|
Delos. Nasz kolejny cel. |
|
Jeszcze na krótko siadamy na starożytnej ławce i ruszamy na podbój Delos |
|
Widoczny jeden ze specjalnych statków o płytkim zanurzeniu kursujących na trasie Mykonos-Delos. W tle kotwiczy nasza łódka. |
|
Ruiny starożytnych świątyń... |
|
...skąpane w promieniach październikowego słońca... |
|
...robią naprawdę przyjemne wrażenie. |
|
Na tle jednej ze świątyń. |
|
Taras Lwów w Delos. Z dziewięciu marmurowych posągów przestawiających lwy zachowało się tylko pięć. |
Delos
to niewielka wyspa w pobliżu Mykonos. Wyspa niewielka, ale z wielką
historią. Wedle legendy początkowo miała pływać swobodnie po
morzach i dopiero Zeus przytwierdził ją na stałe do dna, aby dać
schronienie zapłodnionej przez siebie Ledzie, która tu właśnie
urodziła Apollina i Artemidę.
|
Zachowane resztki mozaiki |
Słonecznego boga uznano następnie
za patrona wyspy, posiadał tutaj świątynię, słynną wyrocznię
(nie mylić z delficką), organizowano w mieście igrzyska,
rywalizujące z olimpijskimi. W V w. p. n. e. Delos stała się
ośrodkiem związku państw greckich zawiązanego do walki z Persami
(Związek Delijski albo Ateński Związek Morski). Stał się on
następnie narzędziem dominacji Aten, a w 454 r. Perykles przeniósł
z Delos do tego miasta skarbiec związku i za zdobyte w ten sposób
pieniądze przebudował Akropol. Wdzięczne za to mogą mu być
kolejne pokolenia ale raczej nie mieszkańcy Delos. Co prawda,
obecnie wyspa jest bezludna i funkcjonują na niej tylko muzeum oraz
skansen archeologiczny. Zanim doszło do tego wyludnienia, Delos
przeżyło jeszcze okres rozkwitu w I i II w. p. n. e., gdy stało
się wolnym portem i wielkim ośrodkiem handlowym. Robiono tu
podejrzane interesy i handlowano przede wszystkim niewolnikami.
Miasto podupadło jednak następnie skutkiem wojen oraz napadów
pirackich. Jak już wspomniałem, obecnie to skansen archeologiczny i
wielka atrakcja turystyczna. Przypływają tu statki z turystami z
Mykonos, pojawiają się też prywatne jachty i łodzie. Problem
polega na tym, że ponieważ cała wyspa objęta jest ochroną
prawną, przybić do niej można tylko w jednej, oficjalnej i
niewielkiej przystani. A ta dostępna jest wyłącznie dla
wspomnianych statków turystycznych. Wyjście na ląd w innym miejscu
uznawane jest za przestępstwo i próbę kradzieży zabytków. Nasz
kapitan, Mirek, nie zamierzał jednak kapitulować przed trudnościami
i ponieważ większość uczestników rejsu pałała chęcią
zdobycia wyspy, postanowił zakotwiczyć w cieśninie pomiędzy Delos
a jej większą, ale również od 30 lat bezludną sąsiadką, wyspą
Rinia.
|
Świątynia Izydy w Delos |
A właściwie to pomiędzy Delos, a rozdzielającą cieśninę
niewielką wysepką Nisida Wielka Rematiaris – tak, nieco na północ
leży mniejsza jeszcze Nisida Mała Rematiaris, obydwie także
bezludne. Stamtąd mieliśmy przeprawić się na przystań pontonem.
Na miejsce dotarliśmy po mniej więcej godzinnym rejsie na silniku,
przy ładnej, słonecznej pogodzie ale raczej niesprzyjającym
wietrze. Przez cieśninę przepływa idący z południa prąd, co
wymaga bardzo dobrego zakotwiczenia. Z tym było trochę pracy ale
kapitan nie rezygnował i za trzecią próbą kotwica chwyciła.
Potem wodowanie pontonu i zbiórka ochotników na zdobywców wyspy.
Zebrało się nas razem sześcioro, niektórzy zrezygnowali
wybierając leniwe opalanie się na pokładzie, inni nie mieli może
ochoty na przeprawę głęboko zanurzonym, niewielkim pontonem przy
dość kąśliwej, krótkiej fali. Admirał pozostał na okręcie z
obowiązku, nieoficjalnie zastępując kapitana i równie
nieoficjalnie racząc się piwem. Przeprawa odbyła się w dwóch
turach, po trzy osoby i dostarczyła niedoświadczonym załogantom
odrobiny emocji, a jeszcze większej uciechy pasażerom przybyłego
akurat statku turystycznego. Ci ostatni z dużym zaangażowaniem
pomagali w cumowaniu pontonu. Wszystko skończyło się jednak
szczęśliwie, a kapitan wykazał się opanowaniem rzemiosła
żeglarskiego. Jako archeolog z wykształcenia, dysponował też
wiedzą na temat historii Delos i tamtejszych wykopalisk. Właściwy
skansen archeologiczny, czyli ruiny, zajmuje około połowę wyspy.
Wstęp 20 euro, ale warto. To najlepiej zachowane ruiny antycznego
miasta w Grecji i bodajże w całej Europie. Lepsze znajdziemy tylko
w Turcji, Syrii (o ile wszystkich tam ostatnio nie zburzono) oraz w
Libii (jak wyżej). W pięknym słońcu i przy orzeźwiającym
wietrzyku spacerowaliśmy ulicami, podziwiając kolumnady, resztki
budynków, tu i tam zachowane fragmenty mozaik. Pewnie część z
tego zrekonstruowano, a przynajmniej na nowo ustawiono, ale i tak
prezentuje się o wiele lepiej niż bezkształtne zwykle kupy kamieni
w ruinach Grecji kontynentalnej. Zrezygnowaliśmy tylko z wizyty w
muzeum (z braku czasu), wybierając w zamian wspinaczkę na
najwyższe na wyspie wzgórze. Wymaga to odrobiny wysiłku i wielu
turystów nie potrafi się zdobyć na ten spacer, a naprawdę byłoby
czego żałować. Z wierzchołka rozciąga się piękny widok na
zrujnowane miasto, okoliczne wyspy i morze. Nie sposób nie zadać
sobie pytania, z czego żyli ludzie w wielkim mieście na tak małej
wysepce? W zboże zaopatrywała dawną metropolię wyspa Mykonos,
obecnie podsyłająca zamiast okrętów wyładowanych ziarnem statki
wypełnione turystami. W sumie bardzo miła, interesująca wycieczka
w słoneczny, egejski dzień. Zimne piwo wypite na dawnej agorze też
smakuje wspaniale!
|
Widoki ze szczytu wzgórza są wspaniałe. W tle Mykonos. Oczywiście musieliśmy pozostawić dwa ułożone na sobie kamienie :D |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz