sobota, 11 sierpnia 2018

Piwa Wienamu


Ha Long Bay. Czyż nie tak zwiedzać najprzyjemniej?
Wietnam to kraj piwoszy (coraz więcej takich :D). Browary zakładali tam jeszcze francuscy kolonizatorzy, komuniści bynajmniej ich nie likwidowali. I obecnie globalne spożycie zbliżone jest do spożycia złotego trunku w Polsce, co prawda, przy ok. 2,5-krotnie większej liczbie ludności w Wietnamie. W całym kraju warzy się kilkanaście gatunków piwa, często zupełnie przyzwoitych lagerów i pilsnerów. Posiadają one zwykle moc oraz smak i bardzo korzystnie wyróżniają się na tle np. piw chińskich. Piwa wietnamskie są po prostu dużo lepsze. Warto wspomnieć o tym miejscowym przy okazji pobytu. Chińczyków i Chin jako tradycyjnego najeźdźcę, okupanta, wroga oraz regionalnego hegemona nikt tam nie lubi, a każda przewaga nad sąsiadem mile widziana. Występuje kilka gatunków ogólnokrajowych, reszta to produkty lokalne. Może i lepiej, bo o dziwo, te browary ogólnowietnamskie prezentują zwykle wyższy poziom.
Oto knajpa, ktorej należy unikać: restauracja Top of Hanoi w hotelu Lotte. Zbyszko popija jedyny dostępny tam produkt lokalny. To najdroższe piwo obrócone w Wietnamie (ok. 20 zł.). Z wyraźnym niesmakiem na twarzy :D
Ceny niewygórowane, przeciętnie ok. 10 k. dongów (1,60 zł.) za puszkę lub butelkę pojemności 0,33 l. oraz ok. 15 k. dongów (2,40 zł.) za pojemność 0,45 lub 0,5 l. Nie ma większych różnic pomiędzy sklepem a knajpą (nie liczę tu drogich restauracji w „europejskim” stylu, które i tak należy omijać szerokim łukiem). Najtańsze piwo na które trafiliśmy kosztowało (w knajpce właśnie, swoją drogą, wegetariańskiej!) 5 k. dongów (80 gr.) za kufelek 0,33 l.
A oto piwo najtańsze.
Knajpka w Hoi An, kufelek 80 gr.
Co za radość na twarzy :D
Trzeba jednak liczyć się z próbami windowania ceny dla Europejczyków, nawet wówczas, gdy podano ją na półce, gdy taką ceną zapłacił przed nami miejscowy oraz gdy w sklepie funkcjonuje kasa fiskalna. Właścicielka takiego przybytku potrafiła twierdzić, że cena jest błędna, w przypadku poprzedniego klienta pomyliłem się, a na kasę nabije towar później, bo ma akurat awarię. I żądała podwójnej kwoty. Do takiej nieprzyjemnej sytuacji doszło konkretnie w sklepie w Sa Pa w Wietnamie północnym. No, ale to znany kurort (lokalne Zakopane) i turystów próbuje się tam doić niczym pod samiuśkimi... Poza takimi miejscami, zwłaszcza w okolicach, gdzie przybysze docierają rzadko, atmosfera zupełnie inna. Co prawda, bywa, że trudno porozumieć się po angielsku, ale właściciele sklepików, pojętni i życzliwi, przy trzecim naszym przejeździe rowerami przez wieś oraz trzeciej wizycie dokładnie już wiedzieli, czego nam trzeba i z miejsca szykowali cztery piwa sajgońskiej marki 333. :D
Ciekawy jest sposób podawania oraz picia piwa na południu kraju, gdzie temperatury przekraczają na ogół 30 stopni. Otóż razem z browarem podają tam kufel wypełniony po brzegi lodem. Początkowo opieraliśmy się takim wynalazkom, piwo z wodą, błeee... Ale okazało się, że miejscowi, przystosowani do klimatu, mają rację! Po prostu, takie piwo o pojemności 0,33 l. wypijamy na tyle szybko, że lód nie zdąży się rozpuścić. Nadaje natomiast złotemu trunkowi przyjemny chłód. A potem może od razu posłużyć do schłodzenia drugiej kolejki (albo i trzeciej). Równie uczynny i rozumny właściciel przydrożnej knajpki spieszy z następnymi puszkami bez konieczności trudzenia się zamawianiem. A ponieważ, gdy my ochładzamy się w cieniu, nasze rowery nagrzewają się w słońcu, okrywa siodełka specjalnie przygotowanymi dla pojazdów klienteli osłonami z kartonu. :D Na północy, gdzie wieczorami, w górach, zdarzają się nawet zimą temperatury ujemne, przydałby się uczciwy grzaniec. Niestety, sztuki przyrządzania takowego pazerni górale z Sa Pa nie opanowali i musieliśmy podzielić się z pewnym niemieckim małżeństwem wątłym płomieniem w kominku, rozpalonym w hallu hotelowym na pięciu (słownie) niewielkich deskach. Tak to grzaliśmy się z zimnym Hanoi Beer w dłoniach.
Piwo "po wietnamsku". Okolice Can Tho w delcie Mekongu. Temperatura powietrza 35 C, wilgotność 100%.

W tym sklepie piwa również nie brakuje.
Bogowie  też wiedzą, co dobre...

Czy aby jednak do końca? Heineken? Obiecałem sobie, że przy najbliższej okazji ofiaruję im puszkę Żywca w rozmiarze XXXL. :D

A oto piwa, które degustowaliśmy:


Hanoi premium
Hanoi Beer – browar Hanoi (założony jeszcze przez Francuzów w 1890 r.), dostępne najczęściej w dwóch wersjach: zwykłej oraz premium. Opakowania bardzo podobne: butelki 0,45 ml. i puszki 0,33 ml. Hanoi Beer premium 4,6%, zwykłe 4,2%. Lekkie, przyjemne w smaku piwo, nieco kwaskowe (zwłaszcza w wersji zwykłej). Dobrze gasi pragnienie. Występuje powszechnie na północy, mniej więcej do wysokości miasta Hue w środkowym Wietnamie. W tej części kraju to najpopularniejszy gatunek. Poniżej, bardziej na południe, trudno już je spotkać. Bardzo miło jest wypić sobie wieczorem to piwo w pubie na rogu ulic Hang Ga oraz Hang Phen na starym mieście w Hanoi. Przybywają tam głównie stali bywalcy, Europejczycy siedzący w stolicy przez dłuższy czas. Atmosfera jest jednak bardzo miła, ceny normalne, a dookoła toczy się ożywione życie uliczne.
Hanoi "zwykłe"
W autobusie sypialnym browar też się przyda.

Pub "europejski" w Hanoi. Sami stali bywalcy. :D
Tric Bach – browar Hanoi, 5,3%. Uwaga, uwaga! Najlepsze piwo w Wietnamie. Uznaliśmy je za takowe jednogłośnie razem z Adą. Wyraźny, przyjemny smak goryczki, czuć pełnię, przyjemnie gasi pragnienie i podkreśla smak potraw. Występuje bardzo rzadko, spotkaliśmy je tylko raz, w sklepie w kurorcie Sa Pa. Stosunkowo drogie, jak na Wietnam: puszka 0,33 kosztowała 14 k. dongów (ok. 2,20 zł.). Później, aż do końca pobytu, nie udało się już na ten browar natrafić.
Najlepsze piwo Wietnamu.

Larue – browar Hanoi, 4,2%. (wersja zwykła, "żółta") oraz 4,6% (wersja special, "zielona"). Niestety, w tym wypadku nazwa mówi sama za siebie :D. Po prostu lura. Dotyczy to obydwu wersji. Początkowo piwo wydaje się bez smaku, ten pojawia się dopiero po przełknięciu kilku łyków, lekko kwaskowy. Jedyna zaleta, to ewentualne ugaszenie pragnienia. Larue jest w tym trochę lepsze od wody. Występuje głównie na północy kraju. 
Larue na tle gór wokół Sa Pa.

Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda... Tak powitano nas w Cat Ba na koszt firmy transportowej. Gdy słoneczko przygrzewa, nawet "lura" staje się tygrysem.

Laure special, czyli "zielony"

Halida – browar Hanoi, 5 %, warzone przez firmę Carlsberg. Niestety, Carlsberg przeniósł do Azji wady swoich produktów dostępnych w Europie, to znaczy jest to piwo bez smaku. To wrażenie braku doznań smakowych utrzymuje się aż do końca degustacji. Obecne na północy kraju.

Bardzo udany obiad w Ninh Binh, popity przeciętnym piwem.

"Żółty słoń"

Hai Phong – browar Hajfong (to zeuropeizowana nazwa portowego miasta Hai Phong na północy kraju). I tu ciekawostka, na opakowaniu nie podano voltażu tego napitku (!). Na „oko” wydaje się jednak słaby. Posiada wyczuwalną z trudem goryczkę, ale smak wodnity, brakuje pełni. Po namyśle, doszliśmy do wniosku, że dopiero razem z ostatnimi łykami pojawiła nutka kwaśnego słodu, nawet przyjemna. Ale by doszukać się tej nuty należy powoli opróżnić butelkę 0,45 l., co dla bardziej niecierpliwych może okazać się zadaniem zbyt trudnym. Występuje na północy kraju, we wspomnianym mieście Hajfong oraz ogólnie na wybrzeżu Zatoki Tonkińskiej.

W stylu wietnamskim.
Huda – browar Hue, 4,7 %. Kolejny produkt wytwarzany przez firmę Carlsberg. Niestety, potwierdza fakt, iż kompanii tej nie należy sprzedawać zacnych, lokalnych marek. Kolejne piwo bez smaku, typowy Carlsberg właśnie. Warzone w środkowowietnamskim mieście Hue, gdzie zdominowało rynek. Miejscowi wypowiadają się o nim pochlebnie (lokalny patriotyzm?), może kiedyś było lepsze. Hue wizytowaliśmy w porze deszczowej, lało praktycznie bez przerwy, toteż trudno docenić ewentualne walory tego piwa przy gaszeniu pragnienia. W porze suchej, latem, pozostawia, być może, korzystniejsze wrażenie.

Browar Huda i sajgonki.

Zorok – browar Ben Cat, 5 %. Smakuje jak woda z dodatkiem kwasku cytrynowego, ogólnie kiepskie. Główna zaleta tego produktu to pojemność, sprzedawane jest w puszkach 0,5 l., co stanowi wyjątek wśród piw wietnamskich, zwykle o pojemności 0,33 l. Nabyliśmy je w Hue w Wietnamie środkowym, nigdzie indziej już na takowe nie trafiliśmy. Zresztą, bez żalu.

Dwa Zoroki na tle deszczowego Hue.
Viet A - browar Hoi An, oprocentowania na opakowaniu nie podano. Może dlatego, że bywa nienormowane i zmienne? To piwo lokalne, natrafiliśmy na nie tylko w samym Hoi An. Co ciekawe, serwowano je w knajpce wegetariańskiej z butelek pet 1,5 ml. Kelner podchodził i nalewał do kufelków (!). O smaku nie ma co mówić, nie doszukaliśmy się żadnego. Ale też Viet A okazało się najtańszym piwem, które popialiśmy w Wietnamie. Widoczne poniżej kufelki kosztowały 5 k. dongów (ok. 80 gr.)


Tak też można.

Sajgon Lager – browar Sajgon, 4,3 %. To jedno z dwóch sztandarowych piw południa kraju, chociaż występuje w całym Wietnamie. Nie przypadło nam do gustu. Posiada słaby, lewie wyczuwalny smak. Brakuje pełni.

Na bezrybiu...

...czyli na łódce... i rak ryba.

Piwo Sajgon Lager zyskuje nieco jako dodatek do kotletów z krokodyla.

A tutaj ratuje życie wędrowcowi na pustyni.

W stylu kolonialnym, na tarasie opuszczonej posiadłości francuskiej.

Sajgon Specjal – browar Sajgon, 4,9 %. Stosunkowo mocne, jak na Azję, ale bez wyrazistego smaku. Da się wypić bez przykrości, chociaż i bez rewelacji. Obecne w całym kraju.

Pierwsze spotkanie.

Sajgon Lager i Sajgon Special pomagają rozprawić się z wężem.
Sajgon Export - browar Sajgon, 4,9 %. Zgodnie z nazwą, to eksportowa wersja piwa Sajgon, wysyłana do wielu krajów azjatyckich. W samym Wietnamie dostępna głównie na południu. Zawiera dodatek papainy (enzym uzyskiwany z melonów), co poprawia jakoby trawienie. Walory smakowe podobne jak wprzypadku pozostałych piw Sajgon, przeciętne. Ale można wypić bez przykrości.

Wersja eksportowa też nie zachwyca, chociaż wspomaga podobno trawienie.

333 – browar Sajgon, 5,3 %. To dawna marka francuska 33, warzona w browarze założonym przez kolonizatorów. Ponieważ cieszyło się zasłużoną popularnością, władze komunistyczne utrzymały produkcję, dla porządku zmieniając nazwę na obecną: 333. Czyżby od pojemności puszki? Cieszy się uznaniem w całym kraju, niedrogie (10 k. dongów, ok. 1,60 zł.), posiada wyraźny smak goryczki. Przyjemne w smaku, dobrze gasi pragnienie – zwłaszcza podawane „po wietnamsku”, czyli w kuflu wypełnionym lodem.

Prawda, że ładniej mi z trzecią trójką?

Na tle panoramy południowej części Ha Long Bay

Tiger – browar Sajgon, 5 %. Wbrew nazwie, tygrysem wśród piw wietnamskich ten produkt nie jest. Słaby, mało wyrazisty smak. Pomimo sporej jak na Azję mocy, browar wydaje się wodnity. To w zasadzie produkt singapurski (koncern Heineken), przecniesiony do Wietnamu oraz innych krajów azjatyckich. W 2017 r. wprowadzono wersję Tiger Crystal (4,5%). Powiela ona wady poprzedniej, dodając własną: zmniejszenie mocy.

Singapurski Tygrys...

...stracił moc.

White Lion – browar Sajgon, 4,8 %. Po chwili degustacji pojawia się lekko słodowy posmak. Ogólnie da się to piwo wypić, ale bez rewelacji. Występuje ten „lew” głównie na południu kraju.

Lew niewiele  lepszy od Tygrysa

Biuina – browar Sajgon, 3,8%. Pomimo słabej mocy całkiem przyzwoite. Posiada wyrazisty, lekko kwaskowy smak. Orzeźwia i dobrze gasi pragnienie. Obecne na południu kraju.

Przyjemna w smaku "oranżada"...

...wypita wśród kanałów delty Mekongu.


4 komentarze:

  1. Indeks glikemiczny piwa jest epicki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tam mają zupełnie inne piwa, ale jest to logiczne bo w końcu rosną tam inne rośliny. Każdy rejon w zasadzie charakteryzuje się swoimi odmianami. Na https://www.wolepiwo.pl/ można szerzej o tym poczytać

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, tym niemniej, w Wietnamie piwa wypadają zdecydowanie lepiej niż w wielu innych, egoztycznych krajach, np. w Chinach (ani smaku ani mocy) albo w Indiach (wysoki poziom alkoholu, bez śladu smaku). Dzięki za info i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń