niedziela, 13 sierpnia 2017

Mykonos

Jako rozbitek. Słoneczko, plaża, typowe greckie krajobrazy...Czego chcieć więcej?
Wiatraki z Mykonos w całej pełn
Między wiatrakami które są symbolem wyspy


A po programie artystycznym zimne piwko na zwilżenie gardła w ten ciepły dzień
Po całodziennym postoju na Kitnos morze uspokaja się i rankiem 18. paźdiernika wychodzimy z portu przy słonecznej pogodzie. Wiatr sprzyja i płyniemy na żaglach, po drodze omijając od południa wyspę Siros.
Inne ujęcie wiatraków na Mykonos
Wieczorem okazuje się jednak, że nie damy rady wystarczająco wyostrzyć i ostatni odcinek drogi przebywamy na siniku, kierując się na północny wschód i opływając z lewej burty wyspy Rineja oraz Delos. Na Delos zajrzymy za dwa dni, teraz przed nami Mykonos! Ta malownicza, ale nie wyróżniająca się niegdyś niczym specjalnym wysepka zyskała sławę w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy upodobali ją sobie spragnieni spokoju, odosobnienia i wypoczynku celebryci, gwiazdy kina, muzyki, świata mody czy sportu. W ślad za nimi nadciągnęli jednak zwabieni słynnymi nazwiskami turyści. Celebryci uciekli wówczas gdzie indziej, a hordy turystów pozostały. Obecnie na Mykonos żyje niecałe 10 tys. stałych mieszkańców (i tak dużo, porównując np. z Kitnos), wczasowiczów i zwiedzających jest zwykle kilkakrotnie więcej. Przybywają prywatnymi jachtami, statkami wycieczkowymi, samolotami. Wyspa zyskała wątpliwą sławę jako mekka miłośników wyluzowanej zabawy, wszelkiego rodzaju używek oraz innego rodzaju atrakcji – erotycznych także. Odwiedzają ją jakoby z upodobaniem „kochający inaczej”, czyli geje i lesbijki. Na Mykonos można też znaleźć mnóstwo firmowych sklepów najlepszych marek, ceny niczym w Paryżu czy Mediolanie. O wiele trudniej odszukać ten dawny czar i klimat, który zwabił tu niegdyś wspomniane sławy.
Kotwiczymy na noc w osłoniętej zatoce u południowych brzegów wyspy i już na odległość przekonujemy się, jakie to atrakcje oferuje ona w pierwszej kolejności. Przed nami wąski pas lądu, za którym ulokowano miasto Mykonos (zwane też Chora) – stolicę wyspy. Wzdłuż wybrzeża ciągną się jaskrawo oświetlone restauracje, tawerny, dyskoteki i inne tego rodzaju przybytki. Przez całą noc dobiega od strony lądu głośna muzyka. Cóż, to obecne Mykonos.
Teraz pora na spacer na plażę...
I zanurzenie chociaż stóp w Morzu Egejskim
Może by tak jeszcze coś zjeść na kolację?
Większość knajpek to jednak restauracje rybne a ten widok skutecznie zniechęcił nas do konsumpcji (jako że owoce morza jemy tylko w ostatecznej ostateczności). Powędrowaliśmy zatem do marketu po wino winogrona, oliwki i pyszny grecki ser. Tak zaopatrzeni udamy się na romantyczną kolację połączoną ze spacerem gdzieś  na nadmorskie , odludne wzgórza Mykonos.
Rankiem przechodzimy na silniku wokół wysuniętego w kierunku zachodnim półwyspu i cumujemy w marinie po północnej stronie miasta. Dodam, że marina bardzo marna. Jedyne udogodnienie cywilizacyjne to WC, do którego trzeba się zresztą kilkaset metrów przespacerować.
Ostatni rzut oka na wiatraki i...idziemy do marketu na zakupy...
Pryszniców brak. Obok przystań promowa oraz nabrzeże, przy którym cumują gigantyczne statki wycieczkowe z niemieckimi turystami. Ruch trwa tam na okrągło, autobusy podwożą wycieczkowiczów do miasta. My korzystamy w drodze do Chory (Mykonos) z lokalnego promu, podczas krótkiego rejsu wzmacniając się miejscowym winem, które kupiliśmy w dobrze zaopatrzonym w lokalne produkty i wyjątkowo jak na te wyspę niedrogim sklepie, usytuowanym dokładnie naprzeciwko mariny, po przeciwnej stronie ulicy. To miły początek zwiedzania. Nie przeszkadza nam nawet to, że tego akurat dnia wyspa przyjmuje jakichś oficjalnych gości, trwają uroczystości w porcie i okolice nabrzeża zostały zamknięte dla normalnego ruchu. Potrwa to kilka godzin. Zanurzamy się więc w plątaninę wąskich uliczek miasteczka. Prezentowałyby się uroczo, w miarę zadbane, zabudowane starannie odmalowanymi domkami. Klimat psują tylko wspomniane, markowe sklepy oraz tłumy turystów. Cóż, gdyby nie ci turyści, to pewnie nikt by o estetykę nie zadbał. Coś za coś! Rozdzielamy się po spożyciu posiłku. Żartujemy, że skoro nasz kapitan, Mirek, nie zdążył odwiedzić przed wylotem z Polski fryzjera (o czym raz czy drugi wspomniał) to teraz może się ostrzyc na Mykonos! Wyspa słynie i z tego rodzaju usług, miejscowi mistrzowie oferują klientom fryzury bardzo wymyślne, za odpowiednią cenę, rzecz jasna. Dla zabawy zaglądamy do jednego czy drugiego zakładu, najprostsze strzyżenie męskie 24 euro. Ale są też w „menu” pozycje dużo bardziej wyszukane, grubo przekraczające sumę 100 euro. Ostatecznie kapitan pozostał przy dotychczasowej fryzurze, w której prezentował się zresztą bardzo dobrze (o czy można przekonać się na zdjęciach).
"Nasza" przystań na Mykonos z mnóstwem ogromnych wycieczkowców
Chcąc wydostać się z tego turystycznego kotła wychodzimy na wzgórze ponad miastem, Tutaj już spokojniej. Można usiąść na ławeczce pod skrzydłami starego, pobielonego wiatraka i popijając wino podziwiać widoki, bardzo zresztą malownicze. Mykonos, jak większość greckich wysp, najlepiej prezentuje się z daleka. Białe wiatraki to symbol wyspy, pochodzą z XVI w. i służyły mieleniu zboża, które powszechnie tu wtedy uprawiano. Turyści fotografują się zwykle na tle pięciu takich wiatraków, usytuowanych ponad plażą i portem oraz ładnie odrestaurowanych. Drugi symbol Mykonos to pelikany. Ptaki te można spotkać na wyspie, oswojone z ludźmi pozwalają się karmić.

Wieczorem urządzamy sobie romantyczny spacer we dwoje, zapuszczając się na wzgórza ponad mariną i przystanią promową. Tutaj to już trochę inny świat, objawia się zwykły, grecki nieporządek. Z pewnym trudem znajdujemy jako tako odosobnione miejsce, w którym można miło spędzić czas, sycąc oczy widokami oraz popijając wino, przegryzane serem, oliwkami i winogronami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz