|
Jako rozbitek. Słoneczko, plaża, typowe greckie krajobrazy...Czego chcieć więcej? |
|
Wiatraki z Mykonos w całej pełn |
|
Między wiatrakami które są symbolem wyspy |
|
A po programie artystycznym zimne piwko na zwilżenie gardła w ten ciepły dzień |
Po
całodziennym postoju na Kitnos morze uspokaja się i rankiem 18.
paźdiernika wychodzimy z portu przy słonecznej pogodzie. Wiatr
sprzyja i płyniemy na żaglach, po drodze omijając od południa
wyspę Siros.
|
Inne ujęcie wiatraków na Mykonos |
Wieczorem okazuje się jednak, że nie damy rady
wystarczająco wyostrzyć i ostatni odcinek drogi przebywamy na
siniku, kierując się na północny wschód i opływając z lewej
burty wyspy Rineja oraz Delos. Na Delos zajrzymy za dwa dni, teraz
przed nami Mykonos! Ta malownicza, ale nie wyróżniająca się
niegdyś niczym specjalnym wysepka zyskała sławę w latach
sześćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy upodobali ją sobie
spragnieni spokoju, odosobnienia i wypoczynku celebryci, gwiazdy
kina, muzyki, świata mody czy sportu. W ślad za nimi nadciągnęli
jednak zwabieni słynnymi nazwiskami turyści. Celebryci uciekli
wówczas gdzie indziej, a hordy turystów pozostały. Obecnie na
Mykonos żyje niecałe 10 tys. stałych mieszkańców (i tak dużo,
porównując np. z Kitnos), wczasowiczów i zwiedzających jest
zwykle kilkakrotnie więcej. Przybywają prywatnymi jachtami,
statkami wycieczkowymi, samolotami. Wyspa zyskała wątpliwą sławę
jako mekka miłośników wyluzowanej zabawy, wszelkiego rodzaju
używek oraz innego rodzaju atrakcji – erotycznych także.
Odwiedzają ją jakoby z upodobaniem „kochający inaczej”, czyli
geje i lesbijki. Na Mykonos można też znaleźć mnóstwo firmowych
sklepów najlepszych marek, ceny niczym w Paryżu czy Mediolanie. O
wiele trudniej odszukać ten dawny czar i klimat, który zwabił tu
niegdyś wspomniane sławy.
Kotwiczymy
na noc w osłoniętej zatoce u południowych brzegów wyspy i już na
odległość przekonujemy się, jakie to atrakcje oferuje ona w
pierwszej kolejności. Przed nami wąski pas lądu, za którym
ulokowano miasto Mykonos (zwane też Chora) – stolicę wyspy.
Wzdłuż wybrzeża ciągną się jaskrawo oświetlone restauracje,
tawerny, dyskoteki i inne tego rodzaju przybytki. Przez całą noc
dobiega od strony lądu głośna muzyka. Cóż, to obecne Mykonos.
|
Teraz pora na spacer na plażę... |
|
I zanurzenie chociaż stóp w Morzu Egejskim |
|
Może by tak jeszcze coś zjeść na kolację? |
|
Większość knajpek to jednak restauracje rybne a ten widok skutecznie zniechęcił nas do konsumpcji (jako że owoce morza jemy tylko w ostatecznej ostateczności). Powędrowaliśmy zatem do marketu po wino winogrona, oliwki i pyszny grecki ser. Tak zaopatrzeni udamy się na romantyczną kolację połączoną ze spacerem gdzieś na nadmorskie , odludne wzgórza Mykonos. |
Rankiem
przechodzimy na silniku wokół wysuniętego w kierunku zachodnim
półwyspu i cumujemy w marinie po północnej stronie miasta. Dodam,
że marina bardzo marna. Jedyne udogodnienie cywilizacyjne to WC, do
którego trzeba się zresztą kilkaset metrów przespacerować.
|
Ostatni rzut oka na wiatraki i...idziemy do marketu na zakupy... |
Pryszniców brak. Obok przystań promowa oraz nabrzeże, przy którym
cumują gigantyczne statki wycieczkowe z niemieckimi turystami. Ruch
trwa tam na okrągło, autobusy podwożą wycieczkowiczów do miasta.
My korzystamy w drodze do Chory (Mykonos) z lokalnego promu, podczas
krótkiego rejsu wzmacniając się miejscowym winem, które kupiliśmy
w dobrze zaopatrzonym w lokalne produkty i wyjątkowo jak na te wyspę
niedrogim sklepie, usytuowanym dokładnie naprzeciwko mariny, po
przeciwnej stronie ulicy. To miły początek zwiedzania. Nie
przeszkadza nam nawet to, że tego akurat dnia wyspa przyjmuje
jakichś oficjalnych gości, trwają uroczystości w porcie i okolice
nabrzeża zostały zamknięte dla normalnego ruchu. Potrwa to kilka
godzin. Zanurzamy się więc w plątaninę wąskich uliczek
miasteczka. Prezentowałyby się uroczo, w miarę zadbane, zabudowane
starannie odmalowanymi domkami. Klimat psują tylko wspomniane,
markowe sklepy oraz tłumy turystów. Cóż, gdyby nie ci turyści,
to pewnie nikt by o estetykę nie zadbał. Coś za coś! Rozdzielamy
się po spożyciu posiłku. Żartujemy, że skoro nasz kapitan,
Mirek, nie zdążył odwiedzić przed wylotem z Polski fryzjera (o
czym raz czy drugi wspomniał) to teraz może się ostrzyc na
Mykonos! Wyspa słynie i z tego rodzaju usług, miejscowi mistrzowie
oferują klientom fryzury bardzo wymyślne, za odpowiednią cenę,
rzecz jasna. Dla zabawy zaglądamy do jednego czy drugiego zakładu,
najprostsze strzyżenie męskie 24 euro. Ale są też w „menu”
pozycje dużo bardziej wyszukane, grubo przekraczające sumę 100
euro. Ostatecznie kapitan pozostał przy dotychczasowej fryzurze, w
której prezentował się zresztą bardzo dobrze (o czy można
przekonać się na zdjęciach).
|
"Nasza" przystań na Mykonos z mnóstwem ogromnych wycieczkowców |
Chcąc
wydostać się z tego turystycznego kotła wychodzimy na wzgórze
ponad miastem, Tutaj już spokojniej. Można usiąść na ławeczce
pod skrzydłami starego, pobielonego wiatraka i popijając wino
podziwiać widoki, bardzo zresztą malownicze. Mykonos, jak większość
greckich wysp, najlepiej prezentuje się z daleka. Białe wiatraki to
symbol wyspy, pochodzą z XVI w. i służyły mieleniu zboża, które
powszechnie tu wtedy uprawiano. Turyści fotografują się zwykle na
tle pięciu takich wiatraków, usytuowanych ponad plażą i portem
oraz ładnie odrestaurowanych. Drugi symbol Mykonos to pelikany.
Ptaki te można spotkać na wyspie, oswojone z ludźmi pozwalają się
karmić.
Wieczorem
urządzamy sobie romantyczny spacer we dwoje, zapuszczając się na
wzgórza ponad mariną i przystanią promową. Tutaj to już trochę
inny świat, objawia się zwykły, grecki nieporządek. Z pewnym
trudem znajdujemy jako tako odosobnione miejsce, w którym
można miło spędzić czas, sycąc oczy widokami oraz popijając
wino, przegryzane serem, oliwkami i winogronami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz