niedziela, 15 kwietnia 2018

Park Narodowy Lake Naivasha – paszcza hipopotama.

Groźny władca Jeziora Naivasha prezentuje swoją moc.
Jezioro Naivasha położone jest ok. 70 km. na północny-zachód od Nairobi i stanowi ulubiony cel jednodniowych wypadów ze stolicy. W bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się miasto Naivasha (różne źródła podają diametralnie rozbieżne dane na temat szacunkowej liczby ludności), nie cieszące się szczególnie dobrą sławą jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Na uwagę zasługuje natomiast fakt, że w okolicy pracuje jeden z dwóch działających w Kenii browarów, o czym więcej w innym poście.
Powierzchnia jeziora to ok. 140 km. kw. Chociaż zarówno miasto jak i jezioro leżą w tzw. Wielkiej Dolinie Ryftowej, czyli gigantycznej szczelinie tektonicznej ciągnącej się od Mozambiku po Morze Czerwone i Dolinę Jordanu, to wysokość terenu względem poziomu morza sięga w tej okolicy 1800-2000 m. (lustro wody, zmienne zresztą, 1884 m. n. m. p.). W okresie kolonialnym jezioro wykorzystywano jako lądowisko dla długodystansowych łodzi latających, utrzymujących komunikację z Wielką Brytanią. Obecnie to przede wszytskim atrakcja turystyczna.
Główny sposób zwiedzania to rejsy łódką (wyruszają one z kilku miejsc, należy kierować się już przed miastem w prawo od głównej drogi z Nairobi i Nakuru, są drogowskazy), podczas których zobaczyć można przede wszystkim żyjące tutaj hipopotamy. Dopisują praktycznie zawsze. Wbrew pozorom i dość powszechnej opinii, traktującej te zwierzęta jako olbrzymie, ale raczej sympatyczne i niezdarne grubasy, hipopotamy to prawdziwie groźne bestie. Statystycznie, to właśnie one są corocznymi sprawcami największej w Afryce liczby śmiertelnych przypadków zaatakowania człowieka przez dzikie zwierzęta. Co istotne, atakują zwykle nie w wodzie, ale na lądzie. Wychodzą bowiem wieczorami na brzeg, by paść się na nadbrzeżnych łąkach (to trawożercy). Na lądzie czują się jednak mniej pewnie i stąd przejawiają dużą agresywność, szarżując, gdy poczują się zagrożone. Potrafią też nadspodziewanie szybko biegać, osiągają na krótkim dystansie nawet 70 km./h. Mało kto zdoła więc takiemu hipopotamowi uciec, zaskoczony nagłym sprintem zwierzęcia. Z tymi „rzecznymi końmi” należy więc uważać.
W ostatnich latach poziom wody Jeziora Naivasha podniósł się i powiększyło ono swoją powierzchnię, zalewając niżej położone brzegi. Dowód tego stanowią sterczące z wody oraz tworzące prawdziwy „las” pnie obumarłych drzew, kolejna atrakcja dla turystów. Do tego duże stada kormoranów oraz innych ptaków wodnych. Turystyczne rejsy na jeziorze mogą zostać odwołane z powodu złej pogody. Bywa ona w tej okolicy bardzo zmienna, jakoby z powodu wybijających w okolicy gorących źródeł i wyziewów wulkanicznych. Z drugiej strony, przewoźnicy byle burzy się nie boją. Wypłynęliśmy przy akompaniamencie grzmotów oraz przy zasnutej ciemnymi chmurami połowie nieba. Na nasze zaniepokojone pytania, przewoźnik-kapitan odparł, że nie ma problemu, bo wiatr znosi burzę w przeciwną stronę jeziora niż zamierzamy się udać. W sumie miał rację i wróciliśmy bez kłopotów, nie licząc przenikliwie zimnego wiatru (w Kenii potrafi powiać chłodem). Tyle, że z powodu tegoż wiatru i wzbudzonej przezeń fali nasz „kapitan” zrezygnował z powrotnego przejścia przez otwarty akwen, trzymał się osłony brzegu i ostatecznie skrócił rejs o 10 min. w stosunku do zaplanowanej i opłaconej godziny. Zmarznięci, nie protestowaliśmy. Ponieważ jednak nie zapytał nas o zdanie i udawał, że odbył normalną turę, nie dostał napiwku.
Zadowolony Zbyszko uzupełnia zapasy.
Nie jest łatwo przejechać kenijskimi drogami, jak nie zebry i słonie to zwierzątka hodowlane :D.
Panorama Wielkiej Doliny Ryftowej w okolicach Naivasha.
W ciągu roku krawędzie doliny rozchodzą się o 2 cm. Afryka pęka w tym miejscu na dwoje. Przysparza to sporych kłopotów mieszkańcom i drogowcom. Ta szczelina pojawiła się nagle trzy tygodnie przed naszą podróżą.
Lokalny gryzoń dokarmiany regularnie przez turystów.
"Masz kolbę kukurydzy?"
Pawiany "polują" na resztki wyrzucane przez okna samochodów.
Para antylop kob.
Na horyznocie szaleje burza, dookoła pnie martwych drzew. Krajobraz prawdziwie "wiedźmiński"
Pelikan na tle złowieszczego krajobrazu.
Ruszamy na rejsik.
Już chwilę po wypłynięciu zauważamy pierwszego hipopotama.
Jak się okazuje na horyzoncie jest kilka całkiem pokaźnych stad hipopotamów.
Leniwie odpoczywają w oczekiwaniu na zapadnięcie zmroku, gdy będą mogły wyjść z wody na kolację.
A wokół jeziora zielona trawka, w sam raz na kolację dla hipopotama.
Malowniczy krajobraz jeziora.
Dawny las zalany przez wodę.
Ptaszydło zwane fisher king, po polsku zimorodek.
Wpływamy na bagienne odnogi jeziora.
Białe pelikany brodzą w poszukiwaniu ryb.
Lęgowiska kormoranów w koronach drzew (niestety kormorany tylko w tle).
Pelikan podczas łowów.
Ponieważ poziom wody w jeziorze w ostatnich latach bardzo się podniósł, przy brzegach można spotkać wiele uschniętych drzew.
Kolejna kolonia hipopotamów.
Jak widać, łódką można podpłynąć całkiem blisko olbrzymów i...
...spojrzeć im głęboko w oczy.
Ostatni rzut oka na Jezioro Naivasha i zmarznięci ruszamy w dalszą drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz