piątek, 14 lipca 2017

Wardżia


Wardżia - miasto wykute w skale 

Na skałąch przed wejściem do miasta
Panorama z Wardżia na otaczającą dolinę


Na tle "plastra miodu"

Pozostałości kościoła Wardżia

Gdzieś w podziemiach Wardżia

Wędrując po labiryntach Wardżia

Wardżia – skalne miasto w dolinie rzeki Mtkwari (południowa Gruzja, ok. 40 km. na pd. - wsch. od Achalciche). To jedno ze średniowiecznych ukrytych miast – fortec, wykuwanych w górach dla ochrony przed najazdami. To akurat należało do największych, budowę rozpoczął król Jerzy III w 1185 r., ukończyła kilkanaście lat później jego córka, królowa Tamara. Miasto liczyło 13 pieter - poziomów, posiadało 3 tys. pomieszczeń i mogło przyjąć do 60 tys. ludzi, chociaż na co dzień mieszkało ich tam znacznie mniej. Podobnie jak inne, służyło w kolejnych dekadach XIII w. jako miejsce ucieczki przed Mongołami. W 1288 r. trzęsienie ziemi spowodowało zawalenie się zbocza, zniszczyło dużą część miasta i odsłoniło resztę. Wardżia nabrała wówczas obecnego, charakterystycznego wyglądu, przypominającego plaster miodu. Tak też bywa potocznie nazywana. W 1551 r. padła ofiara najazdu perskiego. Napastnicy zrabowali wszystko, co zdołali unieść, a ostatni mieszkańcy uciekli, aby nigdy już nie powrócić. Odtąd miasto pozostaje opuszczone. Wardżia uchodzi za największą atrakcję turystyczną Gruzji. 
Podróż malowniczą doliną rzeki Mtkwari
Już sama podróż z Achalciche malowniczą doliną rzeki Mtkwari dostarcza wielu wrażeń. I nie chodzi tu tylko o punkty widokowe, chociaż i takich nie brakuje. Tu i tam można zatrzymać się, aby pokonać rzekę po niepewnym i chybotliwym wiszącym moście – kładce. Korzystają z takowych miejscowi, my również spróbowaliśmy. Dostarcza to pewnych... emocji. Ci, którzy nie pałają entuzjazmem dla takowych wyzwań, znajdą łatwo inne. Okolica słynie z wytwarzanej domowym sposobem specjalnej wódki, nazywanej tutowką. Pędzi się ją z owoców morwy. To w zasadzie odmiana czaczy, śmierdzi i smakuje bardzo podobnie, czyli jak kiepski bimber. Kac też podobny, jeśli nie gorszy. Sprzedają ten specjał przy drodze, a jakże, w butelkach pet. Przy skalnym mieście można zjeść i wypić w improwizowanej restauracji pod gołym niebem, niekoniecznie popijając tutowką. Wstęp do miasta stosunkowo drogi, jak na warunki gruzińskie. Mniej zaprawionych w górskich spacerach do wejścia podwożą jeepy. Następnie jednak zwiedzamy miasto samodzielnie, przeciskając się przez wąskie przejścia, przemierzając w ślad za znakami labirynt skalnych komnat, podziwiając widoki. Zajmuje to około dwóch godzin. Nie wolno ominąć tego miejsca, pomimo możliwych trudności z dojazdem.
Na starym wiszącym moście


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz