wtorek, 15 sierpnia 2017

Delos

Delos. Nasz kolejny cel.
Jeszcze na krótko siadamy na starożytnej ławce i ruszamy na podbój Delos
Widoczny jeden ze specjalnych statków o płytkim zanurzeniu kursujących na trasie Mykonos-Delos. W tle kotwiczy nasza łódka.
Ruiny starożytnych świątyń...

...skąpane w promieniach październikowego słońca...
...robią naprawdę przyjemne wrażenie.

Na tle jednej ze świątyń.
Taras Lwów w Delos. Z dziewięciu marmurowych posągów przestawiających lwy zachowało się tylko pięć. 
Delos to niewielka wyspa w pobliżu Mykonos. Wyspa niewielka, ale z wielką historią. Wedle legendy początkowo miała pływać swobodnie po morzach i dopiero Zeus przytwierdził ją na stałe do dna, aby dać schronienie zapłodnionej przez siebie Ledzie, która tu właśnie urodziła Apollina i Artemidę.
Zachowane resztki mozaiki
Słonecznego boga uznano następnie za patrona wyspy, posiadał tutaj świątynię, słynną wyrocznię (nie mylić z delficką), organizowano w mieście igrzyska, rywalizujące z olimpijskimi. W V w. p. n. e. Delos stała się ośrodkiem związku państw greckich zawiązanego do walki z Persami (Związek Delijski albo Ateński Związek Morski). Stał się on następnie narzędziem dominacji Aten, a w 454 r. Perykles przeniósł z Delos do tego miasta skarbiec związku i za zdobyte w ten sposób pieniądze przebudował Akropol. Wdzięczne za to mogą mu być kolejne pokolenia ale raczej nie mieszkańcy Delos. Co prawda, obecnie wyspa jest bezludna i funkcjonują na niej tylko muzeum oraz skansen archeologiczny. Zanim doszło do tego wyludnienia, Delos przeżyło jeszcze okres rozkwitu w I i II w. p. n. e., gdy stało się wolnym portem i wielkim ośrodkiem handlowym. Robiono tu podejrzane interesy i handlowano przede wszystkim niewolnikami. Miasto podupadło jednak następnie skutkiem wojen oraz napadów pirackich. Jak już wspomniałem, obecnie to skansen archeologiczny i wielka atrakcja turystyczna. Przypływają tu statki z turystami z Mykonos, pojawiają się też prywatne jachty i łodzie. Problem polega na tym, że ponieważ cała wyspa objęta jest ochroną prawną, przybić do niej można tylko w jednej, oficjalnej i niewielkiej przystani. A ta dostępna jest wyłącznie dla wspomnianych statków turystycznych. Wyjście na ląd w innym miejscu uznawane jest za przestępstwo i próbę kradzieży zabytków. Nasz kapitan, Mirek, nie zamierzał jednak kapitulować przed trudnościami i ponieważ większość uczestników rejsu pałała chęcią zdobycia wyspy, postanowił zakotwiczyć w cieśninie pomiędzy Delos a jej większą, ale również od 30 lat bezludną sąsiadką, wyspą Rinia.
Świątynia Izydy w Delos
A właściwie to pomiędzy Delos, a rozdzielającą cieśninę niewielką wysepką Nisida Wielka Rematiaris – tak, nieco na północ leży mniejsza jeszcze Nisida Mała Rematiaris, obydwie także bezludne. Stamtąd mieliśmy przeprawić się na przystań pontonem. Na miejsce dotarliśmy po mniej więcej godzinnym rejsie na silniku, przy ładnej, słonecznej pogodzie ale raczej niesprzyjającym wietrze. Przez cieśninę przepływa idący z południa prąd, co wymaga bardzo dobrego zakotwiczenia. Z tym było trochę pracy ale kapitan nie rezygnował i za trzecią próbą kotwica chwyciła. Potem wodowanie pontonu i zbiórka ochotników na zdobywców wyspy. Zebrało się nas razem sześcioro, niektórzy zrezygnowali wybierając leniwe opalanie się na pokładzie, inni nie mieli może ochoty na przeprawę głęboko zanurzonym, niewielkim pontonem przy dość kąśliwej, krótkiej fali. Admirał pozostał na okręcie z obowiązku, nieoficjalnie zastępując kapitana i równie nieoficjalnie racząc się piwem. Przeprawa odbyła się w dwóch turach, po trzy osoby i dostarczyła niedoświadczonym załogantom odrobiny emocji, a jeszcze większej uciechy pasażerom przybyłego akurat statku turystycznego. Ci ostatni z dużym zaangażowaniem pomagali w cumowaniu pontonu. Wszystko skończyło się jednak szczęśliwie, a kapitan wykazał się opanowaniem rzemiosła żeglarskiego. Jako archeolog z wykształcenia, dysponował też wiedzą na temat historii Delos i tamtejszych wykopalisk. Właściwy skansen archeologiczny, czyli ruiny, zajmuje około połowę wyspy. Wstęp 20 euro, ale warto. To najlepiej zachowane ruiny antycznego miasta w Grecji i bodajże w całej Europie. Lepsze znajdziemy tylko w Turcji, Syrii (o ile wszystkich tam ostatnio nie zburzono) oraz w Libii (jak wyżej). W pięknym słońcu i przy orzeźwiającym wietrzyku spacerowaliśmy ulicami, podziwiając kolumnady, resztki budynków, tu i tam zachowane fragmenty mozaik. Pewnie część z tego zrekonstruowano, a przynajmniej na nowo ustawiono, ale i tak prezentuje się o wiele lepiej niż bezkształtne zwykle kupy kamieni w ruinach Grecji kontynentalnej. Zrezygnowaliśmy tylko z wizyty w muzeum (z braku czasu), wybierając w zamian wspinaczkę na najwyższe na wyspie wzgórze. Wymaga to odrobiny wysiłku i wielu turystów nie potrafi się zdobyć na ten spacer, a naprawdę byłoby czego żałować. Z wierzchołka rozciąga się piękny widok na zrujnowane miasto, okoliczne wyspy i morze. Nie sposób nie zadać sobie pytania, z czego żyli ludzie w wielkim mieście na tak małej wysepce? W zboże zaopatrywała dawną metropolię wyspa Mykonos, obecnie podsyłająca zamiast okrętów wyładowanych ziarnem statki wypełnione turystami. W sumie bardzo miła, interesująca wycieczka w słoneczny, egejski dzień. Zimne piwo wypite na dawnej agorze też smakuje wspaniale!
Widoki ze szczytu wzgórza są wspaniałe. W tle Mykonos. Oczywiście musieliśmy pozostawić dwa ułożone na sobie kamienie :D

A na gdzieś na horyzoncie znów widać naszą łódke...

Z góry wszystko wygląda inaczej...

Schodząc ze wzgórza między kolumnami natrafiliśmy na...
Wylegującą się na słońcu jaszczurkę, która pożegnała nas rzucając chłodne spojrzenie.
Na resztę dnia mamy zaplanowane przejście (nadal na silniku, pod niesprzyjający wiatr) pomiędzy wyspami Paros i Naksos oraz dojście do wyspy Ios. Tam staniemy na noc, by nazajutrz wyruszyć ku Santorini.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz