziejach rezydencji, to Ludwika Ulryka, żona Adolfa Fryderyka (połowa XVIII w.). Wzniosła teatr dworski. Na koniec syn tej pary, Gustaw III, przebudował rezydencję w stylu klasycystycznym.

Po trudach zwiedzania można pokrzepić się w restauracji ulokowanej w pobliżu przystani. Podają tam niezłe piwo marki Arbo Brygg (jak widać, Mariusz spija je z prawdziwym upodobaniem), ale samo jedzenie jest bardzo drogie (nawet jak na warunki szwedzkie), a do tego kuchnię zamykają już o 17.30. 

Strudzeni i zgłodniali turyści powinni przekroczyć pobliski most przerzucony nad przesmykiem łączącym dwa jeziora i ruszyć wzdłuż ruchliwej, asfaltowej drogi. Po kilkuset metrach należy skręcić w prawo i boczną (ale również utwardzaną) drogą dotrzeć do knajpy zwącej się po prostu "Za mostem". Jedzenie tam godne, piwo również, a do tego znacznie tańsze. 

Dla cierpiących (nawet w sierpniu!) z powodu wieczornego chłodu - koce, którymi można okryć nogi. W ten sposób bez trudu doczekamy odpłynięcia statku, który dowiezie nas z powrotem do centrum Sztokholmu (jak widać, Ada zawinięta w koc - największy zmarzluch w okolicy).

W oczekiwaniu na prom...

W drodze powrotnej.  Do Drottingholm można bez problemu dojechać autobusem, ale najprzyjemniej wypada wycieczka statkiem spacerowym. Wyrusza on z przystani pod rauszem miejskim, rejs trwa około godziny. Warto przy tym wcześniej kupić bilety przez internet, w pogodne dni (zwłaszcza świąteczne) jest bowiem bardzo wielu chętnych. Zwiedzanie pałacu to kolejna godzina (plus minus 15 min.), potem warto przespacerować się po parku.

Księżyc nad  Drottingholm. Całość założenia naśladuje Wersal, w czasach Jadwigi Eleonory ideał królewskiej rezydencji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz